niedziela, 24 września 2017

Od Autumn - Quest II

Miałam wtedy dziesięć lat, pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Otóż, w naszej niewielkiej osadzie panowały przygotowania do długiej, ale utrzymującej w miarę szybkie tempo wyprawy. Każda rodzina musiała sobie zapewnić zwierzę do transportu - konia. Oczywiście, jeśli ktoś inny miał możliwość, starał się o wyhodowanie nowego, by oddać go potem komuś innemu. Inaczej marnowałoby się tylko czas. Moi rodzice wieczorem przyszli oznajmiając, że urodziło się nam źrebię - silny, zdrowy ogier. Jego sierść nie wyglądała tak jak teraz, była niezwykle jasna, ale szybko okazało się, że zmieni kolor. Wszyscy twierdzili, że to normalne, zupełnie naturalne. Ja natomiast potraktowałam to jak coś wyjątkowego, zaczęłam traktować nowo narodzonego członka rodziny ( bo jak można by go tak nie nazwać, skoro tyle dla nas zrobił? ) jako prawdziwy skarb. Oczywiście, nie tylko z powodu jego "niecodziennego" umaszczenia. Spędzając z nim mnóstwo czasu zdołałam zdobyć jego zaufanie, potem matki, która czasem traktowała mnie dosyć surowo. W końcu to jej pociecha, w dodatku pierwsza, nie mogłam mieć jej tego za złe. Gdy minął miesiąc, Ventus ( imię wybrałam sama, ucząc się podstaw łaciny ) potrafił już zrobić dwie rzeczy, które mu wpoiłam. Po pierwsze, reagować na imię. Po drugie, stać spokojnie, gdy się go czyściło. Potem poszło szybciej - nauka wkładania kantara, chodzenia na lonży, reagowania na proste i nieco bardziej skomplikowane komendy ustne, jak i cielesne. Przykładowo podniesienie wysoko ręki oznaczało stanięcie na tylnych kończynach na tak długo, aż jej nie opuszczę lub po prostu nie będzie musiał sam podjąć się stanięcia na wszystkich kopytach. Gdy miałam trzynaście lat, pierwszy raz na niego wsiadłam - wcześniej robili to rodzice, by odpowiednio go przygotować. Ale tak na prawdę ograniczało się to do wytrzymywania z siodłem i jeźdźcem na grzbiecie, uzdą na pysku oraz reagowania na proste polecenia - czyli przyśpieszenie i zwolnienie kroku. Resztę pozostawili mi. Teraz nie jestem w stu procentach pewna, dlaczego. Być może po to, bym mogła poradzić sobie w przyszłości. Być może dlatego, że od początku dobrze się z nim dogadywałam. Być może dlatego, żebym znała się na jeździectwie. Trudno stwierdzić, a może wszystko po trochu? W każdym razie, następne lata przyniosły wiele sukcesów, jak i porażek. Jego pierwszą ucieczkę z zagrody, przeskoczenie bez nawet muśnięcia kopytem stosu siana o wysokości metra sześćdziesiąt, ogromną ilość upadków ( moich, rzecz jasna, choć dwa razy przewrócił się i on ), kopyto zaklinowane pomiędzy deskami, gdy chciał wyważyć kopnięciem drzwi od boksu w burzliwą noc. Było tego wiele, ale niczego nie żałuję. No, może tych paru nieprzyjemnych incydentów, gdy coś sobie zrobił. Ale gdyby nie one, nie wiedziałby, jak powinien postąpić, by nie powtórzyć błędu. Podobnie ze mną.


ILOŚĆ SŁÓW: 435
AKTUALIZACJA QUESTÓW: 18.08.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz