niedziela, 8 października 2017

Od Autumn CD Isliny

Nagłe zniknięcie Isliny wydało mi się dziwne. Nie wiem zbytnio, a co chodziło, choć do teraz mam pewne sugestie. Gdy została powiadomiona, była mowa o mutantach. Być może grozi nam niebezpieczeństwo. Jakiś system tutaj nie działa tak, jak powinien, co znacznie osłabia nasze szanse. I tym zajmuję się teraz. Jednak nie tylko ta opcja wydała mi się prawdopodobna. Zagrożenie mogło się drastycznie zbliżyć i trzeba było to zmienić, unicestwić bestie zagrażające życiu każdego tutaj. Ktoś ucierpiał, czy z winy zakażonych, czy nie. Trzeba było mu pomóc lub zrobić cokolwiek związanego z tą kwestią. To same poważne rozwiązanie, mogło też chodzić o coś również ważnego, ale raczej nie zagrażającego życiu kogokolwiek. Na przykład jakieś odkrycie dotyczące czegokolwiek związanego z grożącymi nam bestiami. Jak szczegółowo przekazywany jest wirus, jak temu zapobiec, jak powstrzymać wciąż rozszerzającą się epidemię, cokolwiek. Wiele by tak można wymieniać, dyskutować o czymś, co okazało się na tyle skuteczne treścią, by samym stwierdzeniem "Wyjaśnię ci po drodze" zainteresować Islinę. Nie wygląda na osobę, która zwraca uwagę z zaciekawieniem na błahe rzeczy.
Idę teraz w stronę biblioteki. Od czasu zjawienia się w okolicy, zaglądałam już do niej dosyć często. Jak się okazało, posiada ona dosyć cenne dla mnie materiały. Nawet osobne parę książek dotyczących budownictwa. To mi się przyda, w końcu jakoś muszę się przyłożyć do mojej pracy, a wiedza to do niej klucz. Spryt, umysł - właściwie to jedyne, co jest konieczne do jej realizowania w sposób produktywny. Wchodzę do budynku, gdy tylko przekraczam jego próg czuję silny zapach książek. Powietrze jest tutaj jakby suchsze, choć nieco gęściejsze - to sprawa kurzu, unoszącego się wszędzie. Osoby uczulone na roztocze nie byłyby zadowolone z przebywania w takim miejscu, jak to. Ale więcej się nad tym nie zastanawiam - podchodzę do pułki lekkim krokiem, patrząc prosto przed siebie. Często się tak zachowuję, w rzeczywistości oglądając i zwracając uwagę również na to, co dzieje się wokół mnie. To już raczej zasługa instynktu, niż ciągłym skupieniu na tym, co się robi. "Tajniki wznoszonych budowli", "Sztuka budowlana". Przechodzę o jakieś pół metra dalej, mój wzrok przykuwa biały napis na granatowym tle, drukowane litery zdają się przemawiać do mnie zachęcająco. "FIZYKA MOLEKULARNA", głosi tytuł księgi. Uśmiecham się lekko, sięgam po gruby tom, zmieniając tematykę wybranej lektury. Zastanawiam się, czy to na pewno mi potrzebne. Chyba wszyscy tutaj na moim miejscu już odstawiliby przedmiot na jego miejsce, a być może nawet nie zerkali wcześniej na niego okiem, koncentrując się na swoim zadaniu. Ale moja potrzeba poznawania nowych rzeczy, choć pewnie większość tutaj będzie jedynie powtórką, jest zbyt silna. W dodatku fizyka to jeden z moich ulubionych działów. Ścisłowiec? Być może, jednak historia też potrafi okazać się przyjemna do poznawania. Już dłużej nie rozmyślając nad podobnymi sprawami, z grubą na około pięć centymetrów księgą ruszam w prawo, gdzie mieszczą się stoliki dla czytelników. Chociaż fakt, który po chwili odkrywam dziwi mnie, nie daję tego po sobie znać. Nie jestem tutaj sama. Islina? To ostatnia osoba, jaką spodziewam się tutaj ujrzeć. A jednak. Właściwie, to nie jest to takie zaskakujące. W końcu znam ją zaledwie parę dni, a spędziłam z nią jakieś dziesięć minut. Wiele o niej nie wiem, jedynie tyle, co postanowiła pokazać i zdołałam wywnioskować.
- Cześć - mówię, swoim zwykłym powitaniem z delikatnym, aczkolwiek zauważalnym uśmiechem na twarzy. Nigdy nie mówię "hej". To brzmi tak płytko, jakby ktoś chciał w rzeczywistości tylko rzucić się na drzwi i uciec od rozmówcy jak najdalej się da. "Dzień dobry" to zbyt oficjalny zwrot. Zupełnie, jakbym traktowała wszystkich innych jak jedynie pracowników tej samej firmy, o wyższych rangach. Po części tak jest, ale gdybym tylko spróbowała się zachować w podobny sposób, unicestwiłabym fundamenty, które dopiero co udało mi się stawić. Podnosi wzrok znad książki, uśmiecham się jeszcze szerzej, biologia? Widząc rysunek układu krwionośnego od razu to wnioskuję, co akurat potrafiłby chyba każdy. Siadam naprzeciwko niej, wpierw pytając, czy ma coś przeciwko. Choć nie wygląda na zadowoloną, nie zaprzecza. A to już coś. Przez parę chwil spoglądam w jej kierunku, zastanawiając się, co musiało się stać, by jej twarz przybrała jeszcze bledsze barwy niż ostatnio, gdy ją wdziałam, a pod oczami pojawiły się ciemniejsze przebarwienia. Jest zmęczona. Nie pytam więc o to, by nie pogarszać sprawy. Pewnie ma już dość.
- Jak poszła sprawa z mutantami? - celowo używam tego samego słowa, jakiego użył szatyn mówiąc do niej jakiś czas temu, by pokazać, że pamiętam i coś mnie to obchodzi. Zadaję proste pytanie, by mogła odpowiedzieć w jaki chce sposób - czy faktycznie coś ją gryzie, czy się udało, czy zajmowała się wszystkim sama, czy może z kimś. Na parę chwil opuszcza wzrok na otwartą książkę - obok leżą jeszcze trzy, wszystkie zamknięte. Albo jeszcze dużo pracy przed nią, albo też wiele za nią. Prawdopodobnie zastanawia się nad odpowiednim dobraniem słów, nad tym, czy mi powiedzieć, czy nie.
- Już wszystko się rozwiązało - jej słowa powiedziały mi już bardzo wiele - nie ma ochoty na rozmowę na ten temat, wymija odpowiedzi decydując się na tą bardziej wymijającą, nie ufa mi na tyle, by się zwierzyć, chce zamknąć temat. A więc nie odzywam się więcej w ty rewirze, pozostawiając jej fortecę obronną nienaruszoną.
- Często tutaj przychodzisz? - pytam, ponownie nie potrafiąc rozejrzeć się na boki. To miejsce zbyt mnie interesuje, wprawia w wewnętrzne pragnienie do prowadzenia niekończącego się monologu. Jego treść nie byłaby poruszana jedynie raz - wciąż by się powtarzała i zmieniała.

< Islina? Spoko ; ) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz