Spojrzałam na zwierzęta stojące w boksach. Faktycznie dawno nie były nigdzie wypuszczone aby mogły swobodnie pobiegać, a teraz gdy nadchodzi zima będzie to raczej jeszcze mniej możliwe. Gdy tylko pomyślę o tym, że te cudowne stworzenia stoją tutaj bez możliwości pobiegania gdziekolwiek to aż robi mi się żal tych zwierząt. Ten Koreańczyk ma rację, trzeba w końcu coś z tym zrobić. Tylko czy aby na pewno to dobry pomysł? Jeżeli cokolwiek stanie się tym zwierzętom będę za nie opowiadać, co może źle się skończyć.. Aed byłby bardzo, bardzo zdenerwowany gdyby koniom coś się przytrafiło. Ehh.. ale czego to się nie robi dla dobra zwierząt prawda?
- Nie wystarcza Ci, że przysypiasz nawet na stołówce? - zapytałam z uśmieszkiem, przerzucając spojrzenie z koni na niego - W każdym bądź razie świętego spokoju w osadzie raczej nie znajdziesz. Tu zawsze się coś dzieje, ale.. - przerwałam zbliżając się do niego - Gdybyś ze mną pojechał, mógłbyś się wyspać i zrelaksować na polanie gdzie konie wesoło będą sobie hasać. - założyłam ręce za plecy
- No nie wiem.. - podszedł do jednego z koni i zaczął go głaskać - Myślisz, że jako najemnikowi mi to wystarczy? - rzucił spojrzeniem w moją stronę a w jego oczach można było dostrzec błysk
- Więc czego jeszcze chcesz? - westchnęłam głęboko zakładając ręce na piersi
- A co mogłabyś mi zaoferować? - odparł pytaniem na pytanie
- Kawałek suchego chleba - burknęłam pod nosem - Nie mam pomysłu co jakże wspaniała piękność mogłaby chcieć
Odetchnął głęboko. Odwracając się od konia zmierzył ku wyjściu ze stajni lecz zatrzymał się w drzwiach.
-Przygotuj konie. O tym co mogę od Ciebie chcieć pogadamy po powrocie - ton jego głosu przybrał inną barwę niż dotychczas
- Jaasnee - zasalutowałam i westchnęłam gdy brunet opuścił budynek
Zabrałam się za przygotowywanie koni. Najpierw wyprowadziłam dwa i osiodłałam je. Następnie do tych dwóch osiodłanych koni za pomocą sznurów dowiązałam po kolejnym czworonogim zwierzęciu. Ich prychanie i stukot kopyt był satysfakcjonujący. Stworzenia o długich grzywach chyba domyślały się co za niedługo nastanie. Gdy konie były już gotowe można było wyruszać. Tylko gdzie do cholery jest ten mężczyzna.
Psiakrew. Czyżby mnie wrobił i nie pojedzie ze mną?
Usiadłam obok koni i czekałam aż zamaskowana piękność raczy się zjawić. Minęło kilkanaście minut aż w końcu się pojawił.
- Dłużej się nie dało? - zapytałam poddenerwowana
- Dało. Ale stwierdziłem, że możesz wpaść na jakiś głupi pomysł i pojechać sama z tyloma końmi.. - powiedział wsiadając na konia
Ruszyliśmy. Strażnicy nas wypuścili chociaż obawiałam się przez moment, że to może nie wypalić. Przejechaliśmy około kilometra. Jae prowadził, ponieważ ja nie zbyt orientowałam się gdzie takowa polana może się znajdywać. Gdy byliśmy na miejscu, rozwiązaliśmy konie, które zajadały się jeszcze zieloną trawą na polance.
- Ładnie tu.. - odparłam podchodząc do drzewa na skraju polany, po czym siadłam pod nim aby schować się w cieniu rzucanym przez pień
<Jae?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz