sobota, 23 września 2017

Od Isliny CD Jaspera

Stukot obcasów odbijał się między ścianami. Biblioteka była całkowicie pusta. Kiedyś lubiłam tutaj przychodzić. Uczucie starych kartek, przewracanych palcami. Tylko w tamtym czasie nie miałam dostępu do ich wszystkich. Zawsze były te, które do ręki mogłabym wziąć dopiero gdy dorosnę. Ach tak... Przebywał tu również John, więc miałam z kim przedyskutować wątki książek. Jakże banalną literaturę wtedy czytałam. Teraz jego klucz widniał na mojej szyi. Chyba zaczynam pojmować to, że Aiden przeżył jego śmierć. W końcu mężczyzna również dla mnie był ojcem, kiedyś, ale był. Ale th, on był nim dla każdego.
Z chwilą gdy sięgnęłam po książkę czyjaś dłoń znalazła się obok mojej głowy. No proszę, trochę mu to zajęło. Odwróciłam się w stronę napastnika, spotykając się z jego zirytowanym, fiołkowym spojrzeniem. Próbował być groźny? W stosunku do mnie? Kpiny.
- Witaj. Też wpadłeś poczytać? - rzuciłam w jego stronę, podsuwając mu książkę pod nos. Zerknął na nią.
- Genetyka? Co, na zakładanie rodziny ci się wzięło i boisz się o takie rzeczy? - prychnął kpiąco
- Jakoś nie widzę się w roli kury domowej zmieniającej pieluchy.
- No tak, musiałby się ktoś odważny. Do twojego konia też nikt nie podejdzie.
- To musiałby być naprawdę szykowny i wytrzymały ogier. Ale Hypatia jest jak ja, to silna i niezależna istota.
- Ile razy będziesz rzucała dwuznacznymi tekstami? - mowa o koniach, o czym on znowu myśli? To, że kilka aluzji to jeszcze nic.
- Ty zacząłeś. - odepchnęłam go od siebie, podchodząc do stołu i odsuwając krzesło.
- Chyba nie zamierzasz teraz po prostu zacząć czytać książki? - warknął, chwytając mnie za kołnierz koszulki.
- Zamierzałam. A teraz mnie puść.
- To ty się do mnie lepisz, śmiem wtrącić.
- Po pierwsze, jesteś za blisko moich piersi. Po drugie, gnieciesz mi koszulę. A po trzecie jestem wkurwiona. - chwyciłam jego dłoń, ściskając ją do momentu aż nie syknął i odpuścił. - Jesteś uroczy kiedy cierpisz. Chociaż nie, wolę twoją zdezorientowaną minę. - uśmiechnęłam się, podchodząc do niego i znienacka całując go w policzek.
- Kurwa, co ty masz z tymi pocałunkami.
- Zawsze to lubiłeś kiedy byłeś młodszy. - zanurzyłam się w starych wspomnieniach.
- Traktowałem to jako dziecinne wygłupy. - no ja mam nadzieję. - Dlaczego jesteś taka napastliwa?
- Czyżbyś się rumienił? Nie zasłaniaj tak tego pyska. - powiedziałam, w duchu śmiejąc się z jego reakcji. - Jasiu... Jesteśmy tu całkowicie sami... Co do niego czujesz?
- Nie mów mi, że to wszystko było tylko po to, żeby wyciągnąć ze mnie informacje. - spojrzał w moją stronę.
- Nie chciałeś po dobroci. - mruknęłam. - Miłość platoniczna łączy co najwyżej naszą dwójkę, a nie ciebie i jego.
- Wiesz jak źle się teraz czuję? Chociaż nie wiem czy to możliwe, bo cały czas pokazujesz brak pieprzonych uczuć. Nawet w stosunku do Aidena! Jak można tak traktować drugą osobę? Tak ważną osobę?!
- Nie podnoś na mnie głosu. - szepnęłam. - Ja tylko staram ci się pomóc.
- Ciekawe w jaki sposób?
- Dowiesz się w czasie. Tylko, że musisz posłuchać tego co ci serce podpowiada. - odwróciłam wzrok. - Poszukaj go i porozmawiaj z nim. On też musi cię lubić skoro tak zareagował.
- Postaraj się już mnie więcej nie swatać.
- Niczego nie obiecuję. - oparłam się o stół, nie spuszczając z niego oka.
Chłopak bez słowa wyszedł z biblioteki. Rzuciłam smętne spojrzenie na otwartą książkę. Straciłam ochotę.
~*~
Zawiązałam luźno linę na szyi Hypatii, uważając, aby nie zrobiła jej ona krzywdy, lecz też by wierzchowiec nie mógł się uwolnić. Z drugim końcem zrobiłam to samo, wiążąc go na Arystotelesie. Konie miały swobodę, a ja nie musiałam się bać, że ogier ucieknie. Nie można na nim jeździć, więc wypuszczę go poza osadę z moją klaczą. Co do niej mam pewność, że wróci, on... Jakoś nie jestem pewna.
Z takim przygotowaniem zaprowadziłam zwierzęta pod bramę, wypuszczając nie na zewnątrz, uprzednio szepcząc karej klaczy kilka słów na ucho.
Gdy spojrzałam na niebo, zrozumiałam że niebawem się ściemni, a ja jeszcze nic dzisiaj nie jadłam. W stołówce, chwyciłam do ręki ciepłego ziemniaka i udałam się w stronę centrum. Zanim tam dotarłam posiłek był już skończony. Szybko pokonałam schody. Miałam w zwyczaju zastanawiać się jak wielkie szczęście musiał mieć John, że tu trafił. Takie bunkry są budowane co kilkaset kilometrów, strzelam, lecz znaleźć taki i umieć to wykorzystać. W końcu sam musiał wybudować to co jest na powierzchni. To było naprawdę masę roboty.
Weszłam do pokoju, w którym tliło się światło i zamknęłam drzwi. Mężczyzna leżał na brzuchu, próbując zasnąć.
- Jesteś wolny? - zadałem pytanie, siadając obok Aed'a.
- Co tu robisz? - chyba właśnie starał się zapanować nad tonem głosu.
- Chciałam z tobą pogadać.
- Osoba, która mnie porwała, a potem łaskawie zwróciła do moich. Uważaj, bo możesz skończyć z podciętym gardłem.
- Wiem, postąpiłam źle. Przepraszam - wyszeptałam mu do ucha. - Ale muszę ci powiedzieć, że nie miałam zbytnio wyboru. Potrzebowałam tych kilku dni, aby przyswoić informacje. - położyłam się obok niego.
- Jakie informacje? - odwrócił do mnie głowę.
- Zrozumiałam, że czegoś mi brakuje. Aiden... Mogę zadać ci pytanie?
- Niech będzie, może nie stracę. - czułam, że mi nie ufa. Przyłożyłam dłoń do jego rozpalonej klatki piersiowej. Dlaczego jego skóra jest taka gorąca, a moja jakby spowita lodem.
- Masz może - nie dane mi było do kończyć, bo ktoś otworzył drzwi. Jas obrzucił nas zdziwionym spojrzeniem i zniknął tak szybko jak się pojawił. Psiakrew, teraz już go nie zapytam. Dzięki, Jaśku. Kh.

<Jas?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz