Po tym jak Aiden poszedł sobie, od razu położyłam się na łóżku. Luna skoczyła na nie i położyła się u moich stóp. Byłam nadal bardzo zmęczona, więc nawet nie brałam prysznica, tylko od razu postanowiłam zasnąć.
***
Znowu to samo. Znowu długa i męcząca wędrówka. Jednak tym razem nikogo nie było przy mnie. Byłam całkowicie sama. No cóż, powtórka z rozrywki. Spacerowałam po lesie, szukając drogi do Osady. Chciałam jak najszybciej znaleźć w bezpiecznym miejscu. Nie mogłam jednak znaleźć żadnej ścieżki, która tam prowadziła. Może to dziwne, ale sama nie pamiętam jak tu trafiłam. Miałam nadzieję, że to tylko sen, z którego się wybudzę. Miałam nadzieję, że moje całe życie okaże się tylko jednym wielkim snem, a ja obudzę się w ciepłym przytulnym domku z moją ukochaną rodziną. Uh. Niestety, wiedziałam, że to niemożliwe. Nie chciało mi się dalej iść, więc usiadłam na kamieniu. Spoglądałam na swoje brudne od błota buty. Eh, przydałoby się je kiedyś umyć.
Nagle, poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Podskoczyłam zaskoczona. Ktoś za mną zaczął się śmiać, a ja powoli się odwróciłam. Na przeciwko mnie trochę starszy ode mnie chłopak. Był taki sam jak ostatnio go zapamiętałam. Wysoki brunet, z którym przeżyłam najwspanialsze chwile w moim życiu. Spojrzałam w jego niebieskie oczy jak ocean. Nosił na sobie czarną koszulkę. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, a kąciki ust same unoszą się do góry ze szczęścia.
- William! - krzyknęłam, przytulając go najmocniej jak tylko potrafiłam. - Myślałam, że ty... Ja...
- Cii... - zaśmiał się, tuląc mnie mocno i przeczesując prawą dłonią moje włosy.
Miałam ochotę płakać, bo tak bardzo tęskniłam, śmiać się ze szczęścia, ale również wrzeszczeć na niego, że tak mnie zostawił. Jednak w tej chwili liczyliśmy się tylko ja i on. Zamknęłam oczy, próbując zapamiętać te chwilę na zawsze.
Gdy otworzyłam oczy, Will zniknął, a ja poczułam nieprzyjemny chłód. Rozejrzałam się wokół. Nigdzie go już nie było.
- William, gdzie jesteś?! - miałam nadzieję, że odpowie.
- Tutaj - usłyszałam jego głos, a potem zauważyłam jak chłopak wyłania się z cienia, cały we krwi z uśmiechem na twarzy.
Czułam jednak, że to nie mój ukochany. Bez słowa odsuwałam się coraz bardziej, aż przez swoją własną nieuwagę zahaczyłam nogą o korzeń drzewa i upadłam. Nagle, William doskoczył do mnie z nożem.
- Oj, kochanie, czyżbyś nie chciała, abyśmy byli razem? - zapytał, śmiejąc się głośno, po czym wbił nóż w moją klatkę piersiową.
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach, chciałam krzyczeć, jednak nie mogłam. Chciałam wołać o pomoc, ale nie potrafiłam. Zaczęłam zamiast tego dusić się, próbując złapać powietrze. Niestety, na marne.
- Teraz będziemy na zawsze razem - to ostatnie słowa, które usłyszałam nim pochłonęła mnie ciemność.
***
Obudziłam się, szybko podrywając z łóżka i próbując uporczywie złapać powietrze. Czułam, że mam policzki mokre od łez. Luna poderwała się i zaczęła szczekać, co nie pomagało mi się uspokoić. Płakałam, dusiłam się przez własne łzy, aż poczułam uporczywy ból brzucha. Zaczęłam się kulić z bólu.
- Luna, biegnij po kogoś! Może po Aidena! - wykrzyknęłam przez łzy, a suczka szybko zeskoczyła z łóżka.
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz