- Łóżka nie są aż tak szerokie - odparłem, wiedząc, że moglibyśmy się za bardzo do siebie zbliżyć. - Mogę spać na tym drugim...
- Możesz też spać w innym pokoju. - powiedział stanowczo.
- Więc dziękuję za nocleg. - uśmiechnąłem się pod nosem.
Chłopak wszedł na łóżko, kładąc obok swojej twarzy ową pierzynę, aby nas od siebie oddzielić. Dobry pomysł. Nie chciałbym, aby te myśli do mnie wróciły. Zwłaszcza teraz, kiedy położyłem się obok bruneta. Wiedząc, że jest tak blisko, a jednak tak daleko.
- Przykryj się kocem, może być zimno. - rzucił beznamiętnie, odwracając się do mnie plecami. Nieśmiało wsunąłem się pod narzutę. Serce znów zaczęło szybciej bić.
- Zająłbyś się Karmelkiem? - spytałem. - Pojechałbym po jedzenie, żeby nie zmarł z głodu.
- Nie ma sprawy. - chciałem, żeby powiedział to bardziej entuzjastycznie, ale nie mam co się mu dziwić. Spierdoliłem naszą znajomość. Tab bardzo chciałem znów przejechać dłońmi po jego plecach, wiedzieć, że jest przy mnie.
Odsunąłem poduszkę, popychając ją na podłogę. Zbliżyłem się do chłopaka, opierając czoło o jego plecy. Po jego ciele przeszły dreszcze. Doskonale wiedziałem jak się czuje.
Jughead....
Moje ręce wpełzły pod koszulkę bruneta, był cały rozpalony. Zacząłem składać gorące pocałunki na jego karku. Nie wiedział co mi odbiło, ale mnie nie zatrzymywał. Zrzuciłem z nas koc, siadając na nim okrakiem. W jego oczach tkwiło teraz tak wiele emocji; emocji, które porwałbym tylko dla siebie. Nie zważając na to, do czego mogę się posunąć, odkryłem jego klatkę piersiową i zacząłem składać na niej czułe pocałunki. Wiedziałem dokładnie co muszę zrobić, gdy wędrowałem coraz niżej. Zaczynałem zbliżać się do linii podbrzusza kiedy chłopak wydał z siebie cichy jęk. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Chwyciłem za podkoszulek, posyłając Jugheadowi ciepłe spojrzenie. Jego nadgarstki umieściłem nad głową. Zgrabnym ruchem przeciągnąłem koszulkę do góry, aby zasłoniła mu oczy. Opuszkami palców delikatnie przejechałem po szyi i zbliżyłem nasze twarze. Coś co jest moim pragnieniem... Złączyłem nasze usta w długim pocałunku. Bądź mój.
Ile oddałbym, żeby to nie były tylko moje ciche marzenia. Czy mogę to nazwać marzeniami? Czy gdybym naprawdę to zrobił, pozwoliłby mi na to? Jednak chyba lepiej tego nie sprawdzać. Myśli powinny być myślami.
- Dobranoc. - powiedziałem, lecz nie usłyszałem odpowiedzi. Zasnąłem jakiś czas później, czując cholerny ból w klatce piersiowej. Nienawidzę, że tak na mnie oddziałujesz Jug.
~*~
Udało mi się wstać przed brunetem i opuścić jego sypialnię zanim ten się zorientował. Ostatnio słabo sypiałem więc poszło mi to na rękę.- Co one właściwie jedzą? - przewróciłem oczami, mierząc Ronniego zimnym spojrzeniem.
- Pytanie brzmi po co go tu przyniosłeś. Mogę mu dać sałatę, ale potrzebuje wodorostów. Żółwie morskie jedzą też meduzy. To ich główny pokarm.
- Czyli musiałbym jechać nad ocean? - westchnąłem. - Znowu...
- Ty decydujesz.
- Doskonale o tym wiem. Dzięki za rady. - wyszedłem z pomieszczenia, gdzie pływały ryby, kraby... czy też Karmelek i udałem się w stronę stajni. Osiodłałem Lisę, kasztanowatą klacz, na której ostatnio jechałem i zabrałem ze sobą specjalną torbę, do której będę mógł włożyć tą galaretkę. Chyba nie tylko chciałem, ale i musiałem wyrwać się z Camelot. Tak trudno jest mi spojrzeć w twarz Jugheadowi po naszej wczorajszej rozmowie.
<Jug?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz