Obudziłam się w stałej już dla mnie kwaterze. Tak przynajmniej mi się wydaje. Nie wiem, może to jakaś izba przyjęć? Tylko zmieniłam łóżko. Tamto jakoś mi nie odpowiadało. Wstałam i uczyniłam wiekopomne kroki w kierunku drzwi. Złapałam swój płaszcz i wyruszyłam na zewnątrz. Kolejny dzień, a ja przestrzegam umów.
Drogę tą znałam już niemalże na pamięć. Było to jedyne, co czyniłam, poza okazjonalnym jedzeniem.
Uśmiechnęłam się widząc na końcu stajni Ronnie'go. Podejrzewam, że właśnie skończył karmić. Pomachał do mnie, choć na jego twarzy widniał niepokój.
Chciałam się przywitać z Arysem. Ale, go nie było.
- Ta czarna go zabrała. Związała z tym swoim demonem i wypuściła. - zrozumiałam, mimo niemalże zerowej dykcji.
- Przecież on był ranny.
Odpowiedziało mi milczenie.
- Przecież…
Oparłam się o drzwi boksu, wzdychając i zastanawiając się nad niczym praktycznie rzecz biorąc.
Kilka dni wcześniej, gdy wyszłam ze stajni, poszłam odpocząć na pobliskim drzewie. Usłyszałam również ciekawą rozmowę, zakończoną ciekawym incydentem. Ogólnie rzecz biorąc, to Islina ma więcej wspólnego z tym miejscem, niż się wydaje. Usłyszałam wiele interesujących rzeczy odnośnie ICH przeszłości.
Z zamyślenia wyrwał mnie narzucony przez kogoś cień.
- Gdzie jest Arystoteles?
Uniosłam wzrok, uśmiechając się, może i litościwie, gdy rozpoznałam jego głos.
- Skąd ja mam to wiedzieć? - wzruszyłam ramionami, jednocześnie udając, że mnie to za bardzo nie obchodzi. - Też mnie to ciekawi.
Aiden po chwili odnalazł hodowcę. Podeszli w stronę boksu, jakby to miało jakoś wpłynąć na dalszy ciąg rozmowy.
- …ta czarnowłosa go zabrała. Obawiałem się zainterweniować.
- Chelsea? - zwrócił swój wzrok na mnie i dojrzałam w nim gniew.
- Nie! Przecież jej bym się nie obawiał - zaśmiał się nawet. - Bez urazy oczywiście.
Skinęłam głową, aby go uspokoić. Myślę, że nie zależy mi na cudzym strachu.
- Ona ma tego demonicznego konia. Taka karuska, wredna jak mało kto.
Aid zamyślił się chwilę i spojrzał na mnie jakby przepraszającym wzrokiem.
- Właściwie, Chelsea to jest Ronnie. Będziecie się zapewne…
- Myślisz, że go nie znam? - parsknęłam. - Aid, nie było cię tutaj bardzo długo, a po powrocie bynajmniej nie starałeś się ze mną spotkać. Wiele się zmieniło.
Odwróciłam się, posyłając ostatnie spojrzenie Ronney'owi. On też wrócił do swoich spraw.
<Aiden?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz