- Sam?
- Tak. To jedna z lepszych rozrywek, kiedy muszę siedzieć w Camelocie. - podniosłem się z drewnianej ławki.
- Czy to nie jest zanadto ryzykowne i lekkomyślne? - spytał. Nie wiem czy kierował to do mnie, czy tylko myśl umknęła mu na głos.
- Możliwe, ale lubię samotność. - poprawiłem pas, wiszący na moim biodrach i pstryknąłem palcami, na co Shantia pojawiła się obok mojej nogi. - Swoją drogą, za godzinę podadzą kolację. Możesz iść odebrać swoją część w kuchni. - machnąłem leniwie ręką, dając tym samym znak, ze muszę wyjść już i zająć się swoją pracą.
~*~
Przykucałem przy każdej z kłód podtrzymujących ściany. Jedna z nich wydawała się być spróchniała. Wyjąłem z kieszeni kawałek cegły i narysowałem na pniu wyraźny znak „X”. Trzeba będzie ściąć drzewo i zamienić usztywnienie. Odwróciłem się słysząc wyraźny szelest. Ruda lisica skakała z jednej kępki trawy, na drugą. Zwykle jest ostrożna, ale dzisiaj chyba wzięło ją na zabawy. Tarzała się w mchu, jakby był to gęsi pierz i harcowała za dwoje. Choć mi samemu zajdzie tutaj do nocy – a pewnie jeszcze dłużej, bo nie chcę zostawiać niczego na jutro – to miło tak na nią popatrzeć.Lisy to radosne stworzenia i mają specyficzny uśmiech, jeśli oczywiście zwierzęta mogą się uśmiechać.
~*~
Ściemniło się dobre minuty temu. Została mi ostatnia część, a potem wrócić do bramy. Tylko do której dojdę szybciej. Południowej czy zachodniej? Ja to znowu mam problemy. Zerknąłem na pupila kręcącego się wokół moich nóg. Ta biedulka najchętniej też by już wróciła.- Spokojnie mała. - podrapałem ją po brodzie, na co ta odrobinę się uspokoiła. Nie powiem, ma rację. Przebywanie , nawet tuż obok płotu jest niebezpieczne, zwłaszcza kiedy gwiazdy już zawitały na niebie. - Powoli idziemy. Za chwilę zjesz i położysz się spać. - uśmiechnąłem się w cieniu, obiecując jej resztki z kolacji. Jeśli nie wyczuje mojego niepokoju, sama będzie czuła się pewniej. Kierunek Osada.
Jughead? Opowiadanie z cyklu gorszych ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz