wtorek, 19 września 2017

Od Jughead'a CD Jaspera

Zacząłem się powoli przebudzać. Rozciągnąłem ręce i ułożyłem się w przeciwną stronę jaką leżałem, tuląc się do pierzyny obok mnie. Pachniała tak.. słodko.. pachniała jak on. Wtuliłem się mocnej w ową pierzynkę i uciekłem gdzieś daleko myślami zastanawiając się co by było gdyby.. Miałem kilka dziwnych wizji nawet takie, które wywoływały u mnie radość, lecz najlepiej będzie gdy zostaną one tylko i wyłącznie w mojej głowie. Zobaczyłem wgniecenie w pościeli, na części łóżka gdzie leżał Jasper. Uhg.. nawet po owym wgnieceniu w poduszce można było zobaczyć, że była to ciężka noc dla niego, ale nie tylko on męczył się ze swoimi emocjami. Atmosfera w powietrzu była napięta i dość niezręczna, nawet gdy byliśmy do siebie zwróceni plecami ale faktem było to, że oddzielała nas zaledwie cienka pierzyna położona między naszymi głowami a ja czułem jakby jedno z nas miało w każdej chwili przełamać tę ,,barierę" i mogłyby stać się wtedy różne rzeczy.
Wstałem, rozciągając ręce. 4 dni. Potrzebuje dobrego zajęcia aby nie zwariować w tym czasie. Ubrałem się w swój czarny podkoszulek i takiego samego koloru spodnie. Może by tak udać się do ludzi z rozpoznawczej i ogarnąć co i jak? Dobrze by było wyrwać się z kimś poza osadę powybijać kilka niepotrzebnych zakażonych czających się tylko na to aby zabić swoją ofiarę. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na łóżko, z którym już teraz kojarzyć mi się będzie tylko cicha noc spędzona z blondynem i wyszedłem z pokoju udając się korytarzem na stołówkę. Powoli zaczynałem rozpoznawać porę dnia pomimo braku spojrzenia na świat. Tutaj na dole czas płynął jakoś inaczej. Wszystko tak jakby dłużej przeciągało się a gdy tylko wychodzi się na zewnątrz od razu czuć ulgę i dziwny przypływ energii. Nie wiem czy inni też tak mają ale ja tak. Na stołówce nie było wiele osób ale z kilku rozmów dosłyszałem iż są to osoby z rozpoznawczej a nawet z mojej sekcji. Przy stoliku z jedną dziewczyną i kilkoma mężczyznami siedział szatyn o dość długich włosach. Podchodząc do lady kucharka podeszła mierząc mnie wzrokiem. Poprosiłem ją o jabłko a gdy wróciła chciałem się czegoś dowiedzieć.
- Kim jest ten szatyn? -zapytałem Julii, wskazując na długowłosego
- Zarządcą w sekcji rozpoznawczej - ciemnowłosa odparła przecierając blat mokrą ścierką - Z tego co wiem dowodzi łowcami i planuje wszystkie wypady poza osadę.
- Dobrze się składa. - odparłem przyglądając się mężczyźnie, a ten musiał się zorientować, że go obserwuje ponieważ teraz to on przyglądał się mi. Gdy tylko spuściłem z niego wzrok usłyszałem jak odsuwa krzesło i kieruje się w kierunku gdzie akurat stałem.
- Dziękuję Julia - podał dziewczynie talerz - Jak zawsze było pyszne
- Na zdrowie - powiedziała znikając w kuchni, a ja stałem nadal nic się nie odzywając bawiąc się jabłkiem - Jestem Eric, a ty? - wyciągnął do mnie dłoń
- Jughead. - podałem mu rękę w geście powitania
- Z jakiej jesteś sekcji? - szatyn przemierzył mnie wzrokiem
- Rozpoznawcza - odparłem spoglądając na niego - Stanowisko łowy. - ukąsiłem kawałek jabłka ciężko go połykając
- Dobrze, przyda nam się więcej ludzi na dzisiejszy wypad. - stanął obok mnie kładąc mi rękę na ramieniu - Za dwie godziny przy wejściu do centrum, zabierz broń i to co Ci potrzebne na wypad, będziemy trzy dni poza osadą. - przeszedł obok mnie wracając do stolika gdzie siedzieli jego towarzysze.
Te dwie godziny minęły mi ciężko i nudno. Poprosiłem dziewczynę ze stajni aby zaopiekowała się Karmelkiem. Udałem się do pokoju i zacząłem myśleć co ze sobą wziąć. Zabrałem swoje ostrza i tak jak powiedział Eric stawiłem się przy wejściu do centrum, po czym w dość niewielkiej grupie wyruszyliśmy poza osadę.
~*~
Podróżowaliśmy pieszo. Zabijaliśmy wszystkich zakażonych jakich napotkaliśmy po drodze. Nocowaliśmy w jaskiniach bądź na drzewach. Jedzenie sami sobie przyrządzaliśmy, piekliśmy na ogniskach bądź jedliśmy surowe o ile nie było możliwości zapalenia ognia. Dowiedziałem się, że na koniec wypadu, w dzień powrotu organizują biesiadę na którą każdy ma wstęp. Zapowiada się bardzo, ale to bardzo ciekawy wieczór.
~*~
Do osady wróciliśmy trochę później niż planowaliśmy więc nasza biesiada przesunęła się na inną porę. Był wieczór lecz każdy z nas był wykończony pobytem poza osadą więc wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi aby w końcu móc oddać się w kojące ramiona snu. Tak wygonie leżało mi się na łóżku.. było mi tak przyjemnie móc znów.. znów poczuć zapach pozostawiony przez fiołkowookiego blondyna. Cudem udało mi się o nim nie myśleć przez te trzy dni. Jutro już wraca prawda?. Czy.. na pewno dobrze zrobię przebaczając mu? Chciałbym aby było jak przed tym wydarzeniem.. Rozumiem, że przepraszał mnie i mówił jak wiele dla niego znaczę ale nadal boli mnie to co powiedział do tamtej dziewczyny.. Islina, tak miała na imię owa brunetka. Po pewnym czasie zasnąłem myśląc o jutrzejszym dniu.
~*~
Dzień minął mi jedynie na oczekiwaniu na wieczór i zabawę zorganizowaną przez Eric'a. Czy aby na pewno czekałem właśnie na to? 
Poszedłem do szklarni i tam gdzie pływały sobie rybki oraz Karmelek. Akurat zastałem tam Sarah karmiącą malutkiego żółwika.
- Urocze stworzenie - odparła głaskając malucha po główce
- Też tak sądzę - odparłem uśmiechając się
- Skąd on się tu w ogóle wziął? - zapytała śmiejąc się
- Przywiozłem go wraz z Jasper'em znad oceanu. Był ranny a gdybyśmy wypuścili go do oceanu posłalibyśmy go na pewną śmierć. - mój wzrok posmutniał, a twarz przybrała ponury wyraz - Jasper więc zdecydował abyśmy zabrali go ze sobą a gdy tylko odzyska siły, znów wypuścimy go do oceanu.
- Szlachetny gest godny bohatera - dziewczyna uśmiechnęła się odkładając malutkiego żółwika do pojemnika z wodą
- Dziękuję, że się nim zajmowałaś - położyłem dłoń na ramieniu ciemnowłosej - Gdybyś czegoś potrzebowała to daj znać, jakoś muszę Ci się odwdzięczyć.
- Nie trzeba, to była dla mnie bardziej przyjemność niż jakikolwiek obowiązek - dziewczyna odparła, potem pogawędziliśmy jeszcze przez moment po czym ona wróciła do swoich innych obowiązków
- Aj Karmelek.. Dobrze Ci tu co koleżko? - uśmiechnąłem się przyglądając się żółwikowi
Powili zbliżał się wieczór. Przed centrum, między drzewami pojawiali się pierwsi ludzie, których kojarzę z wyprawy poza osadę. Zjawiła się też ona.. Islina. Przyniosła ze sobą główny gwóźdź programu - alkohol. Dobrze, że nie pije. Nie będę musiał potem narzekać na ból głowy, albo nie będę musiał wstydzić się za głupoty jakie mógłbym wyczynić będąc pod wpływem.
Nagle coś zabłysnęło mi w głowie.. A gdyby tak choć raz napić się porządnie z nowymi ludźmi? To chyba nie byłby zły pomysł co nie?
Noc się zaczęła. Rozpaliliśmy ognisko, polał się alkohol. Atmosfera była niesamowicie przyjemna a nawet powoli zaczynałem lubić tą całą Isline, nie była taka zła jak się wydaje. Rozmawiałem z nią oraz oboje piliśmy, piliśmy i jeszcze raz piliśmy. Krew w mych żyłach buzowała. Roznosiła mnie energia lecz zachowywałem się w miarę spokojnie w porównaniu do innych z ekipy. Poziom alkoholu wzrastał z każdą kolejna godziną spędzona przy ognisku. Czułem się fantastycznie. Nawet gdy zobaczyłem Jasper'a. Jasper?! Skąd on się tu do licha wziął?
Z uśmiechem na ustach poszedłem koślawym krokiem w jego stronę, trzymając w ręku jeszcze nie skończony trunek, który chwilę wcześniej podała mi Islina.
-Jaaaas! - krzyknąłem do niego - Dobrze Cię widzieć. - powiedziałem, rzucając mu się na szyje


<Jasper?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz