Doskonale pamiętałem tamtą chwilę: Wiosenny powiew rozwiał moje włosy, gdy przechadzałem się w pobliżu chroniących nas murów. Niebywała cisza i spokój. Aż dziwnie mi był przez to. Ostatnimi czasy rzadko miałem okazje się wyciszyć, gdyż przebywałem niedaleko skupisk ludzi, a co za tym szło? Hałas, rozmowy i inne tego typu rzeczy, dlatego ta chwila była czymś niezwykłym. Czułem w sobie delikatna symfonie płynącą z tego miejsca, choć nie była do końca naturalna sprawiła, że zacząłem cicho śpiewać. Nie była to jakaś konkretna piosenka, słowa, jak i rytm same przychodziły, więc mi pozostawało ponieść się melodii. Słowa odnosiły się do pięknego kraju spowitego kwitnącymi kwiatami wiśni, a wśród nich żyły ptaki cieszące się z nadchodzącej wiosny.
Błogie uczucie nie przemijało wprawiając mnie w jeszcze lepszy nastrój. Wskoczyłem na jeden z kamieni robiąc obrót utrzymując jakoś równowagę, po czym przeskoczyłem na następny. Mogłem wyglądać nieco dziecinnie, czy dziewczęco, lecz co mnie to obchodziło? Nic a nic.
Przeskakując tak z kamienia na kamień coś w końcu przykuło moją uwagę wytrącając mnie z rytmu śpiewanej melodii, jak i równowagi na kamieniach, co spowodowało upadkiem na tyłek. Pod jednym z kamieni leżał ptak. Miałem wrażenie, że nie żyje, lecz poruszył lekko głową. Wyglądał nieco dziwnie, lecz nie miał śladów mutacji, co mnie nieco zaskoczyło.
-Co tu robisz maleńki? - starałem się mówić spokojnie, by nie wystraszyć zwierzaka, do którego powoli się zbliżałem. Mogłem z łatwością stwierdzić, że jest ranny i niedożywiony, więc wziąłem go ostrożnie na ręce.
Nie bronił się i nie rzucał, a jego skrzydło było dziwnie wygięte co świadczyło o złamaniu. Nie mogłem go zostawić od tak na pastwę losu, mimo, że nie powinno się wtrącać w sprawy natury. Ten jastrząb miał coś w sobie, co nie pozwalało mi go zostawić. Zabrałem go więc do siebie, gdzie go opatrzyłem i nakarmiłem, co nie było łatwym zadaniem.
Zajmowałem się nim póki jego skrzydło się nie zrosło, a sam ptak nie wrócił do pełni sił. Miałem zamiar go wypuścić, co też zrobiłem, lecz ten uparcie wracał do mojego domu , gdzie siadał na dachu i czekał aż wyjdę. Było to nieco zabawne, gdy do niego gadałem, że jest wolny, a ten patrzył na mnie jak na debila. W ostatecznie postanowiłem nadać mu imię, które brzmiało Ezreal bądź Ezio, gdyż na nie zaczynał śmiesznie podskakiwać jak jakaś papużka.
Czy mógłbym znaleźć se lepszego towarzysza na złe dni? Szczerze w to wątpię.
ILOŚĆ SŁÓW: 395
AKTUALIZACJA QUESTÓW: 18.08.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz