czwartek, 14 września 2017

Od Jaspera CD Isliny

Przebywanie obok Isliny z początku wydawało mi się niezręczne. Spotkać Annie we własnej osobie. Myślałem, że umarła, ale nie tylko ja jak widać. Mimo to, w przeciągu tygodnia na powrót się do niej przywiązałem. Kiedy większość spoglądała na nią podejrzliwe, ja cieszyłem się z tego, że tu jest. Czuję, że może pomóc Aidenowi. Chciałbym żeby był taki jak dawniej. Jego pozytywne nastawienie, przyjazne nastawienie, pomoc drugiej osobie - to wszystko rozwija Camelot. Jednak... Każdej nocy, kiedy wiem, że przychodzi do pokoju. Widzę zmęczenie na jego twarzy, kołyszący chód. Gdy nikt go nie widzi odpuszcza sobie maskę zakładana na co dzień. Próbuje sprostać oczekiwaniom, ale brakuje mu "siły napędowej".  Nikt nie może być wiecznie radosny. Kiedy udaje mi się zobaczyć ten jego pusty wzrok, momenty kiedy przez sen wyrywa sobie włosy. Boli mnie to, że nic nie mogę zrobić. Gdy stracił najbliższą jego sercu osobę stał się szary... Ale skoro Kwiat wrócił ogród powinien rozkwitnąć na nowo, wystarczy tylko czekać na deszcz.
- Zachowuje się normalnie. Obserwuję ją ponad tydzień. Strzelałbym w to, że chciała się uwolnić od Hudsona, to skończona świnia.
- To na pewno. Jednak czuję, że jest jakaś inna. - powiedział, zakładając ręce na piersi.
- Może po prostu jest wyjątkowa? - zaśmiałem się. - No już, rozchmurz się, popatrz, włosy zaczynają ci rosnąć. - westchnął ciężko.
- Niech ci będzie. Ufam ci, jednak nadal jej pilnuj. To co robiła w Cryton utwierdza mnie w przekonaniu, że może to być tylko przykrywka.
Pięć ostatnich dni przekonywałem go, że Islina to osoba godna zaufania. Czy sam tak twierdziłem? Bazowałem na tym jaką osobą była kiedyś. I gdyby znalazły się tu osoby ją kojarzące, miałyby takie samo zdanie na jej temat.
~*~
- Pobawmy się w berka. - rzuciłem, idąc obok mniej.
- Nie mam ośmiu lat. - przewróciła oczami.
- Zauważyłem, co pewnie jest nie lada sztuką.
- Jesteś zastępcą, zachowuj się jak na zastępce przystało.
- Th. Okey. Cykasz się. - mruknąłem, stawiając kilka większych kroków. Rzuciłem jej zadziorne spojrzenie, delikatnie ją pchając. Ile sił w nogach ruszyłem przed siebie. Minąłem kilka znanych mi dróg między poszczególnymi chatami. Wybiegając na jedną z obór czułem się bezpieczny. Ostatnio bawiłem się w ścigańca kiedy miałem jakieś osiem lat.
Gdzie się podziała ta dziewczyna? Fakt, pewnie ma mnie  głębokim poważaniu. Z rozważań wyrwał mnie upadek na ziemię i stojąca nade mną czarna postać.
- Nie zapominaj, że nigdy nie wygrałeś. - zaśmiała się czarnowłosa kobieta i zwinnie wspięła się na dachy. Postanowiłem ścigać ją od dołu. Kiedy znalazłem się przy stosie desek w kilku w miarę zgrabnych ruchach dołączyłem do łowczyni, biegnącej kilka metrów nad ziemią. Była szybka i zwinna co sprawiało, że nie łatwo było mi ją dopaść. Wystarczył jednak ten jeden, chwilowy dotyk i już nie byłem berkiem.
- Ha!
- Brawo. Zatoczyłeś koło. - zaśmiała się cicho, siadając na dachu. Postanowiłem przysiąść się obok.
- Rozmawiałem z nim i wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Wyczuwam jakieś ale.
- Aed nie da się łatwo podejść. Myśli o tym skąd jesteś. Przywódca Cryton jest nieludzki. Kiedy myślę co zrobił z Aidenem...
- To nie on to zrobił, on tylko wydał rozkaz, ja zleciłam co mają zrobić Aedowi.
- Bronisz go? - spytałem, z lekka niedowierzająco.
- Gdyby nie on, umarłabym. Uratował mi życie. Zostałam sama w lesie, na pastwę losu. Nikogo z was tam nie było. Byłam głupia, opuszczając na moment Camelot, gdyby nie to, wszystko byłoby w porządku. Ale nie mów tak podłych rzeczy o Christopherze. - spojrzała na mnie, a jej piękne oczy wierciły mi dziurę w sercu, kiedy przypominałem sobie dzień jej "śmierci". - Zabił trzy mutanty, dając mi możliwość chwytania życia.
- Przypominasz mi naszego kochanego bruneta kiedy tak bronisz innych, ale pamiętam, ze to ty byłaś tą milszą. Chociaż to trochę uległo zmianie, mimo to... Jesteście jak dwie połówki tego samego jabłka.
- Ale ja jestem tą bardziej czerwoną i lepszą.
- To nie było tak, że ta dorodniejsza była zatruta?
- Możliwe. - wzruszyła ramionami, wpatrując się w jakiś niewidzialny obiekt przed sobą.
- Wyjaw mu kim jesteś, albo chociaż powiedz mi, że go nie kochasz. - rzuciłem prosto z mostu.
- To nie takie proste. - przewróciła oczami, opierając brodę o kolana. 
- Widzisz? Nadal jest dla ciebie cholernie ważny, nadal go.. 
- Kocham, wiem. Psiakrew, gdyby tylko to było takie proste.
- Może jest, musisz tylko dać wam czas. Mówiąc szczerze to idiota, że nie poznał kim jesteś. Zmieniłaś się, ale to nadal ty.
- Wielkie mi pocieszenie. 
Nie wiedziałem jak mogę jej w tej sytuacji pomóc. Instynktownie przysunąłem się bliżej niej, obejmując ją. Nie trwało to długo, bo poczułem kłucie w przeponie.
- Nie lubię dotyku.
- Chciałem poprawić ci humor.
- Nie w taki sposób. - powiedziała niezadowolona.
- Po prostu nie chcę żebyś myślała, że wasza więź i miłość rozpłynęła się w powietrzu. Nic jej nie zniszczy.

<Is?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz