Wychowywałam się na obrzeżach wielkiego miasta, więc nigdy nie dane mi było zaprzyjaźnić się z kurczakiem, jak to bywa w niektórych książkach. Za to z kurczakami związana jest jedna z największych lekcji mojego życia.
- Taaaaak! - przywdziałam dziecięcy ton, oczywiście cichy, ze względu na obecność zwierząt i wyciągnęłam ręce. Kurczaczek był niesamowicie puszysty, a poza tym niedługo mu zajęło przypomnienie mi o alergii na wszystko, co się rusza. Zaśmiałam się na wspomnienie. To nic poważnego, po prostu mam katar.
- Za późnego dzieciństwa, wyruszyliśmy na wieś do babci. Wydostanie się z miasta zajęło nam pół dnia, ale sądzę, że się opłacało. Byłam zachwycona wsią. Jak bardzo mnie fascynowały króliki i kozy, choć moi dziadkowie głównie trudzili się hodowlą koni. To wtedy pokochałam te zwierzęta, ale to nie ta historia.
Jako że byłam już w głównej mierze samodzielna, gdy z babcią poszłyśmy na okoliczny rynek, rozdzieliłyśmy się umówione na konkretną godzinę. Tego typu miejsca są ośrodkami kultury w małych miejscowościach i ich okolicznych wsiach, więc babcia poszła pozałatwiać swoje sprawy. Miała bardzo donośny głos, podobno to przez nasze góralskie pochodzenie, ale za wiele mi o tym nie wiadomo. Słyszałam więc z drugiego końca, jak targowała się o paszę, czy kłóciła z rzemieślnikiem o jakość spodni.
Odchyliłam się tak, że teraz leżałam na plecach. Czułam delikatny uścisk w boku, gdzie nadal miałam przeklęte szwy, ale zignorowałam to. Kurczaczek postanowił ode mnie uciec. Nie zatrzymywałam go, choć jego odejście sprawiło mi mały smutek. Rozejrzałam się. Uwielbiałam takie typy stropów, jakie były tutaj. Po wielu latach życia w mieście naprawdę miałam dosyć płaskich sufitów. Wspomnienie tamtego życia za bardzo mnie nie wzruszyło, ale jednak poczułam swego rodzaju sentyment.
- Co dalej? - czarnowłosy się niepewnie włączył, nie za bardzo wiedząc, czy ta przerwa nie była specjalna.
- Zależy, na czym skończyłam - zaśmiałam się, jednak szybko sobie przypomniałam odpowiedni moment. - Więc włócząc się po pełnym niesamowitości targowisku i kupując wiele rzeczy… Tak, w końcu znalazłam małe stoisko z kurczaczkami. Stałam przy nim dobre pół godziny, gdy sprzedawca mnie zapytał, czy nie zostanę tu pod jego nieobecność. Pieniądze za sprzedane wówczas kurczaki miałam sobie zachować, więc natychmiastowo się zgodziłam. Siedziałam tam dobre dwie godziny. Naprawdę zdążyłam się zżyć ze słodziakami, jednak wydawałam je ludziom. Życzyłam im też, aby maluchy nie sprawiły im wielu problemów. Zdziwiło mnie, że tak dużo osób chce zakładać hodowle kurczaków, ale ni przejęłam się tym za bardzo. Widzisz, na końcu przyszedł właściciel i zauważywszy, jak entuzjastycznie do tego podchodzę, powiedział mi, po cholerę tym ludziom są kurczaki. One muszą umrzeć, takie jest ich przeznaczenie.
Ostatnie zdanie wypowiedziałam obniżonym głosem z wyciągniętymi rękami, bujając się lekko. Podniosłam się i pogłaskałam jeszcze jakiegoś kurczaka. Dzięki tej jednej sytuacji po części jestem, kim jestem. Świat po prostu musi umrzeć. A ja tylko próbuję mu przeszkodzić, ale na niewiele to się zda.
- Jako że nie mieliśmy własnych, babcia też przyszła na to stoisko. Była trochę zdziwiona, gdy mnie spotkała, ale bez większych ceregieli kupiła ode mnie kurczaka. Poszłyśmy więc do domu. I zjadłam puszystą kulkę.
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz