Strasznie mi się dziś nudziło. Przez cały dzień siedziałam
na moim ulubionym drzewie w Osadzie i myślałam o tym, jakby tu pounikać ludzi,
którzy namolnie przechodzili koło mnie i patrzyli w moją stronę z minami, które
widocznie nie wyrażały aprobaty. Nasuwał się jeden pomysł, ale huk, jak mi się
nie chciało! W końcu postanowiłam, że jednak muszę coś zrobić, bo nie wytrzymam
kolejnego dnia pełnego narzekań od strony co wredniejszych Osadników na to, że
znów się obijam. Tylko co mogłam robić? Nie pójdę sprawdzić strażników, bo będę
musiała wdać się w kolejną długą rozmowę z Charliem albo w niekończącą się kłótnię
z Rickiem. Może trochę sobie potrenuję? Ale raczej nie w osadzie. No to zostaje
wyjście z niej. W sumie to dawno nie trenowałam strzelania z łuku. Tak, to
dobry pomysł. Zeskoczyłam więc z mojego drzewa i bez pośpiechu ruszyłam w
stronę murów. Minęło może 5 minut i już stałam przed bramą. Powiedziałam
strażnikom, że wychodzę na godzinkę i przeszłam przez przejście prowadzące na
zewnątrz Osady. Gdy tylko zatrzasnęły się za mną wrota, skierowałam się do
miejsca w którym ukrywałam łuk i strzały. Jak dotąd zapowiadał się spokojny
dzień pełen bycia zupełnie nieprzydatną dla Osady. Zastanawiałam się czy
przypadkiem nie zaczęło mnie to już denerwować, gdy usłyszałam dość
charakterystyczny dźwięk. Byłam już przy drzewie, w którym chowałam łuk i
strzały, więc szybko wdrapałam się na nie i chwyciłam moją broń. Odgłos, który
słyszałam zdecydowanie pochodził od Zakażonego. Wróć, dwóch Zakażonych.
Wytężyłam wzrok i rozglądałam się za źródłem dźwięków. Nie zajęło mi to długo.
Parę sekund później zauważyłam jakąś postać, która walczyła z dwójką potworów typu
I. Całkiem dobrze sobie radził, ale i tak postanowiłam mu pomóc. To była
doskonała okazja na poćwiczenie strzelania. Naciągnęłam strzałę, wymierzyłam i
wypuściłam ją razem z oddechem. Pomknęła przez drzewa w kierunku jednego z
Zakażonych. W międzyczasie postać, którą wcześniej zauważyłam zabiła drugiego z
nich i już odwracała się ku następnemu, jednak moja strzała była szybsza.
Trafiłam w sam środek głowy potwora, a osoba stanęła przez chwilę zbita z
tropu. Po chwili zauważyłam jak odcina głowę Zakażonemu i odwraca się w kierunku
koron drzew. Szybko schowałam się za pniem mojego drzewa. Huk! Zapomniałam, że
moja strzałą może go tu ściągnąć. Zaczął biec w moim kierunku. Mogłam już
ocenić, że to chłopak. Stanął prawie pod drzewem, na którym się chowałam i
wpatrywał w mór za mną. Spróbował zrobić
krok, ale posłałam strzałę tuż przed jego stopy. Chłopak zatrzymał się i szybko
spojrzał w moim kierunku.
-Kim jesteś?- Zapytałam może trochę za ostro bo chłopak aż podniósł ręce w pokojowym geście.
-Podróżnym. Szukam miejsca aby przenocować kilka dni. Oferuję pomoc.
Zawahałam się. Pomoc by nam się przydała. Aed byłby szczęśliwy, jeśli przyprowadziłabym kogoś nowego do pomocy. Ale z drugiej strony musiałabym się nim chwilę zająć… zaprowadzić go do Carla i Aed’a… O czym ja myślę!? Odłożyłam łuk na jego miejsce nie spuszczając z oka nowego znajomego i zeskoczyłam sprawnie z drzewa.
-A więc dobrze… „Podróżniku”. Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę wejścia do Osady.
-Nazywam się Max. Pewnie zdajesz sobie sprawę, że na samym początku zaprowadzę cię do Carla- naszego lekarza, żeby mógł on stwierdzić, czy nie jesteś zarażony? Nie chce i się tego potem tłumaczyć.
Nie chce mi się tego tłumaczyć przy innych- dodałam w myślach. Gdyby ludzie zauważyli, że coś komuś tak szczegółowo tłumaczę, mogli by zacząć do mnie przychodzić i zadawać jakieś głupie pytania, a ja lubię mój spokój, chodź często na niego narzekam. Chyba jestem dziwna. Uśmiechnęłam się w duchu na tą myśl.
-Później jeśli wszystko będzie w porządku, zaprowadzę cię do naszego przywódcy Aiden’a Waltersa. On zdecyduje co z tobą zrobić i pewnie chętnie wysłucha twojej oferty pomocy. Na koniec ktoś odprowadzi cię do twojego pokoju. Jeśli będziesz chciał możesz podjąć się jakiejś pracy żeby się nie nudzić. Ale pewnie dostaniesz jakiegoś przewodnika, który ci o wszystkim bardziej szczegółowo opowie. O patrz, już jesteśmy.
Stanęłam przed bramą i zapukałam, a raczej przywaliłam w nią parę razy. Otworzyli mi bramę, a ja gestem zaprosiłam „Podróżnika” do środka.
-Kim jesteś?- Zapytałam może trochę za ostro bo chłopak aż podniósł ręce w pokojowym geście.
-Podróżnym. Szukam miejsca aby przenocować kilka dni. Oferuję pomoc.
Zawahałam się. Pomoc by nam się przydała. Aed byłby szczęśliwy, jeśli przyprowadziłabym kogoś nowego do pomocy. Ale z drugiej strony musiałabym się nim chwilę zająć… zaprowadzić go do Carla i Aed’a… O czym ja myślę!? Odłożyłam łuk na jego miejsce nie spuszczając z oka nowego znajomego i zeskoczyłam sprawnie z drzewa.
-A więc dobrze… „Podróżniku”. Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę wejścia do Osady.
-Nazywam się Max. Pewnie zdajesz sobie sprawę, że na samym początku zaprowadzę cię do Carla- naszego lekarza, żeby mógł on stwierdzić, czy nie jesteś zarażony? Nie chce i się tego potem tłumaczyć.
Nie chce mi się tego tłumaczyć przy innych- dodałam w myślach. Gdyby ludzie zauważyli, że coś komuś tak szczegółowo tłumaczę, mogli by zacząć do mnie przychodzić i zadawać jakieś głupie pytania, a ja lubię mój spokój, chodź często na niego narzekam. Chyba jestem dziwna. Uśmiechnęłam się w duchu na tą myśl.
-Później jeśli wszystko będzie w porządku, zaprowadzę cię do naszego przywódcy Aiden’a Waltersa. On zdecyduje co z tobą zrobić i pewnie chętnie wysłucha twojej oferty pomocy. Na koniec ktoś odprowadzi cię do twojego pokoju. Jeśli będziesz chciał możesz podjąć się jakiejś pracy żeby się nie nudzić. Ale pewnie dostaniesz jakiegoś przewodnika, który ci o wszystkim bardziej szczegółowo opowie. O patrz, już jesteśmy.
Stanęłam przed bramą i zapukałam, a raczej przywaliłam w nią parę razy. Otworzyli mi bramę, a ja gestem zaprosiłam „Podróżnika” do środka.
<Mike?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz