Leżałem w ciemnym pokoju. Nie pamiętam kiedy ostatnio stąd wyszedłem dalej niż do stołówki po jakiś posiłek aby nie paść z głodu bądź do łazienki aby wziąć chłodny prysznic, który obywał wszystkie moje żale i smutki. Po ostatnim wydarzeniu, które miało miejsce w moim życiu nie miałem chęci aby pokazywać się na powierzchni. Chciałem pozostać sam w tej ciemności. I pozostałem... Nadal nie potrafiłem się pozbierać do kupy po stracie Jasper'a, a co noc odwiedzał mnie nowy koszmar. W mojej głowie ukazywał się obraz uśmiechniętego blondyna o jakże cudownym, fiołkowym spojrzeniu, stojącym do połowy w chłodnej wodzie oceanu. Ja stałem na brzegu. Nagle coś zaczęło oplatać się wokół Jasia i swymi mackami zaciągało go coraz to niżej pod wodę. Gdy tylko próbowałem się ruszyć zatapiałem się w piachu niczym w jakimś bagnie. Okropne..
Ciągle powtarzałem sobie w głowie słowa Isliny, które wypowiedziała na koniec naszej rozmowy.
,,Jeśli się teraz załamiesz, on nigdy ci nie wybaczy."
Było mi na prawdę ciężko zwłaszcza pierwszej nocy podczas której nie zmrużyłem oka a po polikach ciągle spływały łzy. Kto by to pomyślał, że znów straciłem ukochaną osobę. Prócz niej, straciłem również poczucie czasu. Zaburczało mi w brzuchu więc obstawiam, że jest to jedna z pór posiłkowych. Z niechęcią podniosłem się z ciemnego i cieplutkiego kąta łóżka i podszedłem do sterty ubrań. Szlag.. jedyna czysta podkoszulka była aż rażąco biała a obok lewego rękawa widniał drobny napis ,,Jasper,,. Cóż. Już jego przeznaczeniem jest bycie blisko mego serca.
Ze smutkiem w oczach i już dobijającą mnie obojętnością założyłem na siebie podkoszulkę o dziwno dalej czując ten sam znajomy zapach, który ciągle przyprowadzał mnie o dreszcze i wyszedłem na korytarz delikatnie chwiejąc się. Byłem już osłabiony tym ciągłym siedzeniem w pokoju. Może w końcu czas zabrać się za siebie i zrobić coś produktywnego?
Pfhaha, powodzenia Juggie.
Wchodząc na stołówkę ujrzałem kilka znajomych mi twarzy z sekcji rozpoznawczej. Cholera. Tylko proszę was abyście dali mi święty spokój. Nie mam zamiaru iść na żadną wyprawę, jasne?
Unikając ich spojrzeń podszedłem do lady, gdzie Julia tylko rzuciła na mnie spojrzenie podając mi kawałek chleba i suszone mięso. Kiwnąłem głową w geście podziękowania i wróciłem do swojej ciemnej norki gdzie znów mogłem się zaszyć w sobie. Dlaczego.. właśnie tego chciałem najbardziej? Siedzieć tutaj samemu w ciemności i myśleć nad tym co się stało? Przecież to mi w niczym nie pomoże a jeszcze bardziej schrzani sprawę i moje jakiekolwiek chęci do życia.
Kończąc posiłek wstałem i szybkim krokiem ruszyłem pod prysznic. Tego potrzebowałem. Ochłodzenia i trzeźwych myśli. Wszedłem do pokoju tylko po to aby sprawdzić czy aby na pewno wszystko jest na sowim miejscu. Kurtka i sterta brudnych ciuchów leżały po części na krzesełku i po części na drugim łóżku. Zgarnąłem kilka ubrań ze sobą i ruszyłem w stronę schodów prowadzących ku wyjściu z Centrum. Stanąłem przed drzwiami, kładąc na nich dłoń. Odwróciłem się spoglądając w tył na korytarz oświetlony pochodniami. Chwila zawahania.. wrócić czy.. iść przed siebie..
Otwierając duże drzwi, światło dzienne od razu oślepiło moje oczy. Zrobiłem niepewny krok wprzód, potem kolejny i kolejny nie zwracając na nadal oślepiające światło. Po chwili moje oczy już przyzwyczaiły się do obecności jasnego światła i biorąc głęboki wdech, wpuściłem rześkie powietrze do moich płuc. Dźwięki natury koiły moje uszy. Spokojny śpiew ptaków i szum liści drzew sprawił, że poczułem dziwną ulgę na duchu. Przełamałem się i w końcu wyszedłem ze swojej gawry. Najwidoczniej nadszedł już czas aby przestać się użalać nad tym co się stało.. Chociaż i tak będzie to codziennie gościć w mojej głowie już muszę się z tym pogodzić. Czas wrócić do żywych.
Prostując się i przeciągając słyszałem jak zastałe z braku ruchu kości mi strzelają. Byłem gotowy żeby zacząć.. trening? Można to tak nazwać. Zacznę od biegu. Potem może poćwiczę różne kombinacje z ostrzami bądź walkę wręcz. Bez dalszej zwłoki ruszyłem truchtem przed siebie. Niebo było piękne. To nieodpowiednie aby biegać z głową uniesioną ku górze. Bo właśnie kończy się to wpadnięciem na.. cholera.
Zanim zdążyłem opuścić głowę w dół wpadłem na kogoś. Zataczając się lekko do tyłu obrzuciłem spojrzeniem drugą osobę. Wysoki i dobrze zbudowany blondyn cofnął się parę kroków.
- Ughh.. Wybacz.. - powiedziałem nie odrywając od niego wzroku
Ma rację. Patrząc na jego wzrost a mój.. to było dobre 20 centymetrów różnicy. Na dobrą sprawę mógłby przebiec dalej nie zważając na mnie.
<Yonas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz