piątek, 6 października 2017

Od Isliny CD Autumn

- Mamy do tego specjalnie przeznaczone miejsce. Dzięki powierzchni ludzie czują się ludzko i to jest najważniejsze. - prychnęłam. Jasper już przyzwyczaił się do roli jaką pełni i tego, iż musi przynajmniej zachowywać się uprzejmie. Niech i tak mu będzie. Ja nie muszę okazywać ludzkich uczuć.
- Gdzie ono jest. - spytała. Miała niezwykle spokojny ton głosu. Irytujące.
- W ciągu najbliższych kilku dni zapewne przełożeni wszystko ci pokażą. Nie będzie to Jasper, gdyż zajmuje się teraz kilkoma ważnymi sprawami dla osady, lecz twój zarządca pewnie to zrobi.
- Do kogo mam się więc zgłosić? - cały czas wodziła gdzieś wzrokiem, uważnie obserwując każdy zakamarek Camelot.
- To, ze jednym szepniętym słówkiem mogłabym zostać zastępcą przywódcy nie oznacza, że znam każdego. - położyłam dłonie na biodrach. Kiedy byłam tu jako dziecko wszystko wyglądało inaczej.
Choć budynki już stały, nie było ich tak wiele. Th... widziałam jak ta osada powstaje od samego początku. Jak niebezpieczne były to czasy. Wówczas wszyscy schowaliśmy się w bunkrze - pomogli nam żołnierze tam stacjonujący, którzy przed nami zdobyli schron. W głowie utkwił mi każdy donośny cios siekiery tnącej pobliskie drzewa. John miał wielkie plany. Doprowadził je do skutku, wznosząc Camelot. Nasz platynowłosy zabezpieczył teren w odległości pięciuset metrów. Jedyne co mnie martwiło, to słabe ogrodzenie, a przynajmniej słabsze niż to w Cryton.
- Islina! Musisz szybko pojechać coś sprawdzić! -usłyszałam głos zza pleców. Z nutą ciekawości spojrzałam w tamtą stronę. Szatyn mego wzrostu podbiegł do mnie.
- O co chodzi? - spytałam zirytowana.
- Wyjaśnię po drodze! Chodzi o mutanty!
- Ech, Autumn, opuszczę cię, mam nadzieję, że sobie poradzisz. - machnęłam leniwie ręką w jej kierunku, jakby strzepując kurz z dłoni i ruszyłam biegiem, aby dorównać mężczyźnie.
~*~
Do osady wróciłam kilka dni później. Pieprzone mutanty, są z nimi same problemy. Ale nie to teraz zawracało mi głowę. Chodził po niej Jas. Blondyn jeszcze kilka dni temu uśmiechał się do mnie, lecz teraz zostało po tym tylko wspomnienie. Do tej pory nie wierzyłam w to co usłyszałam i zobaczyłam. Pięć dni wystarczy, by zmienić dramatycznie sytuację w życiu.
Zdesperowana ostatnią noc spędziłam w bibliotece. Właśnie wertowałam kolejną książkę dotyczącą chorób krwi. Psiakrew, muszę znaleźć coś co mogłoby pomóc mi się otrząsnąć.

<Autumn?>
Za przerwę przepraszam, timeskip potrzebny, aby nadążyć za fabułą bloga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz