- Mam was obu serdecznie dość. - warknęłam, wychodząc z cienia i zasłaniając mu drogę. Chwyciłam go za podkoszulkę, aby ten spojrzał mi w oczy. - Co zrobiliście? - zachowywali się jak dzieci. Powinni spojrzeć na ich sytuację z perspektywy trzeciej osoby.
- Był twoim przyjacielem, prawda? - mruknął beznamiętnie. - Sam mi o tym powiedział, widziałem, że byliście sobie bliscy.
- Mogę łaskawie wiedzieć do czego zmierzasz? - syknęłam podirytowana. Potraktował mnie pustym spojrzeniem bez emocji.
- Zaraził się Firhen. - słowa dobitnie dotarły do mojego umysłu. Ręka już nie ściskała koszulki bruneta i opadła wzdłuż linii mojego ciała.
- Jakim cudem? - musiałam wiedzieć. Mój przyjaciel stał się zarażonym, ale nie mogłam przestać logicznie myśleć. - Jeszcze niedawno go widziałam.
- Był nad oceanem. Złapał go za nogę.
- Kiedy to było? - zacinał się między wypowiedziami. Czułam, jak bolesne dla niego musiało to być, w końcu ja też straciłam Jas'a. Jednak dla niego on był kimś więcej niż przyjacielem, nawet jeżeli nigdy sobie tego nie powiedzieli. Rozpacz widziałam wymalowaną w jego spojrzeniu. Policzki miał całe mokre. - Musisz odpowiedzieć.
- Może jakieś dwa tygodnie temu? - spojrzał gdzieś w bok melancholijnym wzrokiem. Niemożliwe. Nie sądziłam, ze ma aż tak silny organizm żeby przetrwać dwa tygodnie. - Wszystko mu się pogorszyło, kiedy zachorował na przeziębienie.
- Jak wyglądał? Jego.. paznokcie, włosy, skóra, ręce...
- Włosy były szorstkie, zbladł. Wystawały mu kości. Miał strasznie szorstką skórę, na ciele pojawiły mu się czarne pajęczyny, nawet na szyi, a jego żyły... też były czarne jak noc.
- Oczy też? - spytałam, jakby miało to coś zmienić.
- Nie. - smutno się uśmiechnął. Może właśnie pojawiło mu się jakieś przyjemne wspomnienie? - Były wyblakłe, a białka całe czerwone. - "czerwone białka"; "wyblakłe oczy".
- Jesteś pewien? A rana? Jak duże było to cięcie?
- To nie było cięcie. Nie miał tam fragmentu skóry, którą zastąpił czarny strup.
Nie wiedziałam co mogłam zrobić po jego wyznaniu. Chciał żebym wiedziała.
- Jeśli się teraz załamiesz, on nigdy ci nie wybaczy. - wyszeptałam mu do ucha, decydując się na delikatny uścisk. Gdyby nie Jasper, ja i Aiden nigdy nie bylibyśmy tak blisko jak teraz.
Jughead zachowywał się jak drewniana lalka. Bez słowa mnie wyminął. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Nie zważając na nic, wbiegłam do centrum, prosto do pokoju Aidena.
- Gdzie tata trzymał swoje notatki?! - w pomieszczeniu rozbrzmiał mój donośny głos. Brunet odwrócił się niemrawo w moją stronę. Gdy zobaczył mimikę mojej twarzy zerwał się z łóżka.
- Coś się stało?
- Książki Johna! - rzuciłam.
- W specjalnym pokoju za biblioteką. - czyli to dlatego ich nie znalazłam. - O co chodzi?
- Musisz mnie tam szybko zaprowadzić! - pierwsza wybiegłam w stronę biblioteki. Dlaczego ta łajza nic nam nie powiedziała. Czas, liczył się czas, a on go stracił.
~*~
Omotałam kolejną stronę szybkim i szczegółowym wzrokiem. Szukałam informacji na temat zarażenia i jego objawów. Aiden również się tym zajął, jednak jego dłonie cały czas się trzęsły. Nie potrafił zachować emocji wewnątrz. Kto by przypuszczał, że człowiek równie niestabilnie uczuciowo co on, zareaguje w ten sposób? Było źle. Moje przypuszczenia się sprawdził, lecz czy to kara czy jeszcze łaska zesłana przez wyimaginowanego boga?Posłałam bratu zacięte spojrzenie, wybiegając z biblioteki. Wszystkie książki i pamiętniki zostawiliśmy w bałaganie, walające się po stole.
Dlaczego ręce całe mi się trzęsły?
Czy moje podłe spojrzenie rzucone na strażników było konieczne? Nie obchodzi mnie to, teraz muszę znaleźć Jaspera, jego, bądź ciało.
- Gdzie masz zamiar szukać? - spytał Aed, gdy przystanęliśmy na chwilę w lesie. Kręciliśmy się od pół godziny, błądząc po okolicy. Pochodnia trzymana przez bruneta rzucała choć trochę światła. Ja w biegu nie pomyślałabym, aby ją ze sobą zabrać.
- Często chodził po lesie zastawiając pułapki. - mruknęłam. Akurat teraz pogoda musiała zacząć się psuć. Ile mogło być? Z 10 stopni? I jeszcze ten cholerny wiatr.
- Więc na jego miejscu poszedłbym tam, gdzie jest ich najwięcej. - machnął ręką w moim kierunku.
Uważnie podążałam za nim, starając się nie wpaść na żadną z zasadzek. Grunt wydawał się niestabilny, czułam, jakbym zapadała się w błocie. Od osady odeszliśmy może jakieś pół kilometra. W końcu natrafiliśmy na leżące pod drzewem ciało. Przykucnęłam przy nim.
- Ogrom pułapek, gdyby nie zdążył się zabić, wpadłby w którąś i nie musiał się obawiać. - skomentował Aiden, ledwo składający zdania w całość. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Płomień pochodni delikatnie oświetlał twarz chłopaka. Gdy dotknęłam jego skóry poczułam nieprzyjemny chłód. Rozsunęłam jego powieki. Oczy nie były czarne jak przy reszcie przypadków. Wyjęłam zza pasa nóż, rozcinając jego skórę. Wypłynęła ciemna, gęsta krew. Nie powinien tak krwawić. Jego klatka piersiowa pozostawała nieruchoma. Sprawdziłam z przerażeniem jego puls. Jeszcze żył. Posłałam Aedowi zdesperowane spojrzenie. Obawy się potwierdzają, czy to dobrze, czy źle? Nawet tego nie wiem; Nawet nie zrozumiem tego co za chwilę zrobię. Trzymam w ręce sztylet. Dwie drogi wyjścia. Zostawić go na pastwę losu, albo....
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz