czwartek, 5 października 2017

Od Yonas'a

Zbliżał się wieczór. Słońce zaczyna zachodzić szybciej z dnia na dzień. Po wszystkich w osadzie widać, że zbliżają się coraz to zimniejsze miesiące. Ja również o nich myślę. Zimą, gdy zwierzętom będzie przeszkadzał mróz, będą musiały siedzieć w stajni na powierzchni, bądź też zostać wprowadzone na niższe piętro bunkru.
Wraz z Ronniem zaplanujemy co zrobimy. Sporo zwierząt padło ostatniej zimy, nie powinno się to powtórzyć.
- Z obliczeń wyjdzie, że tegoroczne zbiory są wystarczające by wykarmić trzodę. - powiedziałem, a siwy ogier prychnął mi ciepłym powietrzem prosto w twarz. - Rozumiem, nie lubisz być tak nazywany. Chodzi o to, że damy radę. Mniejsza czy będziesz nazwany krową czy świnią, nie będziesz cierpiał głodu. - poklepałem go po szyi, a ten dumnie uniósł swoją głowę. To był mój ulubieniec spośród całego stadka, jakie posiadaliśmy. Zwał się Romeo. Słyszałem o dramacie Romeo i Julia. Nigdy nie czytałem, takie książki mało co się ostają. Podobno oboje kochankowie umierają na końcu. Iście romantyczne podejście, nie móc żyć bez drugiej osoby.
Kończyłem szczotkować młodego ogiera. Zwierzę bardzo to lubiło. Ten jeden, konkretny wierzchowiec zawsze wydawał mi się bardzo dumny.
Jeszcze kilkukrotnie pogładziłem go po boku, zamykając w boksie. Mam jeszcze trochę czasu dla siebie, więc powinienem to wykorzystać. Jednak z drugiej strony jestem głodny. Najlepiej będzie jeśli skoczę po kawałek chleba.
O tej porze powinna być jeszcze otwarta stołówka na powierzchni. To na drugim końcu osady, ale nie mam wyboru.
~*~
- Julie~! - rzuciłem, wchodząc do kuchni.
- Wiesz, że nie masz tu wstępu? - odparła kobieta, młodsza ode mnie prawie dziesięć lat.
- Och, no przestań. Chciałem odebrać moje racje żywnościowe. - posłałem jej promienny uśmiech.
- To nie jest godzina posiłku. - założyła ręce na piersi.
- Ostatnimi czasy nie mam kiedy wpadać coś przekąsić. Chodzę głodny cały dzień. Popadnę w depresję jeśli zaraz czegoś nie zjem. Wystarczy mi bułeczka. - w geście złożyłem ręce.
- Ktoś taki jak ty nie jest w stanie być smutny. - prychnęła zadziornie.
- Jeden kawałek chleba, potem lecę zrobić jeszcze kilka rzeczy. Jeśli zemdleję będziesz mnie miała na sumieniu. - zaśmiałem się cicho. Julie zawiesiła się na chwilę, po czym sięgnęła do worka, rzucając mi moją część. - Dziękuję! - włożyłem mały bochenek do ust, wybiegając z pomieszczenia.
Wszystko zjadłem po drodze, wracając do miejsca startowego. Przy stajniach zmieniłem bluzę, zakładając taką, w której będę mógł pobiegać. Z początku wyglądałem jak dziwak, biegając dookoła osady, ja sam uważam, ze lepiej robić to na zewnątrz, ale wyboru nie mam. Jestem w Camelot więc ludzie już przyzwyczaili się, że się nigdy nie zatrzymuję. Ciągle jest mnie gdzieś pełno, a biegając właśnie mogę zużyć energię. Gdy jest się zmęczonym, łatwiej się zasypia. Czas na pierwsze kółeczko, z 20....

<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz