poniedziałek, 4 września 2017

Od Chelsea CD Aiden'a

- Brudny koń, to szczęśliwy koń - uśmiechnęłam się. - Dopóki brud nie zagraża jego zdrowiu, niech ma trochę radości z życia.
- Wciąż musisz iść zjeść. - założył ręce na piersi.
Wydałam z siebie zawiedzione westchniecie. Te słowa tak dobrze wryły mi się w pamięć w dzieciństwie, że to aż boli.
Ruszyłam w drogę powrotną, a Arys zarżał z zawodem. On też nie chciał wracać, ale po chwili mnie dogonił i szturchnął nosem w ramię. Aiden szedł obok ubrany, co przypomniało mi o istotnej rzeczy, znajdującej się obecnie w jego ręce. Podziękowałam uśmiechem i odziałam się. Wróciliśmy w milczeniu. Lubię ciszę.
~*~
- Em, smakuje ci?
Podniosłam oczy znad miski ze zbożem, którym zapełniłam usta. Dawno nie miałam w ustach nic poza dziczyzną i czekoladową babeczką. A kasza gryczana to najlepsze, co kiedykolwiek jadłam. Przy brzegu miski spoczywał jeszcze przekrojony na pół ogórek, którego zostawiłam sobie na koniec.
- Jak mogłoby nie smakować? - powiedziałam, po chwili ganiąc się w duchu za mówienie z pełną buzią. - Ale…
- Co?
- Kiedy się odwdzięczę? - mruknęłam.
- Przestań - zaśmiał się. - Naprawdę nie musisz. A jeśli już chcesz, możesz uznać opiekę nad Arys'em za wystarczającą zapłatę.
Spałaszowałam całą miskę ziaren z masłem i zabrałam się za cudownie przekwaszonego ogórka z uśmiechem na twarzy. Aiden patrzył w moją stronę, chyba rozbawiony tą sytuacją. Ludzkie jedzenie to jest coś. Ale czekolada jest zbyt słodka.
- I co teraz? - zapytałam, spoglądając na pustą miskę.
- Oddajesz to tam - wskazał palcem, na małe okno. - Potem możemy gdzieś pójść.
- Możemy iść spać - zareagowałam na przeciągłe ziewnięcie Aid'a. - Na pewno ten dzień był męczący. Tydzień, miesiąc, kwartał, rok. Życie jest takie męczące.
- Tylko nie zasypiaj w mało odpowiednich momentach.
Zaśmiałam się dość nerwowo. Może nie było to zauważalne?
- Mam nadzieję, że polubiłaś się z Carlem.
Dostałam gęsiej skórki, ale ruszyliśmy dalej. Jak tutaj często się zdarza w nieznaną mi drogę. Trafiliśmy między większą grupę ludzi, więc szukałam co chwilę wzrokiem czarnej czupryny, żeby się nie zgubić. Wyszliśmy z tłumu i jeden zakręt dalej, czarnowłosy odwrócił się nagle na pięcie, próbując mnie złapać za ręce. Uniknęłam tego, zachowując odległość przez cały czas. Niby miło, ale nie wiadomo, co chcą ze mną zrobić. Okrążyłam go i bokiem dłoni walnęłam w kolano, przez co padł na ziemię.
- Chelsea?! - dobiegło mnie jakby z oddali. - Nie oddalaj się więcej!
Aiden zatrzymał się wpół kroku, spoglądając w moją stronę niepewnie.
- To ona - czarnowłosy podniósł się z podłoża, a ja przemieściłam za prawdziwego Aid'a. - Nic jej nie zrobiłem!
- Nie trudno zauważyć - mruknął. - To Jughead.
Wyjrzałam zza ramienia, aby zapamiętać twarz. Dobrze znać imiona.
- Chodźmy lepiej. Mieliśmy przyjemne plany, prawda?
Skinęłam ochoczo głową, chociaż nie widziało mi się kolejne spotkanie z medykiem.

<Aiden? Jaki chłam :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz