Okazało się, że Jasper czekał na mnie cierpliwie, aż się obudzę.
- Wróciłeś cały i zdrowy. - sapnął mi do ucha. Boże, w którego kiedyś wierzono, jakie to nieprzyjemne. - Już myślałem, że cię coś tam zeżarło. A ty tylko zmieniłeś się w wielką stopę.
- Miłe z twojej strony, że się o mnie martwiłeś.
- Zawiodłeś mnie, miałem nadzieję, że dostanę pokój na wyłączność. - przewróciłem oczami.
- Nie czułbyś się za bardzo samotny? - przypomniałem sobie, jak kiedyś naskoczył na mnie, że powinienem sobie znów kogoś znaleźć. - W końcu taki singiel z ciebie jest. - przeciągałem się, podchodząc do niego.
- Znalazłbym sobie kogoś. Tyle ich tutaj chodzi. - prychnął, zgarniając jeden z kosmyków błądzących mu po twarzy. Chwilę kręcił go na palcu po czym zaczesał go za ucho. Uch, włosy też mi za długie urosły. Obciąż też się będę musiał. Ostatnio to blondyn mi w tym pomagał, będę musiał się go o to spytać. - Ale mieszkanie samemu mi nie przeszkadza.
- Znajdź sobie jednego. - powiedziałem, doskonale wiedząc dlaczego zatracił się teraz w myślach. Jasper to tajemniczy osobnik, który gdyby tylko chciał, mógłby mieć wokół siebie tabuny kobiet. On jednak myśli innym torem.
- Samotność to też dobra droga. - odparł. Czasami zastanawiam się, jakby wyglądał, gdyby się zakochał. Czy bym to zauważył? Może kiedyś ktoś mu się podobał, ale nigdy o tym nie mówił? Wow, po tej wyprawie bawię się w filozofa, ale czuję, że ten chłopak wypiera się miłości z jednego konkretnego powodu.
- Okey, niech ci będzie. A mógłbyś mnie obciąć? Ogolić to się sam potrafię, tylko z głową będę miał problem.
- Niech ci będzie. A zaraz potem idziemy na śniadanie. - burknął, wychodząc na korytarz. Pierwszy ruszył do łazienki, nie czekając nawet aż znajdę brzytwę.
~*~
- Jakiej to właściwie ma być długości? - spytał, odcinając kolejną kępkę włosów. Przed chwilą zgoliłem tę obrzydliwą brodę, licząc teraz na blondyna.- Po prostu obetnij. Krótkie, średniawe, wiesz, tak jak zawsze. Nie lubię jak coś mi dotyka kark.
- A nosisz kilka rzeczy na nim przewieszonych. Narzekasz jak stara baba przed jadalnią.
- To nie ty musisz teraz kucać. - mruknąłem niedowalony,
- Trzeba było tak wysokim nie rosnąć, chyba muszę ci czubek głowy zrobić nie?
- Płacę więc wymagam. - machnąłem ręką.
- Niby czym mi płacisz?
- Jestem ci wdzięczny, nie wystarczy? - udałem oburzony oraz zszokowany ton.
- Chyba jednak jestem materialistą. - powiedział, szarpiąc mnie za włosy. - Gotowe.
-Dzięki. - powiedziałem, patrząc w stare lustro. Wyszło mu to nieźle. Włosy miałem krótsze niż przed wyjazdem, do tego wyglądałem lepiej.
- Chodźmy już jeść, bo jestem głodny. - przewrócił oczami.
- Ależ oczywiście, na zewnątrz! - powiedziałem entuzjastycznie, obejmując go jednym ramieniem.
<Kyra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz