poniedziałek, 25 września 2017

Od Jughead'a CD Jaspera

Obudziłem się. Mogłem się spodziewać, że nie będzie przy mnie Jaspera. Znowu gdzieś wyszedł chociaż powinien jak najwięcej odpoczywać. Niepokoiła mnie jego wysoka temperatura. Powinien się udać z tym do Carla. Tylko przez jego upartość raczej jest to niemożliwe aby go tam zabrać. Ach Jas.. Przepraszam. To, że jesteś chory w większości jest moją winą. Przez moją nieuwagę nie usłyszałem tego cholerstwa, które się na mnie rzuciło wpychając mnie do rzeki. Ale gdyby nie reakcja blondyna zapewne wyszedłbym z tego zdarzenia marnie.. bądź o ile w ogóle udałoby mi się pokonać zakażonego.
Przez jeszcze kilka minut siedziałem na łóżku w mroku pokoju. Ciekawiło mnie gdzie mógłby być teraz Jasper. Z tą nogą i przeziębieniem nie zaszedłby daleko. Pewnie szwenda się gdzieś po Centrum. W końcu zebrałem się i wyszedłem z pomieszczenia. Poczułem dziwny zapach docierający ze strony wyjścia z centrum. Pachniało.. jesienią.. No cóż. Czas leci a zaraza nadal trwa i wybija w dalszym ciągu ludzi. Dlaczego jeszcze nikt nie powstrzymał tego dziadostwa? Byłbym w stanie oddać prawie wszytko chociaż za drobną informację, że jest dla nas nadzieja. Ale jak to mawiają.. Nadzieja matką głupich. Chociaż w sumie lepiej się przyznać do bycia głupcem niż stracić jakąkolwiek nadzieje na lepsze jutro. Cieszyłbym się gdyby takowe lekarstwo zaistniało.
Błądząc w myślach wyszedłem na dwór. Od razu dopadł mnie chłodny wiaterek, mierzwiąc moje i tak potargane włosy. Dziwne. Będąc tu powinienem zważać na to jak wyglądam lecz jakoś się tym nie przejmowałem. Bynajmniej o tak wczesnej porze dnia. Wdychając świeże powietrze do płuc odwróciłem się na pięcie wchodząc z powrotem do środka. Planowałem pójść pod prysznic, więc po drodze wpadłem do swojego pokoju biorąc pod pachę czyste ubrania i ręcznik. To przypadek czy może przeznaczenie, że pierwszą lepszą czystą podkoszulką jaką zabrałem ze sobą była podkoszulka od Jaspera? Rozpoznałem znajomą posturę dziewczyny zmierzającą w moim kierunku. Islina. Ciekawe czy nie wie gdzie jest Jasper..
- Heej. - zatrzymałem ją gdy ta przechodziła obok mnie - Nie wiesz może gdzie może być Jasper? - zapytałem troszkę nieśmiało
- Ostatnio widziałam go na stołówce, możliwe, że nadal tam jest. - odparła obracając się za siebie i za chwilę znów spoglądając na mnie
- Dzięki - odparłem i kiwnąłem jej ręką na pożegnanie
Stołówka. Pójdę tam zaraz po tym jak odniosę brudne ciuchy do pokoju. Teraz ruszyłem prosto pod prysznic. Orzeźwiająca zimna woda spływała po moim ciele przypominając mi wydarzenia znad rzeki. Nie było to przyjemne.. Ubrałem się i jak najszybciej opuściłem łazienkę, a zaraz potem mój pokój. W tym pośpiechu zdążyłem zabrać ze sobą jeszcze kurtkę podarowaną od blondyna. To miłe z jego strony, że raczył mi ją dać. Niby tylko kurtka a tak cieszy człowieka. Nie liczy się to co dostaniemy a od kogo. Wspaniale.
Zaglądając na stołówkę nigdzie nie mogłem dostrzec blondyna. Musiałem się spóźnić. Martwię się o niego i wolałbym być przy nim mimo wszytko. Dlaczego mnie nie obudził jeżeli chciał gdzieś wyjść? A jeżeliby coś mu się stało? Szlag, zacząłem panikować. Nie dobrze. Jedynym miejscem którym nie sprawdziłem po czasie poszukiwań jest dolne piętro. Przeszukałem nawet Camelot. Powoli zbliżał się wieczór, wtedy pomyślałem o jedzeniu, co sprowadziło mnie do Karmelka. Powinienem był go nakarmić. Może Jas poszedł go odwiedzić? Na schodach prowadzących w dół minąłem się z brunetką. Nie miała zbyt radosnego wyrazu twarzy..
Tak jak się spodziewałem, znalazłem Jaspera przy akwarium z żółwikiem.
- Szukałem Cię. - powiedziałem, zbliżając się do niego
Dobrze, że światło od pochodni dobrze oświetlało to miejsce. Tęskniłem za jego fiołkowymi oczami.
- Jug.. - odparł odwracając się do mnie
Boże. Co do cholery się z nim stało? Jego twarz była bledsza a kości bardziej wyraziste. Policzki sprawiały wrażenie zapadniętych a oczy.. Fiołkowy blask tracił się pośród krwawego koloru białek, które wcale nie były już białe. Przekierowałem wzrok na jego resztę ciała. Dłonie które przywierały do szybki akwarium oddzielającej go od Karmelka były całe złuszczone a żyły prawie przebijały się przez skórę, poza tym.. ich kolor.. był prawie czarny. Byłem pewny, że na sto procent nie jest to przeziębienie.
No Jug Ameryki to ty nie odkryłeś 
Czy to możliwe, że.. Kurwa no nie. Tylko nie zakażenie. To nie możliwe. Nie, nie, nie! Nie! Nie ma mowy. Może to jakiś objaw alergiczny? Panika ogarnęła mnie szybciej niż przy ataku dzikich kotów na mojego ojca. Co, jak, dlaczego.. Co do cholery tu jest grane?! Aż zebrało mi się na płacz. Oczy zaszkliły się jakbym miał zaraz wybuchnąć jak małe dziecko któremu zabrano cukierka. W sumie. Ja dziecko - Jas cukierek. To pieprzone zakażenie mi go zabierze. Teraz wszytko nagle mi się wyjaśniło. To jak przez ostatni czas zachowywał się Jasper. To dlaczego zmuszał się do uśmiechu i udawania niektórych reakcji. To dlaczego.. dlaczego wtedy wyganiał mnie z pokoju. To wszytko zaczęło się.. gdy wrócił znad oceanu. Cholera mogłem z nim jechać! Nic by mu się wtedy nie stało! To niee. Ja musiałem oczywiście zrobić swoje i puścić go samego. Brawo Jug, tracisz kolejna osobę ze swojej winy.
Stałem i patrzyłem na niego nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Przerwał mój tok myśli gdy coś powiedział lecz byłem zbyt mocno zakłopotany żeby zrozumieć co mówi.
- Proszę Cię powiedz, że to nie to o czym myślę - podchodząc do niego patrzyłem w jego oczy, które straciły swój blask. Widziałem tylko przekrwione białka i delikatny fiołkowy kolor, który zanikał. Objąłem jedną ręką jego policzek. Jego skóra była.. taka sucha.. - Proszę powiedz że to nie jest cholerne zakażenie! - prawie krzyknąłem, zahamowały mnie łzy spływające z moich oczu

<Jasper?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz