wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Jae CD Luny

W dalszym ciągu jestem sceptycznie nastawiony do tej osady. Tak duże tereny jakie oni posiadają są łakomym kąskiem - i nie mówię tu tylko o zakażonych. Ludzie zawsze byli egoistyczni i nic tego nie zmieni. Może zjednoczymy siły? Wiecie, mało nas zostało na tym świecie, przydałoby się… NIE! Nie no, po co! Wywołajmy wojnę między sobą. No zajebiście, brakuje jeszcze tylko, żebyśmy nauczyli się jeździć na tych potworach. W sumie jak bliżej poznaję innych swoich to mam nadzieje, że szybko wszyscy wylądujemy w piachu.
- O co chciałeś się zapytać? - pytanie wydobyło się z ust bruneta. A tak, trochę nie zrozumiałem powierzonego mi zadania.
- Nie powinniśmy trenować wewnątrz obozowiska…? - to chyba było bardziej pytanie retoryczne.
- Dostałem osoby po dwudziestce, obyte z bronią. Muszą poćwiczyć strzelanie na odległość, wolę, żeby nie robili tego w Camelot.
- Ach, to w sumie zrozumiałe.
- Będzie tam dwójka wyćwiczonych obrońców, a niezbyt często zapuszczają się tam zakażeni. Normalnie posłałbym tam Jeremy’ego, ale się ostatnio potłukł.
- Rekruci są aż tak niemili?
- Raczej bydło. - zaśmiał się pod nosem. Wyglądał jakby sam zrobił coś wspomnianemu mężczyźnie. - Coś jeszcze, mam dużo roboty. - odparł już bardziej chłodnym tonem.
- Nie, nie. - mruknąłem, wychodząc z chaty.
Chwyciłem kuszę opartą o ścianę i zarzuciłem ją sobie na plecy. Ważyła te DOBRE KILKA KILOGRAMÓW. Ruszyłem w stronę bramy, gdzie miało czekać jakichś dziesięciu osadników.
Całą grupą przeszliśmy przez wyjście i oddaliliśmy się od obozowiska jakieś pięćdziesiąt metrów. Wyczuwałem niezbyt ciekawe emocje dookoła. Chyba nie lubią tu przebywać. Osobiście wolałbym być tutaj niż wewnątrz. Zostanie to nie jest chyba dobry pomysł. Zgodziłem się na pomoc w zamian za nocleg na kilka dni.
- Znacie się na swoim fachu, co nie? - mruknąłem do zgromadzonych. Chwyciłem moją przepiękną broń i położyłem sobie na barku, jakby nic nie ważyła. Trzeba robić wrażenie. - To tutaj się za mną ustawicie w kolejeczce. Pierwszy będzie odchodził dziesięć metrów do przodu. Ci z tyłu mają uważać. Ja idę tam. Zdrapię z drzewa kawałek kory. Macie do niego celować. Każdy po jednym razie. Jak gwizdnę możecie strzelać.
Ruszyłem do przodu. Robiłem to o czym mówiłem w wydawanych im kilku prostych poleceniach. Odsunąłem się wystarczająco daleko, aby nie być na linii strzału. Odrzuciłem od siebie myśl, że mam pokazać im jak mają działać. Nowi chyba nie są.
Uważnie przypatrywałem się każdemu pociskowi. Najchętniej obserwowałem jak kilka osób siłuje się z łukiem. Przed oczami miałem teraz młodą kobietą. Z gracją podniosłą swoją broń i w krótkim czasie puściła cięciwę. Wiedziała dobrze, że nie powinna długo celować. Podczas walki z mutantami nie ma na to czasu. Chociaż… Wprawni w łuku to głównie myśliwi. Słabo sprawdzają się w walce. Strzała dość szybko pokonała dystans i wbiła się w drzewo. Pięknie. Rozejrzałem się dookoła, patrząc jak dwie inne drasnęły poprzednio pień i wylądowały gdzieś za nim. Zobaczyłem rysy dużego zwierzęcia. Co to ma być do cholery? Jeszcze ktoś siedzi na jego grzbiecie. Chyba już wie, że został zauważony. Nie tracąc ani sekundy z łatwością i skupieniem chwyciłem kuszę, dopierając specjalny bełt. Działało na jelenie, podziała i na to bydle. Cichy świst w powietrzu, właściwie niesłyszalny. Stworzenia padło, a jeździec spadł, szybko się podnosząc.
- Kim jesteś. - syknąłem. Bylem zirytowany, ktoś przerwał mi zajęcia.
- Radzę ci się nie zbliżać. - powiedziała… Kobieta. Przez kaptur na głowie dopiero teraz to dostrzegłem.
- A ja tobie abyś siedziała cicho. - zauważyłem, jak zamierzała sięgnąć po coś, nie wiedziałem czym się posługuje. Moi towarzysze zbliżyli się już dość blisko, otaczając ją. - Nas jest trzynastu, a twój potwór i tak się teraz nie ruszy. - zerknąłem na wielkiego kotowatego, próbującego uwolnić się z uścisku. - Spytam jeszcze raz, jak cię zwą?
- Luna Black. - odparła po chwili. Jeśli jest rozsądna nie zaatakuje. - Zmierzałam w kierunku osady.
- W sumie chyba może iść z nami. - popatrzyłem na innych. - Walters z tobą pogada, ale zwierzę zostanie na zewnątrz.
- Nie będzie sama.
- Albo żywa na zewnątrz, albo martwa wewnątrz osady. - powiedziałem stanowczo. Inni widać mnie popierali.


Luna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz