poniedziałek, 11 września 2017

Od Jaspera CD Isliny

Kobieta pojawiła się w Osadzie znikąd. Pochodziła z Cryton. To samo z siebie źle brzmiało. Nikt od tak nie wchodzi do siedziby swojego wroga. Nie ufam jej, lecz roztacza wokół siebie specyficzną aurę. Jakby faktycznie nie miała złych zamiarów.
- Miło. Pokutujesz grzechy? - rzucił zgryźliwie mój przyjaciel. No proszę, on widocznie też czuj jak ta sprawa cuchnie.
- Raczej poznaje nowych przyjaciół. - wystawiła dłoń w jego stronę, a ten po chwili zastanowienia uścisnął ją. Lubiłem skupiać się na szczegółach, jak na przykład różnica wzrostu. Dzieliło ich zaledwie dziesięć centymetrów. Islina była prawie mojego wzrostu.
- Myślę, że Aed powinien odpoczywać. Trochę go tam przetrzymaliście. - oboje spojrzeli na mnie. Mimika ich twarzy była dosłownie identyczna. Z lewej strony gdzie stał mężczyzna, wpatrywały się we mnie wyrozumiałe oczy, z prawej zaś czułem chłodne spojrzenie. Mimo to, odcień błękitu bijący od obu moich rozmówców był tak głęboki, że mógłbym wpatrywać się w niego godzinami.
- To byłby dobry pomysł. Zamierzasz tu zostać… Islino? Tak cię zwali? - chłopak uniósł brew.
- Tak, to moje imię. Jeśli pozwolicie zatrzymałabym się tutaj kilka dni. Mogę przy okazji oglądać jak goją się rany Arystotelesa. - mruknęła.
- Przyprowadziłaś go tu?
- W Cryton zrobiliby z niego żarcie. - rzuciła przez ramię.
- W takim razie zaprowadzę ją na górę. - powiedziała Max.
- Trafię tam sama. - powiedziała kruczowłosa.
- Mimo wszystko trzymaj się Maxine. To moja prawa ręka. - szepnął Aed.
- Niech ci będzie. - przewróciła oczami. - Rusz się młoda i prowadź. - obie zniknęły z pokoju. Zostaliśmy tylko ja, Aiden i Carl.
- Nie mów, że jej ufasz. - zauważył lekarz.
- Nie ufam jej. Mam mieszane uczucia. Gdyby chciała, zabiłaby mnie pierwszego dnia. Zachowuje się dziwnie. - opadł na łóżko. Zachowywał się trochę dziwnie, jakby zażył jakiś narkotyk, ale to najprawdopodobniej z powodu wycieńczenia. - Dlatego masz jej pilnować Jasiu. - rzucił w moją stronę. Nie przepadałem za tym nazwiskiem. - Śledź ją i następnego dnia złóż mi raport.
- Ja na twoim miejscu pozbyłbym się jej z Camelot. - mruknął najstarszy z nas.
- Każdemu należy się druga szansa jak już wspomniałem.
- Więc zajmę się tym. A ty odpoczywaj.
- Skoro zamierzacie mnie trzymać w Osadzie szmat czasu, to będę miał na to dłuższą chwilę.
~*~
Idąc za wskazówkami mojego przyjaciela zawsze byłem gdzieś blisko Isliny. Kobieta nie wydawała się rzucać w oczy, wręcz idealnie wtapiała się w tło, przez co ostatnie dwa dni były koszmarem. Mimo to nie zauważyłem nic dziwnego. Byłem nawet tak zirytowany tym jak specyficzny ma chód, że sam zacząłem w pewnym momencie potrząsać biodrami kiedy gdzieś szedłem. I to niby jest kurna seksowne? My mężczyźni faktycznie jesteśmy pojebani. A może to tylko mój punkt widzenia, może gdybym był jak inni też patrzyłbym na większość kobiet jak na łakomy kąsek.
W ciągu tych 48 godzin, cztery razy była w stajni. Dwa razy sprawdzała Arysa, karmiła konie. Teraz znów poszła odwiedzić tę swoją klacz. Jako jakże pracowity budowlaniec stwierdziłem, ze muszę naoliwić drzwi od stodoły. Wtedy poczułem mocne pociągnięcie do tyłu. Mocno uderzyłem o glebę, a konie obecne w środku zarżały.
- Powiedziałam chyba wyraźnie, że nie lubię jak ktoś mnie zachodzi od tyłu. - warknęła, stając nade mną.
- Ja tylko chciałem naprawić wejście. Jestem inżynierem.
- I odkąd tu jestem wszystko w pobliżu mnie się niszczy? - już samo to, jak mocno ściskała moją koszulę, przyciągając mnie do siebie, mówiło mi jak bardzo ją zezłościłem. Łańcuszki dygoczące na jej szyi zwróciły moją uwagę.
- To Aidena. - chwyciłem za sznurki. To klucz, nieśmiertelnik i krzyż. Do cholery, po co to zatrzymała.
- Pasują mi do stroju. Wara od tego łąjzo. - nie oszczędzała w słowach… Jej groźne spojrzenie wywoływało ciarki. Kiedy mnie puściła, obdarzając mnie bólem brzucha, sam w miarę szybko się podniosłem. Kiedy włosy odkryły jej szyję, zobaczyłem coś interesującego. Tuż pod brodą, długa blizna po nacięciu. Pomoc Aedowi, ten wzrok, blizna…
- Mnie nazywasz łajzą? - spytałem.
- Konie są zbyt inteligentne żebym je tak nazwała.
- Islina… Pierdolisz głupoty.
- Mówiłeś coś? - kolejne piorunujące spojrzenie. W ciągu sekundy znalazła się przy mnie, rzucając mną w stos siana. Jej przedramię zaczęło mocno naciskać na moją krtań.
- Nie sądziłem, że żyjesz.. Annie. - wyszeptałem. Poluzowała uścisk. Czyżbym w jej wzroku zobaczył zwątpienie? Zgadłem? Nawet nie wiem czy mówiłem to serio, ale jeśli to Annie… Nawet wolę nie myśleć. Nie, pomyliłem się. Kurwa, musiałem się pomylić.

<Islina?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz