FIRHEN
W szpitalu gdzie badano specyfik na chorych nie podawano go z innymi lekami [nigdy się już nie dowiemy, dlaczego postąpiono tak nierozsądnie]. W życiu codziennym miało się to trochę inaczej. Wystarczyło, że osoba stosująca Autirument zażyła chociażby tabletki przeciwbólowe, a jej stan natychmiastowo się pogarszał. Jak się później okazało, ta dziwna mieszanka stworzyła wirusa, który infekował i mutował ludzkie komórki. Skutki były okropne. Niegdyś człowiek, teraz potwór.
Naukowcy zaczęli zbierać się, aby znaleźć ratunek dla zakażonych. Wirus nazwali Firhen. Niestety ich badania nad nim nie trwały długo. Jeden z okazów uwolnił się i ugryzł członka załogi, uprzednio kilku zabijając. Mutanta zastrzelono. Lekarz, który został pokąsany dostał wysokiej gorączki i jego funkcje życiowe obniżyły się do minimum. Został zakażony, następnie sam przemienił się w potwora. Wirus przenosił się przez płyny ustrojowe. Został ogłoszony stan wysokiego ryzyka. Każdy kto zażył Autirument musiał się poddać badaniom. Wybuchła panika, przez którą zniszczenie zaczęło się poszerzać. Ludzie ginęli już w każdym miejscu na ziemi. Najpierw dopadło Amerykę Północną, gdzie to wszystko miało swój początek. Następnie Europa, Azja i Ameryka Południowa. Potem pandemia dotknęła Afrykę, najuboższy kontynent. Tak działo się wszędzie, a na końcu poległa Australia. To była istna apokalipsa.
Od tego momentu minęły lata. Wszyscy, którzy przeżyli połączyli się najczęściej w grupy i stworzyli strzeżone Osady bądź obozowiska, daleko od zgliszczy miast, w miejscach gdzie bestii jest najmniej.
Ludzie, którzy przeżyli, tworzą społeczeństwo młode, do wieku około 45 lat. Młodzi okazują się bowiem odporniejsi na Firhen, dlatego tak duży odsetek osób w okolicach dwudziestki.
Teraz tylko rodzi się pytanie, czy i Ty przeżyłeś? Jeśli tak, czy wytrwasz do końca?
19 stycznia 2038 roku
Camelot z drżącymi dłońmi chwycił tego ranka za broń. Zima nigdy nie przyniosła ze sobą takiego mrozu jak wtedy. Jednak nie tylko pogoda przyczyniła się do chłodu, jaki był wszędzie wyczuwalny. Kilku strażników, którzy trafili na patrol tej feralnej nocy, zaniepokojeni dziwnymi błyskami w lesie obudzili Pierwszą Trójkę. Pomimo później pory nie trzeba było długo czekać, aby korytarzami zaczęły płynąć zaniepokojone szepty. Coraz więcej głów zaczęło wyglądać ze swych pokoi, podążając w ciszy za dowódcami tego całego zgromadzenia. Na Aidenie, Jasperze i Maxine ciążył ogromny obowiązek.
Śnieg padał nieustannie, nie ułatwiając rozpoznania w terenie. Aiden stanął na strażnicy, wpatrując się w migotanie świateł. Gdyby mógł wtedy wyczuć zapach wosku i odkryć co za moment się stanie, może ta sytuacja skończyłaby się inaczej. Losu jednak nie da się odwrócić. Prawda jest taka, że do tego winni się byli przygotować już kilka dni wcześniej. Gdyby wiedzieli...
Donośny, długi gwizd dobiegł zebranych z otchłani drzew. Nikt nie pokusiłby się na stwierdzenie, że to będzie jedna z gorszych rzeczy, która mogłaby zapaść im w pamięć. W śnieżycy zaczęła kształtować się masywna sylwetka. W umysłach wszystkich chowających się za murem rozbłysnęła czerwona lampka. Nikt nawet nie pomyślał jakim cudem mężczyźnie nie zgasł papieros i jak go zrobił.
- Aiden, muszę ci przyznać, że potrafisz człowieka niesamowicie wpienić - usłyszeli.
- Christopher - syknął w jego stronę przywódca Camelot. - Nie słyszałeś, że maniery wymagają, aby przychodzić o ludzkich godzinach? Jest ledwo przed świtem! - młody chłopak chciał odruchowo pochwycić za broń zawieszoną przy jego pasie, ale co da mu teraz ta jedna maczeta?
- Maniery również wymagają zwracać pożyczone rzeczy! A twoja siostra jakoś nie chce do nas wracać.
- I z jej powodu to całe zamieszanie? - zimno mogło w kilka sekund oszronić rzęsy i brwi, jednak gorące fale przechodziły przez ciało Aidena, choć zapewne nie tylko jego. Wszyscy byli zdenerwowani.
- Oczywiście, że nie. Była dobrym pachołkiem, ale nie aż tak ważnym, abym z jej powodu chciał sobie odmrozić dupę!
To była najgłośniejsza cisza, jakiej kiedykolwiek doznali.
- Ale mam dla was mały prezent - skręt wylądował w jednej z kupek śniegu. Kolejny gwizd i szyderczy śmiech oficjalnie rozpętały piekło. Płonące pociski poszybowały w stronę Camelot. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło czy były to strzały, czy koktajle mołotowa. Ogień, który miał utrzymać ich przy życiu przez całą zimę, teraz stał się ich wrogiem. Ktoś zaczął krzyczeć, główna brama została wyważona.
Zapanował chaos.
Słońce zaczęło pojawiać się na horyzoncie, gdy walka dobiegać miała końca. Niewinny i biały śnieg pochłonął burgundową tajemnicę tego zdarzenia. Zamarznięta ziemia pochwyciła każdy krzyk i lament. Rankiem, 19 stycznia 2038 roku zaatakowano Camelot. Z 43 osób nie przetrwał nikt. Większość zamordowano, nielicznych pochwycono w niewolę. Christopher Hudson z wielkim uśmiechem zostawił spętanego Aidena Waltersa na środku placu, by kiedy się już oddali, móc razem ze swoimi ludźmi pławić się w agonalnych krzykach chłopaka rozrywanego na strzępy przez mutanty.
Lipiec 2040 roku
Mało kto zbliżał się na tereny dawnego Camelot. Ledwo kto miał pojęcie o tym, że kiedyś stała w tamtym miejscu osada. Czasami ktoś się tam kręcił. Do teraz można uważać za cud to, że spotkała się tam grupa wędrowców i uznała to miejsce za "przyszłościowe" i "nadające się do zamieszkania po odnowieniu". Los miał dla Camelot jakieś plany. Adamowe plemię zatrzymało się w okolicznej stadninie, czekając na moment, aż skończą prace nad pobojowiskiem i będą mogli przenieść się do nowej osady.
Ten świat zmienia swoje reguły z dnia na dzień, a my musimy się dostosować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz