- Z tego co wiem, brać do noclegowni jej nie możesz. - powiedziałem, poprawiając maseczkę, która cały czas znajdowała się na mojej twarzy. Nie miałem ochoty, aby dziewczyna widziała moją twarz, żeby ktokolwiek ją widział.
- Okey, zrozumiałam.
- I nie jestem za bardzo kimś kto może ci coś opowiedzieć o tej Osadzie.
- Dlaczego.
- Nie za bardzo do niej należę. Wpadłem tu tylko na chwilę, nie wiem czy chce mi się zostawać.
- Wyglądasz jakbyś był tutaj obeznany. - powiedziała, idąc obok mnie, zakładając ręce za plecy.
- Pomagam im, bo dają mi nocleg na kilka dni. Aiden nie miał kogo z tobą wysłać, komuś musiał cię oddać pod opiekę. A tam na zewnątrz się ze mną zgadzali, tyle w temacie.
- No dobrze. - powiedziała, odwracając głowę. - Co tam jest? - spytała, błądząc wzrokiem o budynku z ciemnego drzewca.
- Obstawiałbym lekarza. - mruknąłem cicho. Nie lubiłem pytań, rozmów, spacerów. Nie lubiłem obecności drugiej osoby. Nigdy mi się to nie podobało, a po dwuletniej, samotnej wędrówce tylko utwierdziłem się w moim przekonaniu. Bóstwa wszelakie, co łażą po świecie, sprawcie, żeby mój gatunek wyginął.
- Kogo? - spytała, zapewnię niedosłysząc przez materiał maski.
- Lekarza. - powiedziałem już głośniej.
- Muszę tam iść! - powiedziała, przyśpieszając. Ja jednak nie miałem zamiaru biec, wystarczyło, że miałem ją w zasięgu wzroku.
Czarnowłosa zatrzymała się w połowie drogi, ponaglając mnie wzrokiem i ręką. O nie. Jeśli nie stoi za mną pieprzony mutant, to ja nie będę biegł.
- Wleczesz się jak żółw.
- Żółwie żyją sto trzydzieści lat.
- Obyś tyle dożył na tym świecie. - prychnęła. - Swoją drogą po co ci ta maseczka? - spytała wysuwając rękę.
- Spróbuj tylko tego dotknąć, a skończysz z bełtem w sercu, a twojego kociaka oskóruje i wywieszę jako żarcie dla mutantów.
- Wystarczyło powiedzieć, żebym się nie zbliżała. Ta czapka też dodaje ci tajemniczości. Prawie nie widać ci twarzy.
- Grożby brzmią dobitniej. A jeśli o twarzy mowa, o to chodzi. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział jak wyglądam. Dodatkowo jak naciągnę ją tak, nie widzę nikogo. Żadnych debili dookoła.
- Mówisz o mnie? - spytała, lekko zirytowana.
- O każdym kto zachowuje się głośno. - niegdyś jeszcze powiedziałbym, że wszystkich, którzy nie są mną, ale chyba aż tak chamski być nie mogę. No cóż, nie jestem człowiekiem łatwym w obyciu.
Luna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz