Idę powoli przed siebie, sunę powoli do przodu, niczym zjawa z klasycznego horroru, w którym główny bohater jest przez nią nawiedzany i zafascynowany nią jednocześnie. Mam proste plecy i uniesiony podbródek, czarne, nieco starte z przodu glany ciążą mi niesamowicie, choć zwiewna sukienka parę centymetrów ponad kolana w czerwono-żółte małe kwiaty o nieokreślonych kształtach, przypominające nieco niewielkie okręgi namalowane akwarelami, nachodzące na siebie w chaotyczny, ale jednocześnie ściśle zaplanowany sposób, jest niezwykle lekka. Jedynie jej czarny, szeroki pas dopasowuje się do kształtu mojego ciała, niewiele pod biustem. Lekki makijaż - blady ślad bordowego błyszczyka na moich ustach. Włosy tradycyjnie rozpuszczone w ten sam, prostu sposób ( o ile nie są spięte w niedbały, ledwo trzymający się w oczach innych kok ), to wszystko. Elementy dobrane idealnie, by pokazać, że nie mam zamiaru się wywyższać, wystawać poza wyznaczony przez ludzki umysł schemat, a jednocześnie by zrobić delikatnie popychające mnie do wyznaczonego celu wrażenie. Rozglądam się na boki, szare ściany wydają mi się przypominać te, które mieszczą się w szpitalach dla ludzi chorych psychicznie. Teraz sieją pewnie pustkami, niezdatne do użycia. Machinalnie tłumię ziewnięcie, choć nikogo nie ma w pobliżu. Dokładnie osiem minut temu rozpakowałam swoje rzeczy, wcześniej usadawiając zmęczonego podróżą Ventus w stajni. Długo szukałam tego miejsca, o którym usłyszałam już od trzech osób w ciągu czterech miesięcy - tylu udało mi się spotkać. Oni też dążyli do znalezienia go, ale nie chciałam z nikim łączyć sił. Pokazać, że jestem słaba, to byłby seraficzny początek końca.
Po dziesięciu minutach jestem już w Camelocie, co swoją drogą jest bardzo innowacyjną nazwą. Rozglądam się na boki, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Idę opanowanym krokiem, z lekko podniesionymi kącikami ust. Nikt tak na prawdę tego nie dostrzega, ale to bardzo istotny czynnik w wyglądzie - twarz wygląda na bardziej przyjazną, nadaje osobie powłokę niewinności i wręcz rozsiewa wokół przyjemną aurę. Spojrzenie mam wyrażające gotowość na nowe znajomości i wyzwania, jakim będę musiała sprostać już niedługo. Sekcja inżynierska to najlepsza opcja, jaka została mi przedstawiona. Być może stanowisko podchodzące pod kategorię medyczną również byłoby trafne, jednak praca jako inżynier stawia nieco więcej plusów. Pokazuje, że jesteś choć po części zaangażowaną w sprawy społeczne osobą, potrafisz wybrać najlepsze rozwiązanie, a nie tylko przypisać odpowiednie środki, czy przeprowadzić o różnym stopniu trudności operacje, czasem będące jedynie naklejeniem plastra na przecięcie. Oczywiście, funkcja lekarza jest niezwykle ważna. Jednak inżynier utrzymuje wszystko w ładzie – ułożenie straganów na ulicach, zorganizowanie świąt i zabaw, jakieś zajęcia dodatkowe dla dzieci, być może ulepszenie czegoś lub stworzenie czegoś zupełnie nowego. To pokazuje, że interesujesz się ludźmi, liczysz z ich zdaniem i potrzebami, a do tego jesteś osobą zorganizowaną, by ogarnąć wszystko – plusy i minusy, dostępne materie oraz wszystko inne, co choć trochę mogłoby wpłynąć na wynik końcowy lub nawet i losy pracy nad nim. Reaguję lekkim uśmiechem na spojrzenie nieznajomej mi dziewczyny, nie zwalniam ani nie przyśpieszam - nie pokazuję, że to sprawia, że serce mi przyśpiesza. Poznawanie nowych ludzi i zbieranie zagadkowych, a nawet i czasem życzliwych lub nieprzyjemnych spojrzeń bywa stresujące zwłaszcza dla osoby, która z ludźmi nie miała do czynienia od bardzo dawna. Chmury na niebie się gromadzą, choć wciąż jest ciepło. Burza? Być może, nie potrafię się na tym skupić. Mam wrażenie, że ktoś bacznie mnie obserwuje, ale nie wiem, kto. Nie będę się rozglądać, to by było nieuprzejme i zbyt pochopne, pokazałabym, że nawet coś takiego, jak czyiś wzrok na mojej skórze, może ją dotkliwie poparzyć. Sprawdzam w głowie swój wizerunek i stwierdzam, że nie wyglądam, jak przestraszona mysz. Panuję nad sobą, to dodaje mi odwagi. W tej samej chwili czuję czyjś dotyk na ramieniu. Zdaje się on rozprowadzać nikłe ogniki po całym moim ciele, nie wiem, czy to sprawił fakt, że od dawna nikt nie okazał mi takiego gestu, czy po prostu jestem na tyle podniecona nowym, bezpiecznym ( przynajmniej na razie ) miejscem do życia. Odwracam się, przybieram jeszcze bardziej przyjazny wyraz twarzy.
< Ktoś? Wiem, marny początek, ale nigdy nie potrafię zaczynać... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz