Carl wziął mnie na stronę.
- Coś się stało? Ma jakiegoś wirusa?
- Gdyby tak było powiedziałbym od razu. - mruknął mężczyzna. Zdecydowanie był niezadowolony. - Chodzi o tę ciążę. Jesteś pewien, że chcesz żeby tu została? Może okazać się ciężarem.
- Już nie raz, nie dwa mieliśmy w Osadzie noworodki. To raczej dobry znak, że ludzkość jeszcze nie wyginęła. - mruknąłem półszeptem.
- Klimat się pogarsza. Jak myślisz, kiedy wymrozi wszystkie kwiaty, kiedy wysuszy wszystkie rzeki?
- O czym my tu w ogóle rozmawiamy, chyba nie o pogodzie. - założyłem ręce na piersi.
- No dobrze. Jeżeli chcesz przyjąć takie ryzyko muszę cię o czymś poinformować. Nie mogę zużyć antybiotyku, który nam pozostał na ciężarną. Ona potrzebuje specjalnych leków, których my nie mamy.
- Co jeśli nie będzie ich zażywać? - coś od razu wpadło mi do głowy, nie chciałem jednak by moja myśl okazała się prawdziwa.
- Najprawdopodobniej poroni. Musi przybrać na wadze. Przypuszczam, że się przeziębiła. To poważnie zaszkodzi dziecku.
- Nadal tutaj zostanie. Spróbuj zorientować się skąd moglibyśmy wziąć potrzebne medykanty. - kiwnął głową na znak porozumienia.
Teraz rozumiem dlaczego nie mówił nic przy kobiecie, nie chciał jej stresować.
Wróciłem do osadniczki i razem skierowaliśmy się w stronę kuchni, która znajdowała się na powierzchni. Podszedłem na "zaplecze" i wszedłem od strony pieców.
- Julie, będziesz mi potrzebna. - zacząłem.
- Co się stało? - szatynka odziana w ubranie imitujące fartuch, stanęła przede mną.
- Musimy nakarmić zbłąkaną istotkę. Zrób coś dla niej. Tylko porządnego. Musi spożywać dużo witamin. I jeszcze zróbcie herbatę z pokrzyw. - pamiętam, że matka Maxine pijała taką. Wspomagała produkcję mleka i zawierała dużą ilość potrzebnych składników odżywczych.
- Udo jagnięce też do tego?
- Nie trzeba, to wszystko. Będziemy czekać na zewnątrz. - puściłem do niej oko, wracając do towarzyszki.
Usiadłem obok niej.
- Tak właściwie ile masz lat? - spytałem.
- Dziewiętnaście. - odparła krótko.
- Jesteś młoda. - powiedziałem, może trochę za głośno.
- Na ciążę? - spytała, chyba była lekko zmieszana.
- Raczej miałem na myśli, że coraz więcej młodych tu trafia. Chociaż... W sumie to też. Nie chciałem cię urazić.
- Nic się nie stało. - machnęła delikatnie ręką.
- Zamierzasz tu zostać na dłużej? Czy może po prostu odłączyłaś się od grupy?
- Od jakiegoś czasu podróżuję samotnie. - odwróciła wzrok. - Proponujesz, żebym tu została? - nie udało jej się ukryć zdziwienia a twarzy.
- Owszem. Dostaniesz własne łóżko, swój kąt, będziesz miała dostęp do jedzenia i szansę na zdobycie nowych przyjaciół. Zastanów się nad tym. - wstałem, kiedy zobaczyłem Julie. Odebrałem od niej drewnianą tacę z półmiskiem zupy z kilkoma kawałkami ziemniaków, częścią mięsa i herbatą. Położyłem jedzenie przed Kyrą. - Będziesz tutaj miała wsparcie. Zadbam o to, żebyś nie musiała martwić się o los swojego dziecka.
<Kyra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz