niedziela, 26 listopada 2017

Od Mikela CD Maxine

Przyglądałem się zamyślonej dziewczynie. Z mojej perspektywy nie mogłem dostrzec jej oczu ponieważ jej płomienne włosy zasłaniały znaczną część twarzy. Siedziała w ciszy za pewne myślami wracając do wspomnień, przy których towarzyszyła jej matka. Musiała to być cudowna kobieta. W pewnym momencie dziewczyna obróciła się i spojrzała na mnie. Jej błękitne oczy przepełnione były nadzieją i troską, a ogniki odbijające się od ogniska tańczyły w jej oczach sprawiając, że nie mogłem oderwać do nich spojrzenia. Po chwili jednak rudowłosa odwróciła głowę i znów patrzyła na gwieździste niebo. To ostatnia taka noc gdy można poleżeć pod gołym niebem. Gdy spanie śnieg.. już nie będzie takiej możliwości. Zacznie się gra o przetrwanie. Będziemy musieli ograniczyć porcje posiłkowe... Ugh.. Mikel.. nie myśl o tym teraz. Będzie na to jeszcze czas. Teraz.. to nie jest ważne. Ważna jest ta chwila.
- Wszystko dobrze Max? - zapytałem z lekką chrypką w głosie
- Tak, tak mi się wydaje - odparła z głosem wypełnionym czułością lecz także niepewnością kładąc się obok mnie
- Szkoda, że gdy się obudzimy - przerwałem na moment i wyciągnąłem rękę ku niebu - Będziemy musieli wrócić do osady - westchnąłem a ręka bezwładnie opadła wzdłuż mojego ciała
- W takim razie nie chcę się budzić.. - spojrzenie Max utkwione było wciąż w gwiazdach
- Gdyby to było możliwe.. Byłoby wtedy zbyt pięknie - zimny wiatr zawiał wywołując na mym ciele dreszcz, spojrzałem w stronę ogniska.. przygasało
Podniosłem się z ziemi aby dołożyć do ognia. O dziwo z ziemi poderwał się również Awar.
-Awar.. - wyszeptała Max lecz zwierze nie zwracało uwagi na swoją właścicielkę
W tym momencie zza krzaków wyskoczył jeden z mutantów. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem takiego zakażonego. Akel natychmiast rzucił się na potwora. Szarpanina trwała dosłownie chwilę gdy zakażony uciekł przerażony z powrotem w las. Miejmy nadzieję, że już tu nie wróci. W każdym bądź razie dotarło do mnie, że jest tu niebezpiecznie. Lecz jeszcze niebezpieczniejsze byłoby wybranie się na przeprawę przez las w stronę osady. Będę musiał wartować przez całą noc aby nic nas nie zaatakowało. Dzięki Awarowi mamy większe szanse, zwierzę ma dobry instynkt i oczywiście lepiej widzi w ciemności niż ja czy nawet Max.
Lew podszedł do Max a ta z dokładnością sprawdziła czy zwierze nie zostało zadrapane.
- Jest cały? - zbliżyłem się do dziewczyny stojącej przy białym czworonogu
- Tak.. nie widzę żadnego zadrapania - westchnęła dziewczyna - Dzięki Bogu.. straciłbyś całą swoją sierść głuptasie - pogłaskała lwa po grzywie i za uchem a ten zamruczał co nas oboje wprawiło w śmiech
- Na prawdę straciłby sierść? - zapytałem zaciekawiony
- Tak, on nie jest.. 'mutantem' jak niektóre z pupili innych osadników. - nie przestawała głaskać zwierzęcia a to w końcu rozłożyło się przy nogach dziewczyny - Awar jest zwykłym lwem afrykańskim.. Może nie zwykłym bo jest biały ale nie przeszedł mutacji. - Max przykucnęła przy Awarze a ten machnął ogonem
- Ciekawe jak mu się to udało.. przeżyć cały ten czas nie dając się nawet zadrapać.. - westchnąłem, a głowę przepełniła mi myśl, że ja jakoś też nadal żyje i nic mi nie jest - W każdym bądź razie dobrze, że jest z nami - uśmiechnąłem się pod nosem

<Max?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz