- Zapewne będzie w bibliotece. - pamiętam jak Jasper wspominał mi, ze dość często się tam kręci.
Razem z Chelsea ruszyliśmy w tamtą stronę.
- Nie jesteś zdenerwowany za jej zachowanie? - spytała w pewnej chwili moja towarzyszka.
- Z tego co wiem zajmowała się jego ranną nogą. To trochę skomplikowane. - wyznałem. Nie wiedziałem za bardzo jak reagować na czyny i słowa kobiety jeżdżącej na "diable". Dzięki platynowłosemu zmieniłem nastawienie do jej osoby. Nie wydaje mi się na tyle głupi, żeby ufać byle komu. Zwykle nowi go irytują.
~*~
Kobietę zaprzątającą moje myśli spotkaliśmy na schodach do centrum. Nie będziemy musieli fatygować się na sam dół.- Islina, miałbym do ciebie pytanie. - przeszedłem od razu do rzeczy.
- Skoro już musisz. - prychnęła, obdarowując nas wrogim wzrokiem.
- Sea chciała wiedzieć co stało się z Arystotelesem. Mnie ten temat też zaciekawił.
- Wypuściłam go żeby pobiegał. W zagrodzie nie czułby się komfortowo. Przywiązałam go do Hypatii i wypuściłam za ogrodzenie.
- Nie pomyślałaś, że konie mogłyby być ciekawą przekąską dla zakażonego? - wtrąciła się Chelsea.
- Nie widziałam prawie żadnego kiedy ostatni raz pojechałam na mały zwiad. Macie tu dobre i niewidoczne zabezpieczenia. Choć w Cryton są solidniejsze i nie jednorazowe.
- Czyli konie "hasają" sobie przy wnykach Jaspera? - uniosłem brew.
- Spokojnie. Moja klacz zajmie się twoim ogierem. - poklepała mnie po ramieniu. - Ale jeśli tak bardzo chcesz mogę razem z wami ich poszukać. - prychnęła.
- Skoro już się oferujesz... - uśmiechnąłem się. Skoro ona to i ja.
- Więc zapraszam Pana wygoloną głowę i jego towarzyszkę. - rozpostarła szeroko ramiona i odwróciła się do nas plecami.
~*~
Powietrze przeszył donośny gwizd.- To chyba niezbyt odpowiedzialne aby zachowywać się tak głośno. - rzuciła niższa z kobiet. Druga spojrzała na nią tylko obojętnym wzrokiem.
- Równie dobrze możemy poczekać, aż wrócą za kilka dni. - mruknęła. Po nie dłuższej chwili usłyszeliśmy stukot kopyt. Spomiędzy drzew wyłoniła się owa kara klacz, a tuż obok niej kłusował poszukiwany koń.
- Ile biegają? - spytałem, podchodząc. Hypatia rzuciła mi gniewne spojrzenie. Pogłaskałem Arystotelesa po pysku i dla własnego dobra się odsunąłem.
- Wczoraj je wypuściłam. Ta dwójka przyzwyczaiła się do siebie już wtedy, gdy go tutaj przywiozłam. Zadowoleni, że go widzicie?
Nie mieliśmy właściwie co odpowiadać.
- Jak z jego nogą. - spytała Sea. - Chodzi, więc chyba lepiej, nieprawdaż?
- Oczywiście. - Islina poklepała swojego wierzchowca po szyi i konie wróciły do swoich zajęć. - Trzeba dać im kilka dni. Nawet nie próbuj go łapać. - podeszła do mnie, wbijając mi wskazujący palec w klatkę piersiową. - Oboje.
- Ależ oczywiście. Z diabłem nie chcę się jeszcze widzieć. - zaśmiałem się cicho.
<Sea?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz