Chwytając linę przełożyłem ją sobie przez ramię. Zacząłem ciągnąć ścięte drzewo w stronę ogrodzenia gdzie na belkach, według tego co powiedział Jasper, miały być ceglane krzyżyki. Co prawda robota sama w sobie nie była jakoś trudna, przecież to tylko przeciąganie drzewa, ale w pojedynkę ten pajac wykonywałby to cały dzień. Jeszcze naraża się na zagrożenie ze strony zakażonych, którzy w każdej chwili mogą napaść go z lasu. Sądziłem, że jako zastępca będzie miał więcej rozumu i rozważy to co robi. Jakby nie patrzeć mógłby przysporzyć kłopotów nie tylko sobie ale także i osadzie. Zauważywszy pierwszą z belek, dociągnąłem do niej ścięte drzewo. Odwiązałem linę, przetarłem czoło i podążając za śladami wydrążonymi w ziemi jakie zostawiło po sobie drzewo dotarłem do punktu wyjścia. Rąbanie drzewa było słychać nieopodal, po chwili ucichło a do uszu docierał dźwięk łamanego drzewa oraz skrzeczące ptaki unoszące się tuż nad koronami drzew.
- Myślałem, że odpuścisz po pierwszym drzewie - parsknął Jasper w momencie gdy przymierzyłem się do wiązania liny na dopiero co ściętym drzewie
- No cóż. Będziesz musiał pomęczyć się ze mną trochę dłużej - odwróciłem się do blondyna lecz ten po momencie odszedł bez odpowiedzi, szukając kolejnego drzewa do ścięcia
I znowu. Lina przez ramię i jazda pod mur. Kolejna belka leżała kawałek dalej od swojej poprzedniczki. Ciekawi mnie co ile wymieniają takowe belki aby mur nadal był solidny. I czy robi to też tylko Jasper czy ktoś może mu pomaga. ,,Lubię pracować w samotności,, a także w samotności ginąć, zostając zabitym przez zakażonych.
Odkładając drzewo na swoje miejsce, zwinąłem linę po czym udałem się do lasu skąd wcześniej dochodziły odgłosy upadającego drzewa. Przecierając dłonie o spodnie, zorientowałem się, że coś nie gra. Nasłuchując flory i fauny w otaczającym mnie lesie jeden dźwięk roznosił się dość wyraźnie. Łamanie gałęzi i dość specyficzny bełkot głównie wydawany przez zakażonych typu VI. Po chwili stwierdzić mogłem, że nie jest to jeden osobnik a co najmniej czterech bądź pięciu.
Wiedziałem, wiedziałem, że to się tak skończy. Tylko pozostawało jedno pytanie. Gdzie podział się ten blondyn z siekierą? Dość szybko i po cichu przemieszczałem się po lesie aby zorientować się gdzie kieruje się grupka nieprzyjaznych potworów. Wspiąłem się na jedno z drzew. Powinienem zaatakować? Miałbym szansę aby zabić je lecz musiałbym odciągać po kolei a raczej nie byłoby to możliwe zważywszy na to iż ten typ zakażonych jest dość szybki. Rozejrzałem się. Grupka powoli zmierzała w stronę osady. Cho*lera. Odruchowo zeskoczyłem z drzewa, a potwory oczywiście od razu skierowały swoje korpusy ku mojej osobie. Wyciągnąłem swoje ostrza i przygotowałem się do ataku. Gdy stworzenia były coraz bliżej w końcu jedno z nich zaatakowało. Jeden - nie było ciężko go pokonać. Są dość kruche i łatwo im połamać kości lecz ich ruchy są nieprzewidywalne. Gdy pozostałe rzuciły się na mnie z agresją nagle rozbrzmiał strzał z pistoletu. Potem kolejny i kolejny a potwory padły na ziemię. Zza drzew nieopodal wyłonił się blondyn bawiąc się swoim Glockiem a w drugiej ręce trzymając siekierę.
Jasper?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz