niedziela, 8 października 2017

Od Maxine CD Mikel

Godzina. Szwendając się trochę bez celu po Camelocie zastanawiałam się co mogę robić przez godzinę. Zdecydowałam, że zajdę do Awara. Biedak pewnie strasznie się niecierpliwi kiedy wreszcie do niego zajrzę. Lew jak zwykle przechadzał się lekko nerwowo po boksie. Gdy tylko mnie zobaczył stanął w miejscu i zamruczał basowo. Ostrożnie przeszłam korytarzem i otworzyłam klatkę mojego kochanego albinosa. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do jednej ze ścian. Oparłam się o nią plecami i zsunęłam się na podłogę. Awar szybko podszedł do mnie, pociągnął nosem sprawdzając pewnie czy mam coś dla niego, ale tym razem nie przyniosłam mu żadnych smakołyków. Wyprostował się i trzepnął ogonem, by wyrazić swoje niezadowolenie tym faktem na co tylko się lekko roześmiałam. Zawsze tak robił i już się przyzwyczaiłam, ale gdybym nie znała tego kota mogłabym się przestraszyć. Siedziałam pod ścianą, a przede mną stał wyprężony lew z lekką urazą w oczach. Wyprostowany, jakby władał całym światem i udający groźnego. Na ten widok można dostać gęsiej skórki, szczególnie że jego łeb znajduje się tuż nade mną w odległości jakichś 30 może 40 centymetrów. Podniosłam rękę i podrapałam pupila pod brodą. Zamknął oczy i zamruczał delikatnie, jednak wszystkie koty to tylko koty, nawet te wielkie. Poruszyłam się i spróbowałam się podnieść. Awar odsunął się trochę dając mi przestrzeń, żebym wstała. Podziękowałam mu czochrając jego grzywę. Musiałam jeszcze zajść do pokoju po parę rzeczy, a czas leciał. Otworzyłam drzwi i odwróciłam się do lwa. Poruszył się i wyszedł spokojnie, po czym przeszedł może 2 metry i odwrócił się, czekając na mnie. Zamknęłam za sobą boks i dołączyłam do pupila. Pogłaskałam go po głowie i z ręką wciąż na jego grzywie ruszyłam przez korytarz. Gdy wyszliśmy, skierowałam się do wejścia do Centrum. Musiałam zabrać parę rzeczy z pokoju. Spojrzałam na mój zegarek. Miałam jeszcze około 35 minut, więc nie musiałam martwić się czasem. Miałam tylko nadzieję, że Ronnie nakarmił dziś zwierzęta. W sumie zapomniałam mu powiedzieć, że zabieram dziś Awara na cały dzień i wrócę z nim dopiero jutro. No nic zajdę do kuchni, zabiorę jego porcję na wieczór i jutrzejszy ranek i przy okazji powiem Julie że go zabieram. Powinna to przekazać dla Ronniego, a nawet jak tego nie zrobi, to jak tylko Ronnie się dowie, że zabrałam porcję mojego pupila to powinien się domyślić, nie? Przez te rozmyślania nie zauważyłam jak dotarłam do wejścia do Centrum. Oderwałam rękę od Awara, który najwyraźniej zorientował się, że znów nie patrzę gdzie idę i pilnował żebym na nic nie wpadła po raz enty. Przyklękłam na jedno kolano i spojrzałam w oczy lwa.
- Zostań. – powiedziałam dobitnie- Zaraz wrócę.
Albinos przeszedł kawałek w stronę najbliższego cienia koło drzwi i położył się z głuchym klapnięciem. Gdy wstałam i zwróciłam się w stronę drzwi, które strażnik mi uprzejmie otworzył lew położył swój łeb na łapach. Przeszłam przez próg i zeszłam po schodach. Na dole skręciłam i skierowałam się w stronę mojego pokoju. Po drodze zastanawiałam się co wziąć ze sobą. Na pewno wezmę katanę, tu nie ma wątpliwości. Może spakuję też szczotki – moją i Awara. Jak ten biały głupek wpakuje się w jakiś piach albo w krzaki to trzeba będzie go doprowadzić do porządku. Gdy dotarłam do celu wzięłam szybko katanę i szczotki oraz parę innych drobiazgów takich jak parę naboi i pistolet czy zapasowa gumka do włosów, które spakowałam to podręcznej torby przewieszanej przez ramie i wyszłam z pokoju. Spojrzałam na znów na zegarek. Mam jeszcze te 15 minut, ale nie wiem ile mi zejdzie z Julie, więc trzeba przyspieszyć. Popędziłam prosto do kuchni. Nie było tłoku, co szczerze mnie ucieszyło. Jakieś 2 osoby jadły, a jedna właśnie odchodziła od okienka. Przeszłam w miejsce tej osoby i przywitałam się z Julie.
- Cześć Julie!
- Cześć Max. Co tu robisz? Dostałaś już śniadanie prawda?
- Tak, tak, ale nie po to przyszłam. Wiesz może, czy Ronnie nakarmił zwierzaki?
- Tak, chyba już to zrobił, a co?
- Chciałam się dowiedzieć ile mam wziąć porcji dla Awara. Zabieram go dziś na cały dzień i wracamy dopiero jutro rano, więc przyszłam zabrać jego kolację i śniadanko. No i dla Sigmy oczywiście.
- Tak, jasne już ci je daję. A gdzie idziecie?
- W sumie nie do końca wiem, ale podobno jest tam ładnie.
- Jak możesz wiedzieć, że jest tam ładnie skoro nie wiesz gdzie to jest?
- Mam swoje sposoby.- uśmiechnęłam się do kucharki, która tylko pokręciła głową.- Jakby Ronnie się pytał, to powiedz mu, że zabrałam Awara, bo zapomniałam mu o tym wspomnieć. A i jakby ktoś się pytał to mów że mnie nie ma.
- Jasne. Zapakuję ci to mięso, żeby nie pachniało za bardzo i nie ściągało na ciebie niczego.
Szatynka zniknęła na chwilę z mojego pola widzenia, po czym wróciła z 4 porcjami mięsa.
- Wielkie dzięki Julie.- Powiedziałam zabierając jedzenie i odwracając się do wyjścia. Jak to miło z jej strony.
Włożyłam pakunki do torby i przeszłam do wyjścia na zewnątrz. Miałam jeszcze parę minut, ale czas szybko uciekał. Weszłam po schodach i wyszłam na zewnątrz. Zostały mi jeszcze 4 minuty do spotkania. Dobra, a teraz poczekać na Mikela. Awar poderwał się z miejsca gdy tylko wyłoniłam się z drzwi i podszedł do mnie. Poczochrałam jego czuprynę i uśmiechnęłam się. Naprawdę kochałam tego lwa. Rozejrzałam się po okolicy szukając chłopaka, aż mój wzrok trafił na postać śpiącą pod drzewem. Podeszłam do Mikela, który smacznie sobie chrapał. Pewnie zasnął czekając na mnie. Może go obudzę? Mój lew był jednak szybszy, bo stanął przed chłopakiem i wyciągnął łeb w stronę jego głowy, po czym wciągnął parę razy powietrze. Mikel najwyraźniej poczuł nietypowy ruch powietrza bo obudził się, a pierwszym co zobaczył był pysk mojego pupila. Zdawał się mocno zaskoczony tą sytuacją, bo rozszerzył oczy i spróbował się cofnąć, co poskutkowało tylko tym, że walną się głową w pień drzewa. Powstrzymują się od śmiechu odsunęłam delikatnie Awara i kazałam mu usiąść. Podeszłam do chłopaka, który masował tył czaszki.
- Nic ci nie jest?
- Chyba nie. Pierwszy raz budzę się z wielkim pyskiem przy twarzy. Troszkę mnie to zaskoczyło.
- Ja się już przyzwyczaiłam.
Wyciągnęłam rękę do chłopaka i pomogłam mu wstać.
- To co, idziemy?
- Jasne, ruszaj.
Spojrzałam na Awara, który pod wpływem mojego wzroku podniósł się i podszedł do mnie i zrównałam się z Mikelem. Przeszliśmy do konkretnej bramy więc zawołałam do strażników.
- Otwórzcie bramę. Wracamy jutro.
Drzwi otworzyły się posłusznie przed nami i wyszliśmy sobie spokojnie.
- To dokąd teraz panie podróżniku?
- Zobaczysz.- Powiedział mi tylko w odpowiedzi i ruszył przed siebie. Zrównałam się z nim i z ciekawością przyglądałam się wszystkiemu co mijaliśmy oraz mojemu przewodnikowi.

<Mikel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz