- Sztuką życia poza cywilizacją jest przetrwanie samemu. - mruknąłem, chowając broń.
- Mogłeś zwabić ich więcej. - odparł, spoglądając na mnie.
- Mogłem też pozwolić im zaznać smaku krwi, a tego byśmy chyba nie chcieli. - zbliżyłem się do niego, posyłając mu ciepłe spojrzenie fiołkowych oczu. - Wracam do roboty. Nie daj się zabić.
- Th. - prychnął za moimi plecami. - Nie możesz przecież cały czas strzelać i robić tak ogromny hałas.
- Dlatego zwykle tak nie postępuję. To była wyjątkowa sytuacja. - przystanąłem na chwilę w miejscu, chodząc w miejscu z jednej nogi na drugą.
- Co robisz zwykle? - ucieszyłbym się, gdybym go zaciekawił.
- Mogę ci pokazać, ale pod jednym warunkiem. Rzetelnie wykonasz powierzone ci obowiązki przeciągania drewna. - rozglądałem się dookoła po ogromnych sosnach.
- Niech ci będzie.
- Zaiście wspaniale. Podąży waszmość za mną. - przywołałem go do siebie palcem.
Poczekałem kilka sekund, aż chłopak się zbliżył i zaprowadziłem go w inną cześć lasu.
- Ogólnie radziłbym uważać kiedy tutaj chodzisz.
- Dlaczego?
- Mam tu... kilka pułapek. Dlatego robię wszystko sam.
- I mimo wszystko pozwoliłeś.. kazałeś mi nosić to drewno?
- W ciszy liczyłem, że jednak nie wpadniesz w te wnyki. - zaśmiałem się cicho.
- Jesteś podły. - również się uśmiechnął.
- No przecież byłoby szkoda, gdybyśmy stracili osadnika. - położyłem mu rękę na ramieniu. - Więc lepiej stawiaj kroki tam gdzie ja. - szepnąłem mu do ucha, odchodząc.
Doskonale znałem położenie wszystkiego w tym lesie. O, ten kamień jest ciekawy. Ciągle go mijam. Nie powiem, trochę mi się tu nudzi. Osada, wokoło tylko sosnowy las. Za to dwa dni drogi stąd... Wielkie pokłady wody. Te fale, szum, wiatr. Ostatnio byłem tam jakieś pięć lat temu. Aż wewnętrznie rwę się, żeby wziąć jakiegoś konia ze stajni i pojechać tam. Po prostu, posiedzieć, może nawet w razie możliwości rozbić gdzieś obóz i zostać na noc. Nienapomniana chwila i marzenie nie do spełnienia kiedy wszystko robi się samemu. Moją prośba do losu jest to, żeby ktoś mnie tam wyciągnął.
Przemieszczając się między drzewami pokazywałem mojemu towarzyszowi kilka z rzeczy, które wymyśliłem, specjalne pułapki, w szczególności lubiłem te z przeźroczystych, wzmacnianych żyłek. Wystarczyło nad niby przebiec, pociągnąć w odpowiednim miejscu i ta da!
- Wrócę do pracy, nie zrób sobie krzywdy. - jeszcze raz obdarzyłem go uśmiechem.
<Jug?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz