czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Aiden'a CD Kyry

Dzisiejszej nocy zrobiłem wyjątek, pozostawiając Carl'a na zewnątrz. Musiał jeszcze coś zrobić, powiadamiając mnie, że nie chce schodzić do Centrum. Wyjątkowo pozwoliłem mu na to. Ja tymczasem odwiedziłem Jaspera. Chłopak ostatnio był zapracowany. Gdy tylko wszedłem do pokoju, ten nie odpoczywał na łóżku - co w jego stanie zdrowia jest bardzo potrzebne. Siedział na lichym krześle, z głową schowaną w ramionach i zasnął, oparty o biurko, na jakichś kartkach papieru. Usiadłem na rogu stolika i ręką zacząłem przeczesywać jego jasne włosy, odbijające blask świecy, która niebawem miała wypalić się do końca.
- Co ja z tobą zrobię. - mruknąłem pod nosem, niezadowolony z faktu, że chłopak o siebie nie dba. Czułem na sobie obowiązek kogoś w rodzaju starszego brata, który powinien zganić go za taką głupotę. Z drugiej strony byłem jednak zaczarowany jego niewinnym wyrazem twarzy, który ujrzałem, gdy ten poruszył głową. Powieki łagodnie mu drgały. Rzęsy o białym kolorze były teraz o wiele bardziej widoczne niż za dnia. Gdy cofnąłem rękę ten otworzył leniwie oczy, przenikając mnie swoim spojrzeniem. Nienaturalny kolor jego oczu sprawiał, że można było się poczuć, jakby nie przebywało się na tym cholernym świecie.
- Co robisz? - prychnął, opierając się o siedzenie.
- Przyglądam się temu jak niszczysz sobie zdrowie.
- Nie wiem czy dożyję trzydziestki, nie za bardzo martwi mnie spanie na siedząco. - przeciągnął się.
- To, że świat zszedł na psy nie oznacza, że musisz się stoczyć razem z nim. Z roku na rok będzie coraz lepiej. A ja nie chcę znów przyjść i zobaczyć jak dławisz się krwią. - założyłem ręce na piersi, schodząc z biurka. Przychodząc miałem nadzieję, że porozmawiam z nim o lekach, ale jak widzę teraz nie jest to odpowiedni moment.
- Jak już będę nią pluć, to spokojnie, oddalę się od ciebie. - odparł niewzruszony. Westchnąłem ciężko.
- Lepiej połóż się spać. - nachyliłem się nad nim, łapiąc podstawkę od świecy.
- Nie mam pięciu lat.
- Ale w wieku dziewiętnastu tak się zachowujesz. - wtem coś nam przerwało. Po korytarzu niósł się głuchy odgłos szczekania, budzący każdego kto zdążył już zasnąć. Oboje z Jasperem spojrzeliśmy na siebie. Zgasiłem świecę, odstawiając ją na stół. Otworzyliśmy drzwi, rozglądając się. Przez korytarz oświetlony pochodniami biegło małe stworzenie. Pies wył jakby ktoś obdzierał go ze skóry. Dopiero kiedy suczka zatrzymała się, zorientowałem się, że to Luna. Ledwo zdążyła wyhamowywać, przystając przy nas. To był bardzo niepokojący znak. Nie zwlekając pobiegłem w stronę boksu, gdzie miała znajdować się właścicielka stworzenia. Pupil musiał szukać mnie, bo jak sądząc po zdezorientowanych i zaspanych minach osadników, ci nie wiedzieli co się dzieje. Mogłem wykorzystać moje długie nogi. Szczęście, że nie było po drodze ostrych zakrętów, bo zapewne wpadałbym na betonowe ściany.
Gdy tylko pojawiłem się na miejscu wydarzeń Kyra kuliła się na pryczy, mocno trzymając się w okolicach brzucha. Widziałem jak z trudem łapała powietrze, cicho jęcząc. Do czerwonych policzków kleiły się włosy. Musiała płakać. Niebawem w progu stanął platynowłosy.
- Otwieraj wszystkie drzwi, musimy biec na zewnątrz do Carla! - kiwnął głową, znikając gdzieś w półcieniu.
- Aed... - z trudem powiedziała moje imię.
- Cicho, musisz się uspokoić. - najbardziej delikatnie jak mogłem chwyciłem ją pod kolanami i opierając jej plecy na drugiej ręce wybiegłem z pomieszczenia.
Keira nadal nie mogła się opanować. Czułem jej oddech na skórze. W tym samym momencie przypomniałem sobie moment, w którym Jasper upadł kiedyś na kolana. Nie mógł złapać oddechu. Jego blada skóra stała się sina w przeciągu chwili, a on sam zaczął krztusić się krwią i nie mógł tego opanować. Serce stanęło mi wówczas w gardle. Po stracie siostry nie mogłem pozwolić sobie na to, aby dać mu tak po prostu odejść. To były jedne z makabryczniejszych chwili jakie przeżyłem, pomijając cały bałagan, który zapanować na świecie.
Kiedy tylko znalazłem się w budynku lekarskim Carl wiedział co się dzieje. Zadawał jej pytania, próbował pomóc. Mimo wszystko Kyra w dalszym ciągu ciężko oddychała. Jedyne co mógł zrobić to dać jej tabletkę przeciwbólową, ale nie teraz, skoro ma takie problemy.
- Musisz się uspokoić. - powiedział stojąc nad nią, a następnie zwracając się do mnie. - Nie widzę żadnych przyczyn, to może być stres. - mówił pospiesznie z lekarską powagą na twarzy.
Przykucnąłem obok dziewczyny.
- Powoli. Oddychaj.
- On... On... - mówiła przez łzy. Usiadłem obok niej, przygarniając ją do siebie. W jakiś sposób muszę ją uspokoić. Nawet taki.
- Spokojnie. - gładziłem ją po głowie, jak ojciec przeczesuje włosy tulących się do niego córek. - Będzie dobrze. To tylko sen. - mówiłem opanowanym i miłym tonem. - Już za chwilę wszystko minie.

Kyra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz