środa, 11 października 2017

Od Shinaru CD Mikela

W moich oczach można było dostrzec małą iskierkę radości na samo wspomnienie o tamtym niespodziewanym wspomnieniu.
- Znalazłem go niedaleko stąd. Leżał na ziemi ze złamanym skrzydłem, więc zabrałem go do siebie i zaopiekowałem, póki nie wrócił do formy - Ezreal w tym czasie zaczął się interesować moim białym pomponem od gumki do włosów. Na początku tylko skubał go dziobem, lecz zapewne skończy się na próbie porwania — Chciałem go wypuścić, lecz od tamtej pory gdzieś w okolicy krąży — zaśmiałem się, gdyż ptak zaczął wydawać dość zabawne dźwięki, których nie potrafiłem określić.
Wpatrywał się w biały puszek ze skupieniem przekręcając głowę raz to w prawo, raz to w lewo jakby czegoś w niej szukał. Ostatecznie tak jak się mogłem tego spodziewać — złapał swój cel w szpony i próbował odlecieć co skończyło się dla mnie bólem.
- Ezio!... Nie! Stój! Boli...ał ał... - próbowałem jakoś uwolnić biedną gumkę z jego pazurów, lecz przegrałem walkę i jastrząb odleciał z nią. - No wstrętna dziadygo no.... -jęknąłem niezadowolony czując jak rozwala mi się fryzura. Moje długie włosy, gdy nie były związane nadawały mi kobiecych kształtów...nie raz już słyszałem jak do mnie zwracając się per pani, bądź coś w tym rodzaju. Westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią rozplątując je już do końca.
- Cóż.... czasami to się zdarza - wzruszyłem ramionami wracając do mojego normalnego uśmiechu i podejścia do otaczającej mnie rzeczywistości. - I na pewno w końcu kogoś znajdziesz.... albo zwierzak znajdzie ciebie. Tak jest w sumie zawsze, gdy nić przeznaczenia kogoś ze sobą łączy -chłodny wiatr rozwiał moje złote włosy zmuszając, bym przytrzymał je ręką.
- Może i masz racje — uśmiechnął się kątem ust w moją stronę, co sprawiło, że poczułem wewnętrzną satysfakcję. - Po patrolu pójdziemy na stołówkę... zbliża się pora posiłku.
- Rzeczywiście — spojrzałem na słońce, które już przeszło swój najwyższy punkt. Zaraz później przykryły je szare chmury, które zapewne zapowiadały deszcz. - Chmury... - mruknąłem pod nosem zamyślany. Miałem wrażenie, że o czymś jeszcze zapomniałem nie licząc wyprawy za mury. Przeszukałem szybko swoją pamięć, aż w końcu mnie olśniło — Boże nie zabrałem prania — potarłem zatoki i się rozejrzałem. Kojarzyłem ten teren...byliśmy blisko zakończenia naszego obchodu. - Będę musiał pobiec zdjąć pranie, zanim pójdę do bufetu... przepraszam! Spotkamy się na miejscu!- ukłoniłem się pospiesznie i nie czekając na odpowiedź pognałem do bramy.
Deszcz był blisko, co po chwili można było wyczuć. Pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać z nieba, a moje biedne pranie miało wyschnąć....drugie namaczanie im niepotrzebne. Biegłem dość szybko zgrabnie omijając ludzi i przepraszałem ich czasami, gdy w czymś im przeszkodziłem. np. przeskoczyłem nad jakimiś skrzynkami, które mieli akurat przenieść. Niektórzy już mnie kojarzyli z takich odpałów, lecz inni jeszcze próbowali na mnie na wrzeszczeć, co niezbyt im wychodziło, gdyż zazwyczaj znikałem za zakrętem. W rekordowym czasie dotarłem do miejsca, gdzie rozwiesiłem pranie. Zdążyłem na szczęście przed większą ulewą, która rozpoczęła się akurat wtedy, gdy wszedłem do środka schronienia. Odetchnąłem z ulgą na to, że moje biedne pranie przeżyło.
Ubrania na szczęście wyschły, więc mogłem je poskładać i schować na miejsce, a przy okazji poszukać zapasowej gumki. Znalazłem ostatnią sztukę, gdyż parę poprzednich skończyło w ten sam sposób co dzisiejsza i nie znalazły się mimo że szukałem i próbowałem przekupić tego ptasiego złodzieja. Zaplotłem ponownie warkocza i zawiązałem w kucyk, by wyglądać jak przed całym zajściem. Moja klasyczna fryzura nie była zła, choć czasami próbowałem znaleźć coś innego, lecz nie zostawało to na długo. Rozejrzałem się jeszcze, czy aby wszystko zrobiłem, po czym ruszyłem w stronę stołówki, gdzie zapewne wszyscy się już zgromadzili.

<Mikel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz