piątek, 11 sierpnia 2017

Od Jughead'a CD Jaspera

Kolacja. Jakby nie patrzeć, dawno nie jadłem nic porządnego. Znaczy.. takiego dobrze przygotowanego, w normalnych warunkach. Przeważnie był to jakiś kawałek mięsa upieczony nad ogniskiem, bądź jakaś konserwa znaleziona w sklepie. Teraz tylko nasuwało się jedno pytanie. Gdzie takowa kuchnia się znajduję. Już miałem się wracać aby zapytać mężczyznę o bladej cerze i fiołkowych oczach lecz nie chciałem zabierać mu jeszcze więcej czasu. Postanowiłem odnaleźć się sam pośród tej osady. Obecnie byłem gdzieś pośrodku góry. Zacząłem schodzić do jej podnóża. A nóż widelec może na coś natrafię. I o dziwo nie myliłem się. Było tam wielkie wejście do bunkru, jak widać zrobili z niego jakiś użytek ponieważ, wejścia pilnowali strażnicy.
- Co Cię tu przywiało? - zapytał jeden z nich - Nie widziałem Cię jeszcze w naszej osadzie
- Kolacja - odparłem krótko
- Nowy? - drugi obleciał mnie wzrokiem od góry do dołu
- Tak - parsknąłem - Czy mógłbym już wejść?
Strażnicy spojrzeli na siebie po czym jeden z nich uchylił mi drzwi.
- Jadalnie znajdziesz jeżeli udasz się korytarzem na prawo a następnie cały czas prosto. - dodał gdy wchodziłem do środa a zaraz za mną drzwi zatrzasnęły się i pomieszczenie spowiła ciemność
Przez moment szedłem po omacku aż ujrzałem delikatne światło płomieni z pochodni. Więc to tak radzą sobie z ciemnością? Nie ma na co narzekać. Zawsze mogło być gorzej. Idąc zgodnie ze wskazówkami strażnika w końcu zacząłem słyszeć ludzkie głosy. Spokojnym krokiem doszedłem do końca i moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie ze stołami, krzesłami i czymś w rodzaju blatu przechodzącego do kolejnego pomieszczenia, a jak mniemam była to kuchnia. Kilkoro z mężczyzn zajadających swoje porcje kolacji spojrzało na mnie spode łba, jeden coś szepnął, a po chwili cała trójka roześmiała się na co jeden wręcz krzyknął ,,Z taką lichotą to do niczego się nie przyda, jak większość młodych tutaj!''
Ignorując docinki ze strony starszych i nabitych trunkiem mężczyzn podszedłem do blatu. Po chwili z kuchni wyłoniła się na oko młodsza ode mnie dziewczyna o brązowych i gęstych włosach.
- W czym mogę pomóc? - zapytała
- Przyszedłem odebrać część kolacji. - powiedziałem
- Już podaje. - rzekła znikając w zagłębi kuchni
~*~
Byłem najedzony i chętnie poszedłbym spać, lecz bujając się na krześle uświadomiłem sobie, że jest już dość późno a ja nadal nie wprowadziłem Akel'a do środka. Podszedłem raz jeszcze do blatu. Dziewczyna podeszła lekko zdziwiona widząc znów mnie.
- Podajemy tylko jedną porcje dla osoby. - odparła i już miała odchodzić
- A pupile? - zapytałem, na co ona odwróciła się, spojrzała na mnie i znów zniknęła w kuchni lecz po krótkiej chwili przyniosła dość spory worek i wykładając go na blat zapytała
- Mięsożerne czy roślinożerne?
- Mięso będzie w sam raz. - odpowiedziałem i chwyciłem kawałek mięsa w worku, który podała mi dziewczyna.
~*~
Wyszedłem z bunkru, którego tutejsi nazywali Centrum, a miejsce na szycie góry to Camelot. Powróciłem więc tą samą drogą i mniej więcej w to samo miejsce przez które dostałem się do środka z nadzieją, że Akel nadal tam jest. I nie myliłem się ponieważ, zwierze spało, a bynajmniej czuwało i czekało, że wrócę.
- To dla Ciebie kociaku. - rzuciłem mu worek, z którego mięso wypadło i potoczyło się w stronę kota
Kot złapał i zaczął jeść. Nie pospieszając go zaczekałem aż zje. Niezbyt byłem pewny co zrobić teraz. Gdzie iść? Z nikłą nadzieją na pomoc udałem się znów do bunkra w towarzystwie kocura. Może skromna pogawędka z kucharką by mi co nieco pomogła. Przy wejściu zastałem tym razem innych strażników. Tamci za pewne poszli jeść, bądź spać bo jakby nie patrzeć gwiazdy świeciły na niebie a księżyc przebijał się przez chmury oświetlając okolice swym jasnym, białym światłem. Podchodząc do bramy strażnicy wysunęli swoje bronie w moją stronę.
- Zatrzymaj się. - powiedział jeden z nich kierując się w moją stronę.
- W czym problem? - zapytałem patrząc na strażnika.
- Z nim nie wejdziesz do środka - skierował broń na kota, który źle przyjął ten gest i nasyczał na mężczyznę.
- Nie sprawi problemu, jeżeli nikt nie będzie go zaczepiać. - odparłem, odsuwając broń strażnika od kocura
- Nie mamy pewności - rzekł drugi strażnik
- Ale ja mam - uparłem się na swoim, jeszcze nie wiedzą co robią wchodząc w dyskusję ze mną
- Nie wpuścimy Cię z nim do środka - parsknął pierwszy strażnik, stojący obok mnie
- Wejdzie ze mną - zza pleców rozniósł się znajomy mi głos
Strażnicy wyprostowali się i przysiągłbym, że lekko ukłonili się w stronę nadchodzącej osoby. Mężczyzna o fiołkowych oczach stanął na równi ze mną przyglądając się całej sytuacji.
-To zwierze nie sprawi problemu, a jeżeli tak będzie właściciel za to odpowie - rzucił w stronę strażników na co oni odsunęli się robiąc dostęp do drzwi
-Dzięki - powiedziałem pod nosem, z nadzieją że stojący obok mnie, wyższy inżynier to usłyszy.

Jasper? sorki, że dopiero dziś ;__;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz