Z chwilą gdy sięgnęłam po książkę czyjaś dłoń znalazła się obok mojej głowy. No proszę, trochę mu to zajęło. Odwróciłam się w stronę napastnika, spotykając się z jego zirytowanym, fiołkowym spojrzeniem. Próbował być groźny? W stosunku do mnie? Kpiny.
- Witaj. Też wpadłeś poczytać? - rzuciłam w jego stronę, podsuwając mu książkę pod nos. Zerknął na nią.
- Genetyka? Co, na zakładanie rodziny ci się wzięło i boisz się o takie rzeczy? - prychnął kpiąco
- Jakoś nie widzę się w roli kury domowej zmieniającej pieluchy.
- No tak, musiałby się ktoś odważny. Do twojego konia też nikt nie podejdzie.
- To musiałby być naprawdę szykowny i wytrzymały ogier. Ale Hypatia jest jak ja, to silna i niezależna istota.
- Ile razy będziesz rzucała dwuznacznymi tekstami? - mowa o koniach, o czym on znowu myśli? To, że kilka aluzji to jeszcze nic.
- Ty zacząłeś. - odepchnęłam go od siebie, podchodząc do stołu i odsuwając krzesło.
- Chyba nie zamierzasz teraz po prostu zacząć czytać książki? - warknął, chwytając mnie za kołnierz koszulki.
- Zamierzałam. A teraz mnie puść.
- To ty się do mnie lepisz, śmiem wtrącić.
- Po pierwsze, jesteś za blisko moich piersi. Po drugie, gnieciesz mi koszulę. A po trzecie jestem wkurwiona. - chwyciłam jego dłoń, ściskając ją do momentu aż nie syknął i odpuścił. - Jesteś uroczy kiedy cierpisz. Chociaż nie, wolę twoją zdezorientowaną minę. - uśmiechnęłam się, podchodząc do niego i znienacka całując go w policzek.
- Kurwa, co ty masz z tymi pocałunkami.
- Zawsze to lubiłeś kiedy byłeś młodszy. - zanurzyłam się w starych wspomnieniach.
- Traktowałem to jako dziecinne wygłupy. - no ja mam nadzieję. - Dlaczego jesteś taka napastliwa?
- Czyżbyś się rumienił? Nie zasłaniaj tak tego pyska. - powiedziałam, w duchu śmiejąc się z jego reakcji. - Jasiu... Jesteśmy tu całkowicie sami... Co do niego czujesz?
- Nie mów mi, że to wszystko było tylko po to, żeby wyciągnąć ze mnie informacje. - spojrzał w moją stronę.
- Nie chciałeś po dobroci. - mruknęłam. - Miłość platoniczna łączy co najwyżej naszą dwójkę, a nie ciebie i jego.
- Wiesz jak źle się teraz czuję? Chociaż nie wiem czy to możliwe, bo cały czas pokazujesz brak pieprzonych uczuć. Nawet w stosunku do Aidena! Jak można tak traktować drugą osobę? Tak ważną osobę?!
- Nie podnoś na mnie głosu. - szepnęłam. - Ja tylko staram ci się pomóc.
- Ciekawe w jaki sposób?
- Dowiesz się w czasie. Tylko, że musisz posłuchać tego co ci serce podpowiada. - odwróciłam wzrok. - Poszukaj go i porozmawiaj z nim. On też musi cię lubić skoro tak zareagował.
- Postaraj się już mnie więcej nie swatać.
- Niczego nie obiecuję. - oparłam się o stół, nie spuszczając z niego oka.
Chłopak bez słowa wyszedł z biblioteki. Rzuciłam smętne spojrzenie na otwartą książkę. Straciłam ochotę.
~*~
Zawiązałam luźno linę na szyi Hypatii, uważając, aby nie zrobiła jej ona krzywdy, lecz też by wierzchowiec nie mógł się uwolnić. Z drugim końcem zrobiłam to samo, wiążąc go na Arystotelesie. Konie miały swobodę, a ja nie musiałam się bać, że ogier ucieknie. Nie można na nim jeździć, więc wypuszczę go poza osadę z moją klaczą. Co do niej mam pewność, że wróci, on... Jakoś nie jestem pewna.Z takim przygotowaniem zaprowadziłam zwierzęta pod bramę, wypuszczając nie na zewnątrz, uprzednio szepcząc karej klaczy kilka słów na ucho.
Gdy spojrzałam na niebo, zrozumiałam że niebawem się ściemni, a ja jeszcze nic dzisiaj nie jadłam. W stołówce, chwyciłam do ręki ciepłego ziemniaka i udałam się w stronę centrum. Zanim tam dotarłam posiłek był już skończony. Szybko pokonałam schody. Miałam w zwyczaju zastanawiać się jak wielkie szczęście musiał mieć John, że tu trafił. Takie bunkry są budowane co kilkaset kilometrów, strzelam, lecz znaleźć taki i umieć to wykorzystać. W końcu sam musiał wybudować to co jest na powierzchni. To było naprawdę masę roboty.
Weszłam do pokoju, w którym tliło się światło i zamknęłam drzwi. Mężczyzna leżał na brzuchu, próbując zasnąć.
- Jesteś wolny? - zadałem pytanie, siadając obok Aed'a.
- Co tu robisz? - chyba właśnie starał się zapanować nad tonem głosu.
- Chciałam z tobą pogadać.
- Osoba, która mnie porwała, a potem łaskawie zwróciła do moich. Uważaj, bo możesz skończyć z podciętym gardłem.
- Wiem, postąpiłam źle. Przepraszam - wyszeptałam mu do ucha. - Ale muszę ci powiedzieć, że nie miałam zbytnio wyboru. Potrzebowałam tych kilku dni, aby przyswoić informacje. - położyłam się obok niego.
- Jakie informacje? - odwrócił do mnie głowę.
- Zrozumiałam, że czegoś mi brakuje. Aiden... Mogę zadać ci pytanie?
- Niech będzie, może nie stracę. - czułam, że mi nie ufa. Przyłożyłam dłoń do jego rozpalonej klatki piersiowej. Dlaczego jego skóra jest taka gorąca, a moja jakby spowita lodem.
- Masz może - nie dane mi było do kończyć, bo ktoś otworzył drzwi. Jas obrzucił nas zdziwionym spojrzeniem i zniknął tak szybko jak się pojawił. Psiakrew, teraz już go nie zapytam. Dzięki, Jaśku. Kh.
<Jas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz