wtorek, 26 września 2017

Od Jaspera CD Jughead'a

Ból. Moja dusza właśnie została rozdarta.
- Nie płacz. - wyszeptałem. Czułem się winny. Niech po jego polikach nie spływają już łzy. - Proszę.
- Powiedz mi prawdę! - załknął. Nie mogłem tego już dłużej ciągnąć. Wyznanie prawdy mogłoby być takie proste w tym momencie, przecież nie mam już czego rozwlekać.
Wyminąłem go, wychodząc najszybciej z pomieszczenia jak tylko mogłem. Jughead nie odpuścił. Wiedziałem, że tak będzie. Dlaczego nie odszedłem kiedy miałem czas? A może pytanie powinno brzmieć co zrobiłem w przeciągu tych dobrych sześciu miesięcy, które razem spędziliśmy? Życie bardzo przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu potwierdzenie - ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu.
Kiedyś powiedziałbym sobie: Jughead, chcę być osobą, którą boisz się stracić. Teraz mam nadzieję, że tak nie jest. W takim momentach jak ten chciałbym zgłosić nieprzygotowanie do życia, ale to tak nie działa.
- Jasna cholera! Jasper! - szarpnął mnie za koszulę. Kiedy zrozumiał, że się nie zatrzymam, spróbował zastąpić mi drogę. Co mam mu odpowiedzieć? Nie płacz za mną jeśli kiedyś nie wrócę? Przecież tak zawsze mają się sprawy w dzisiejszym świecie. Ale kurwa, dlaczego on musi to robić. Wiem co ze mną będzie; wiem też, że mnie znienawidzi.
Jaka była w końcu pora dnia? Całkowicie zapomniałem.
- Powinniśmy wyjść na zewnątrz, tam porozmawiać. Kiedy był wieczór? - zadałem pytanie. - Czy ludzie już są w centrum?
- Co to ma do rzeczy! - uderzył mnie pięścią w klatkę piersiową. Zasłużyłem. - Mutant, jakim cudem! - czy on nadal nie wierzy? Ominąłem go. Poszedł za mną, zaufał mi. Chyba gdzieś jego podświadomość mówiła mu, ze lepiej, aby inni osadnicy nie musieli słuchać tej rozmowy.
Ale o czym będziemy rozmawiać. Widział to jak wyglądam, wie czym będę. Gdybym miał mówić co mi leży na sercu, powiedziałbym że mam ochotę wtulić się do niego z całej siły, bo mogę mu zaufać. Chciałbym spędzić w takiej pozycji wiele godzin, aż spłynie ze mnie cały gniew, bunt i cały ten cholerny, wielotonowy smutek. Ale nie otworzę ust i nie wyszeptam tego. Jedynie co mogę, to iść tymi schodami na górę i nie zwracać uwagi na zmartwione spojrzenie Jug'a, które ryje mi dziurę w sercu, tą krótką chwilę muszę udawać, że nie zauważam jego drżącego ciała i łez, które płyną mu z oczu.
Utknąłeś mi w głowie.
Mam nadzieję, że będzie ci łatwo o mnie zapomnieć.
Stanęliśmy przy jednym z pustych budynków. Dziękuję, że czekałeś aż cię tutaj zaprowadzę.
- To tylko głupia gra, jakiś pieprzony sen! Powiedz, że to nie zakażenie! - wydarł się. Ja tymczasem cieszyłem się z zimnego powietrza częstującego moją skórę. - Jasper! Dlaczego nic nie mówisz! Ciągniesz mnie na powierzchnię, milczysz!
- Bo znasz prawdę. Czekasz tylko na potwierdzenie. Jakby moje zakrwawione oczy i czarne żyły ci nie wystarczyły. - rzuciłem i schyliłem się, aby podciągnąć nogawkę. Gdy materiał sunął po strupie poczułem ten cholerny ból. To było niezwykle wrażliwe miejsce, lecz i tak nie mógłbym porównać tego do cierpień psychicznych jakich teraz doznaję.
Jug odwrócił na moment głowę, lecz zaraz potem spojrzał na łydkę jeszcze raz. Ogień pochodni idealnie oświetlał to miejsce.
- Pojechałem nad ocean, wybrałem inną plażę. Była bliżej. Nazbierałem dość dużą ilość glonów i meduz. Woda pięknie błyszczała, wydawało mi się, ze coś leży na dnie. Chciałem podejść głębiej, ale wtedy coś owinęło mi się wokół nogi, zrywając skórę swoją macką. To był mutant.
- One nie żyją w wodzie! - zaprzeczał. Juggie, chciałbym mieć taką wiarę jak ty.
- Jednak żyją. Wiedziałem, że doszło do zakażenia, kilka dni później pojawił się czarny strup. - wyjąkałem. - Potem te pajęczyny. - pokazałem mu nogę, aby schować ją z powrotem pod nogawką. - Te same są na szyi. To dostaje się do mojego mózgu. Byłem idiotą, ze tu wróciłem. - powiedziałem, nie mogąc w dalszym ciągu zaakceptować tego wyboru.
- Kłamiesz, nie wierzę, nie mogę. Dlaczego, dlaczego zawsze... - ukrył swoją twarz. Chwyciłem i ściągnąłem jego ręce w dół. Dłonią przetarłem policzki mokre od łez, które nie przestawały wypływać. Najbardziej boli, kiedy musisz patrzeć na cierpienie bliskiej ci osoby. Nakryłem jego głowę kapturem, w obawie o wiejący wiatr. - Nie chcę żebyś odszedł, nigdy...
Nie potrafiłem określić tego, dlaczego w taki a nie inny sposób traktuję Jugheada. Teraz już wreszcie zrozumiałem. Moment kiedy pragnąłem jego dotyku, spędzonych razem chwil, gdy chciałem obudzić się obok niego i móc zobaczyć tę piękną twarz... Dlatego każdy, chociażby najbliższy gest był taki ważny. Już wiem.
Kocham cię.
Chciałbym móc ci to powiedzieć, ale i tak już za późno. Odejdę. Cierpię na dwie nieuleczalne choroby. Jedna to zakażenie. Druga to miłość, a z tego nigdy nie wyleczysz się do końca.
Stojąc w półcieniu widziałem, jak w jego smutnym wzroku tańczą płomyki. Ile razy tym spojrzeniem wbije mi nóż w serce? Do tego te wargi. Zawsze chciałem sprawdzić jaki smak mają jego usta. Czy było to samolubne myślenie, że pocałunkiem chciałem mieć go na własność? Gdybym mógł cofnąć czas, tamtego dnia, na plaży... Nie zwlekałbym, zrobiłbym krok do przodu, obdarowując nas oboje słodkim pocałunkiem. Wybacz mi, że nigdy tego nie zrobiłem. Może gdzieś w alternatywnej rzeczywistości... Spędźmy noc nad oceanem.
Twoje imię zawsze będzie w moim sercu. Dziękuję ci, że byłeś ze mną choć przez chwilę. To był najlepszy okres w moim życiu.
Następną szansę wykorzystam. Obiecuję.
Nachyliłem się nad jego twarzą. Gdybym tylko nie był zakażony...
Na własnych policzkach poczułem spływające łzy. Obiecałem, że nigdy nie będę płakać, zwłaszcza przy Jug'u. Jednak właśnie zrozumiałem co robimy. To nasze pożegnanie.
- Przepraszam. - to jedno słowo było przepełnione goryczą niespełnionych marzeń, bólem pustej egzystencji i szlochem umierającego.



Nie mogłem już powiedzieć nic więcej. Osoba, którą pokochałem i straciłem stoi teraz przede mną. Nie będę mógł nawet dowiedzieć się czy mi wybaczył. Z moich ust nie może wydobyć się już ani jedno słowo.
Puściłem go. Stał nieruchomo. W głowie kalkulował to co się właśnie stało. To ten moment. Musiałem to zrobić i odszedłem, zostawiając go samego. Zaopatrzyłem się w sztylet, chowając go do kieszeni spodni. W mroku nikt nie widział tak bardzo moich odznaczeń na ciele. Strażnicy poznając mój głos nie mogli się sprzeciwić. Wypuścili mnie z osady.
Jughead, jeśli zostanę gwiazdą, będę cię strzec już na wieki.


<Juggie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz