- Ciągnę dalej to, co zaczął ktoś inny. - powiedziałem półszeptem, wkładając ręce do kieszeni i idąc dalej zaułkiem. Nie za bardzo przepadałem za komplementami. Kiedy takie zaczynają padać, wydaje mi się, ze człowiek nie mówi ich szczerze. Na pochwały powinno być miejsce i czas.
Po chwili słońce znów oświeciło moją twarz. Rozejrzałem się dookoła. Małe pola był właśnie przekopywane. Za kilka dni zasiejemy nowe rośliny.
- To nasze... - szukałem odpowiedniego słowa. - Ogródki.
- Stąd bierzecie jedzenie? - spytała zaciekawiona.
- Nie każde. Głównie są to warzywa, takie jak pomidory, ogórki. Mamy posadzonych kilka drzew owocowych. Po ostatnich miesiącach musieliśmy wykopać większość, gdybyśmy ich nie zanieśli do podziemia najpewniej nie byłoby z nich pożytku. Jeśli chodzi o centrum, mamy tam pole ziemniaków. Dają radę wytrzymać bez konieczności ciągłego nasłonecznienia. Co prawda mogą być mizerne i mdłe, ale jakoś trzeba sobie radzić. No i jest jeszcze zboże.
- Gdzie je siejecie? - rozglądnęła się, nie widać nigdzie wystarczająco dużego i wolnego pola.
- To nie byłoby opłacalne, aby je tutaj siać. Kilka lat temu, jakiś kilometr stąd, na południe znaleźliśmy miejsce na taką uprawę. Nie zapuszcza się tam dużo zakażonych, więc przy obstawie rolnicy mogą w spokoju coś zasiać. Gorzej tylko, że trzeba uważać, żeby nic tego nie zeżarło.
- Czyli ktoś poza działaczami w terenie wychodzi? Czy o nie jest zbyt ryzykowne?
- Spoza Sekcji rozpoznawczej. - poprawiłem ją. - Oczywiście, że to ryzykowne. Trzy lata temu zginęła dwójka ludzi, ale cel uświęca środki. - powiedziałem z kamienną miną. - Wydaje mi się, że teraz mogę pokazać ci Centrum. Łazienki, toalety, prycze, kilka urozmaiceń.
- Z chęcią. - uśmiechnęła się do mnie.
Wskazałem jej drogę, prowadzącą do jednego z wejść. Kiedy skończę ją oprowadzać, będę musiał zająć się jeszcze innymi sprawami. Zapowiada się cały dzień i noc pełna roboty.
<Kyra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz