środa, 15 listopada 2017

Od Jaspera

Jakże ciężko jest zabrać choć jeden wdech; jakże ciężko jest otwierać oczy. Powieki są o wiele cięższe niż przedtem, ból klatki piersiowej powiela się, jakby coś ściskało mi żebra. I jeszcze ta skóra... Czy ona się pali, czy tylko mi się tak wydaje? Może faktycznie ktoś w tej chwili przykłada mi rozgrzane żelazo do ciała? Przecież to samo zrobili z raną na łydce. Wrzasnąłem jak głupi, ale ból pamiętam do teraz. Th, ile siedzę w tej ciemnicy dusząc się? Chcę pooddychać świeżym powietrzem. Ann mówiła coś o blisko dwóch miesiącach. Przyniosła mi ubranie i wspomniała o tym. No właśnie, odzienie. Wciąż mam momenty, gdy się zacinam i nie pamiętam co miałem zrobić. Przed chwilą obwiązałem ranę na nodze. Ślad po infekcji chroni jakaś specjalna maść autorstwa naszego doktorka i gruby bandaż. Z największym skupieniem i opanowaniem na jakie było mnie w tej chwili stać wciągnąłem na siebie spodnie. W pasie były nieco większe, wnioskuję, że schudłem. Dżinsy są przecież moje - poznaję to po naszytym imieniu na tylnej kieszeni. Muszę się utuczyć przed mrozami. Th, śmieszy mnie to, jakbym był zamknięty od co najmniej trzech lat i nie potrafił już logicznie myśleć. Rzuciłem okiem na pryczę, która służyła mi jako ostoja ostatnich tygodni. Na grubym kocu leżała ciemna bluza z kapturem. To już nie było moje, nie noszę takich rzeczy. Jedynie teraz przystanę na taki ubiór, koszula za bardzo przylegałaby mi do skóry, co nie jest przyjemne w tym momencie. Z podkoszulka też zrezygnowałem, jakoś przeżyję, ubrania akurat nie są teraz moim największym problemem. Bluzę nałożyłem przez głowę, była wystarczająco ciepła żeby wystarczyć mi na  spacery, ach i dodatkowo za duża. Nie zdziwiło mnie to jednak. Jedyną osobą, która mogła mi dać jakieś szmatki był Aiden, no a nie okłamujmy się, ja tam nigdy o siebie nie chciałem dbać.
Kurwa, ubierałem się tak pół godziny. Nie było to spowodowane tym, że nie miałem sił; miałem ich wystarczająco dużo. Chyba zżerał mnie strach, ten sam przed którym teraz chowałem twarz w dłonie. Tak długo tu siedziałem, chcę wyjść, ale wciąż ten paraliż mi na to nie pozwala. Nawet za klamkę nie mogłem pociągnąć przez pierwsze kilka minut. Gdy już wyszedłem z krypty zauważyłem, że korytarz w miarę stawianych kroków robi się coraz jaśniejszy. Dbano, aby pochodnie były tu częściej wymieniane. Zachwycam się tym jakbym widział to pierwszy raz. Nie wiedziałem, że byłem tak przywiązany do betonowych ścian, dopóki znów nie mogłem musnąć ich palcami.
Nie mogę zapomnieć o określonych regułach. Muszę uważać, aby nikogo nie zadrapać, inni nie mogą też mieć kontaktu z moją śliną czy krwią. Przynajmniej do czasu aż całkowicie mi się nie polepszy. Pf, jest przynajmniej jeden plus całej tej sytuacji. Jak na razie, moje oczy wydają się bardziej normalne. Już nie mają tego wyróżniającego mnie fiołkowego koloru, a przynajmniej nie jest on tak widoczny.
To, że nie spotkałem strażnika z pewnością było łaską zesłaną z nieba. Mogłem w swoim tempie dotrzeć do pokoi B, czyli części męskiej. Była godzina wieczorna, więc wszyscy musieli zebrać się teraz na stołówce. Plus dla mnie, nikt nie zaczepi tego snującego się po osadzie człowieka o kolorze skóry zbliżonej do trupa. Z twarzy w sumie tak wyglądam. Muszę się wysypiać bo inaczej te worki nigdy mi nie znikną. Akurat za nimi nie za bardzo przepadam, dodają pewien element dramaturgii do mojej osoby, na tym mi nie zależy. Jedyne czego chcę, to otworzyć drzwi przed którymi stoję. Musnąłem opuszkami numer, jakby chcąc się upewnić, że to na pewno ten pokój. Kilka głębokim wdechów zajęło mi zdecydowanie się. Nacisnąłem klamkę. Nie zamknął ich. Mogłem spokojnie wejść do pomieszczenia, w którym panował mrok... i zaduch. Wyjąłem cztery świeczki, stawiając je na stoliku i zapalając po kolei. Zależało mi na świetle. Chcę zobaczyć jego twarz. Nie wiem jak zareaguję, skoro czuję, że teraz wariuję na samą myśl przebywania w jego pokoju. Kiedy byłem tu ostatnio leżeliśmy w jednym łóżku... on pod ścianą. Mimowolnie uśmiecham się na to wspomnienie. Jego spokojna twarz podczas snu wydawała się taka piękna. Ale o czym ja mówię, on zawsze był i będzie dla mnie najpiękniejszy i najcudowniejszy. Naprawdę poczułem do niego coś więcej. Szlag, czy nie zniszczyłem tych kilku miesięcy znajomości? Przysiadłem na krawędzi starannie pościelonej pryczy. Zawsze odchodziłem zanim ten się obudził, bojąc się o to, co mogło się stać, gdybym został. Wtedy kiedy mnie ugościł, gdy mogłem w końcu wypocząć, usypiając na jego kolanach... i na plaży. Nigdy tego nie zapomnę. To dziwne uczucie, ciepło wypalające mnie od środka, gdy tylko dotknąłem jego skóry. Karmel, ta noc już zawsze będzie mi się z tym kojarzyć. Jego usta wydawały się wtedy pełne, delikatne. To byłby najsłodszy pocałunek; pocałunek, który chętnie bym skradł. Jughead, jego imię sprawia, że przechodzą mnie dreszcze. Co dopiero gdy go widzę, czy słyszę jego głos. Teraz jednak wyobrażenie przerwało mi skrzypienie drzwi, które powoli się uchyliły, wpuszczając do środka osadnika. Odgłos zamykania. Na zaniedbanej, lecz wciąż wspaniałej twarzy zobaczyłem zdziwienie. Podniosłem się powoli, próbując do niego podejść.
- Juggie. - powiedział z wyraźną chrypą w głosie.
- Co, co ty tu robisz. Czym jesteś? - zrobił krok w tył, opierając się o ścianę. - Przecież umarłeś. - zająkał się. Nawet nie wiedziałem co mogę mu odpowiedzieć. Czy on się bał?
- Przepraszam. To naprawdę ja.
- Jesteś pieprzoną zjawą. Widziałem, ja widziałem jak odchodzisz, ty nie żyjesz!
- Też tak myślałem. - zbliżyłem się do niego, kładąc dłoń na jego policzku, cały drżał. Nie wiem jakie emocje nim teraz targały. Odtrącił moją rękę, ale nie zdziwiło mnie to. Zostawiłem go na dwa miesiące, teraz pojawiam się jak gdyby nigdy nic. Co przeżywał w tym czasie, chcę wiedzieć, Jughead, otwórz się, zaufaj mi, ja tu jestem.
Odsunąłem się, dając mu przestrzeń. Z bólem patrzyłem na jego reakcję.
- To nie był wirus. Podobno doszło do zakażenia krwi.. - odparłem cicho. - Przepraszam, że cię opuściłem, że zabroniłem cię powiadomić. Nie chciałem robić ci nadziei, że przeżyję, gdy sam tego nie wiedziałem. Cholera, to moja wina, przepraszam, przepraszam, przepraszam. - powiedziałem wszystko na jednym wdechu. - Jestem nikim, ale wybacz mi. Popełniłem błąd, wiem o tym, ale opowiedz mi o tym co tu przeżywałeś, na co cię skazałem, powiedz coś. Juggie.

<Jughead?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz