- No to jak? - spytał z lekka irytacją w głosie.
- Nie wiem, czy nadaje się do życia w społeczeństwie. - powiedziałem, lekko strzelając palcami na uspokojenie myśli - Ale mogę spróbować. Tylko musiałbym wiedzieć co i jak. - dodałem z krzywym uśmiechem ukrytym za lekarską maską. Lubiłem ją nosić właśnie dlatego, że ukrywała emocje, jakie widniały na mojej twarzy. Ruszyłem po plecak ukryty w cieniu jaskini, były tam opatrunki zabrane z rodzinnego domu oraz jakieś starawe już jedzenie znalezione przy kolesiu, który kiedyś mnie zaatakował. Cieszyłem się, że mam przy sobie tak wiernego towarzysza, bo inaczej już dawno bym zginął. Jak nie wtedy z ojcem, to podczas desperackiego ataku jakiegoś człowieka. Takiego jak ostatnio, dzięki któremu mam pożywienie. Azrael bez zawahania rzucał się na każdego napastnika, a oni z reguły nie mieli z nim szans. Ja sam wyglądałem jak osoba, która nie poradziłaby sobie w życiu i nie przeczę takowym przypuszczeniem, bo są prawdziwe. Jednak z takim obrońcą powinienem, jeszcze parę lat przeżyć. Otrząsnąłem się wreszcie z tych rozmyślań i podszedłem do chłopaka, głaszcząc przy tym Azraela, który nie miał ochoty przestać warczeć. Nie ufał Aidenowi, w sumie to on nikomu nie ufał.
- Lepiej się pośpiesz, nie mogę stracić ludzi. - mruknął, wychodząc z jaskini. Ruszyłem zaraz za nim, a obok mnie kroczyło puchate stworzenie. Chłopak robił duże kroki, aby jak najszybciej się poruszać. Dla mnie by to problem, bo odzwyczaiłem się od czegoś takiego. Jednak nie chciałem go już spowalniać, widocznie zależało mu na nich. Przy okazji czarnowłosy cały czas się rozglądał albo za znajomymi, albo zakażonymi. Najpewniej jednak za obydwoma.
< Aiden? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz