wtorek, 7 listopada 2017

Od Yonas'a CD Jughead'a

Spuścił wówczas głowę, kierując się w stronę ławki znajdującej się pod belkami drewna. Usiadł pierwszy, opierając głowę o ścianę stworzoną ze stosu kawałków. Kilka czarnych kosmyków zakryło jego oczy, ale nie na tyle żebym nie mógł dostrzec tego wyrazu bólu, którym emanowały. Dosiadłem się, nie mogąc stać, gdy wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie łatwa. Chłopak opowiadał wszystko powoli, jednym tempem, jakby czytał swoją wypowiedź z kartki. Koszmary, które go nawiedzały bez wątpienia mogły odcisnąć piętno na człowieku. Takie coś musi mieć jednak jakąś przyczynę. Mogłem łatwo wywnioskować, że jego ojca w rzeczywistości rozszarpały dzikie koty. Natomiast kolor włosów, który wymienił. Dotychczas poznałem tylko jedną osobę z takim odcieniem. Nie pojawiał się już od dawna.. czy to w stołówce, czy po prostu gdzieś. Ale nie powinienem dopytywać.
Ten jeden raz ugryzłem się w język. Po prostu tam siedziałem. Byłem. Czułem się bezużyteczny, musiałem jednakże zrozumieć, że tak należy. Poczucie obowiązku, który sam sobie przyjąłem na barki, wypełnianie pustki u każdego, kto będzie tego potrzebował. Ten jeden raz tego nie zrobiłem.
Minął tydzień odkąd Jughead powiedział mi o swoich problemach ze snem. Gdzieś z tyłu głowy nadal przemyka mi obraz jak oparł łokcie o kolana, a twarz schował w dłoniach. Dzisiejszego wieczoru zapukałem do drzwi jego pokoju. Musiałem zrobić to trzykrotnie zanim ten zareagował. Wpuścił mnie do środka. W pomieszczeniu było dość ciemno, palił się już ostatek świecy.
- Od dobrych kilku dni nie mieliśmy okazji, aby porozmawiać na spokojnie. - zacząłem.
- W sumie to dość zrozumiałe. Przed zimą zawsze musi być więcej pracy.
- Dlatego wpadłem do ciebie teraz. I przyniosłem ci gorące mleko z miodem. Tylko nic nie mów Julie, dostałbym w łeb jakąś łyżka, a Aiden jeszcze ukarałby mnie za kradzież. - podałem mu specjalny, drewniany kubek z ciepłym napojem. - Może sny nie będą ci już tak przeszkadzać. - uśmiechnąłem się.
- Nie trzeba było. Poradziłbym sobie. Właściwie... Skąd w osadzie miód. Nie mamy pszczół.
- Właściwie to znamy pewne miejsce. Kiedyś John wymyślił, aby umieścić tam te owady. To było jakieś sześć lat temu, jeśli dobrze pamiętam opowieści. Mogę cię tam jutro zaprowadzić jeśli masz ochotę.
- Właściwie czemu nie. Chwila odpoczynku powinna mi dobrze zrobić. - wzruszył delikatnie ramionami.
- Ale wpierw... - zrobiłem dramatyczną pauzę, sięgając do tylnej kieszeni i niczym magik wyjąłem stamtąd pudełko. - Zagramy w karty!
- Je też ukradłeś? - uniósł brew.
- Akurat dostałem od Ronniego. - parsknąłem śmiechem.

Jughead?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz