Aiden powoli zaczął dochodzić do siebie. Powoli wrócił do wypełniania obowiązków. Martwiłem się o niego. Ostatnie dziesięć lat to była dla niego udręka. Nigdy nie pokazał nikomu swojego prawdziwego ja, a teraz kiedy wszystko może się odmienić... Dlaczego nie potrafi sobie przypomnieć Isliny? Przecież takich rzeczy się nie zapomina. Czy ja też nie rozpoznałbym Sophie gdybym nie widział jej przez resztę życia? Czy zapomniałbym Jugheada? Chociaż jeśli chodzi o niego nie rozumiem nadal tego, co mnie do niego tak przyciąga. Ale rozchodzi się o to, że osób bliskich, które raz zagnieździły się w naszym sercu już nigdy się nie pozbędziemy. Czasami tylko umysł musi być wystarczająco otwarty.
- Co się na mnie tak gapisz, zawiesiłeś się? - usłyszałem. Brunetka siedząca przede mną posłała w moją stronę groźne spojrzenie.
- Tylko podziwiam twoją urodę. - uśmiechnąłem się opierając głowę na dłoni.
- Ta, z pewnością. A więc? - spochmurniałem. Musi przejść do bardziej agresywnej taktyki.
- Powiedz mu chociaż swoje imię.
- Imię, nazwisko, datę urodzenia, imiona rodziców, to jak psa nazwałam, może jeszcze spis chorób? - warknęła.
- Nie powiem, może w końcu by się zorientował. - przewróciłem oczami, przez co nie spotkałem się z aprobatą towarzyszki.
- Nie wierzę, że mogę.. z takim debilem... - chwyciła się za głowę.
- Miewa swoje lepsze i gorze dni.- wzruszyłem ramionami.
- Swoją drogą gdzie byłeś przez ostatnie dni? - uniosła brew. Poczułem się przez nią osaczony. - Z tą swoją łanią...
- Pojechałem nad ocean. Dawno tam nie byłem.
- Kiedyś też lubiłam ocean. - odchyliła się na krześle, patrząc w niebo. Pamiętam tamten dzień. Specjalnie nas tam wtedy zabrali, chcieli żebyśmy odetchnęli i byli szczęśliwi choć przez moment. Tamtego dnia zerwał się jednak sztorm, a Annie zaginęła. - Swoją drogą, dlaczego mi nie wspomniałeś?
- O czym? - spytałem.
- Że twoja łania ma rogi i jest jeleniem. - jej szczera odpowiedź mnie zamurowała. Poczułem jak moje policzki robią się czerwone. Nie mogłem przecież ot tak jej wszystkiego powiedzieć. - Widziałam was.
- Zacznijmy od tego, że to nie jest ani moja łania, ani mój jeleń. - oparłem się ramionami o stół, nachylając się do przodu. - Po prostu zacząłem nawiązywać przyjaźnie.
- Czyli nic was nie łączy? - co miałem odpowiedzieć? W sumie czy cokolwiek łączyło mnie i Jugheada?
- Tylko przyjaźń. - odparłem pewnie.
- Niech będzie. - wstała. - Chodź, idziemy się przejść.
- Musimy?
- Tak. Pewnie chcesz mi rzucić kilka metaforycznych myśli na temat mnie i Aidena. - burknęła.
- Mam tylko jedną, ale nie chciałbym jej mówić w publicznym miejscu. Jakoś nie jestem przyzwyczajony. - poprawiłem koszulę, idąc za nią.
- Ohoho, a co jest tak poważnego? - zwolniła tempa.
- Miłość, bowiem wokół niej obraca się cały świat. - spojrzałem w górę, lecz słońce poraziło mnie w oczy.
- Czyli bez twojego... Z tego co się dowiedziałam ma na imię Jughead.
- Nic do niego nie czuję. Nie będę się więcej powtarzał.
- Skoro tak mówisz. - uśmiechnęła się, a ja poczułem jak zarzuca mi ręce na szyję. Szatan we własnej osobie mnie przytulił. Jednak to co zrobiła później było... Sam nawet nie wiem jak to określić. Islina z całą swoją zawziętością złożyła na mojej szyi kilka pocałunków. - Do później, Jasiu! - rzuciła głośno, odchodząc. Kiedy śledziłem jej znikającą sylwetkę, starając się ułożyć sobie w głowie to co zrobiła zauważyłem, że minęła ona Juga. Chłopak musiał wszystko słyszeć i widzieć. Przeszedł obok mnie bez słowa, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Dlaczego widok jego twarzy tak bardzo mnie zabolał.
Chciałem z nim porozmawiać, ale nawet nie potrafiłem go znaleźć.
Jughead...
Cholera...
Teraz wiem co chciała zrobić Annie.
<Islina?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz