środa, 15 listopada 2017

Od Jughead'a - Spędźmy noc nad oceanem III

Jak czują się osoby, które utraciły swoją ukochaną, bliską sercu osobę? Co powinny zrobić aby przestać myśleć o najgorszych scenariuszach? Dlaczego tak bardzo takie wspomnienia nas przytłaczają i zostają na dnie serca doprowadzając nas do rozpaczy? One są jak kamienie przywiązane do naszych nóg. Poruszamy się z nimi początkowo je akceptując lecz gdy zbiera się ich coraz więcej zaczynamy odczuwać trudność w funkcjonowaniu codziennym. Droga z kamieniami prowadzi nas tylko w jednym kierunku.
Na dno.
Przez nasze obciążenie, którego nie potrafimy się pozbyć zaczynamy tonąć nie tyle co w wodzie a we własnych smutkach, nieszczęsnych wspomnieniach bądź niespełnionych marzeniach. Powoli opadamy na dno i sami sobie wmawiamy, że tak już musiało być. Bez jakichkolwiek chęci do odbicia się od dna zakopujemy się w mule czekając aż to wszytko dobiegnie ku końcowi. Niekiedy znajduję się to jasne światełko nadziei, które odnajdzie nas w ciemności naszych smutków i wygrzebie nas z tego wszystkiego, odcinając od nas uciążliwe kamienie.
U mych nóg były takie dwa.
Ojciec i ten blondyn o cudnych fiołkowych oczach.
Lecz mimo wszystko jak postanowiłem, tak też zrobiłem i ruszyłem do przodu a z uciążliwych głazów staną się tylko kamyczkami chociaż wiem, że będzie mnie to męczyć przez całe życie.
Jasper zawsze będzie najbliżej mojego serca.
Delikatny uśmiech zawitał na moich ustach z racji iż było to prawdą. Podkoszulka, którą obecnie miałem na sobie była wyjątkowa. Mały, czarny napis widniejący tuż przy sercu - ,,Jasper,,.
Poczułem narastające ciepło w moim ciele. Z oczu zaczęły mi wypływać łzy, lecz nie były one okazem smutku a raczej mogły symbolizować pogodzenie się z tym co się stało. Potrzebowałem tego przełamania i wyjścia na powierzchnie. W końcu uświadomiłem sobie jak bardzo źle postąpiłem zaszywając się w czterech głuchych ścianach, które nie mogły usłyszeć tego jak wyrywa się seria uderzeń, tego, że moje serce pragnęło krzyczeć a jedyne co było wstanie zrobić to załamać się doszczętnie i ryczeć. Czas głęboko odetchnąć i pogodzić się z zaistniałym losem danym mi przez życie. Już nie będę od rana do rana leżeć i myśleć z głową w poduszce, bez celu i bez żadnych chęci czy ambicji. Pomyśleć, że chciałem skończyć z tym wszystkim lecz gdy tylko o tym myślałem w głowie miałem słowa pewniej dziewczyny, która również jak ja była bliska dla Jaspera. Przez to jakoś się jeszcze utrzymywałem. Karmiłem się nadzieją, która dawała mi promyczek nadziei, że może gdy któregoś dnia wyjdę przed osadę znów ujrzę wśród ciemnych drzew te gładkie, blond włosy powiewające na wietrze oraz fiołkowe oczy utkwione gdzieś w oddali. Od dziś zacznę znów normalnie żyć.
Już dna nie dotykam.
Choć tak na prawdę zaczynałem przyzwyczajać się do tego, że tonąłem. Moje serce zaczynało stawać się coraz to bardziej słabsze. Nic dziwnego, w końcu po raz kolejny było połamane na kawałeczki, których sam nie potrafiłem pozbierać w tak krótkim czasie. Ciekawe jak długo byłbym w stanie tak wytrzymać. Był nawet taki moment gdy czułem się lekki. Lecz nie chodzi tu o moją wagę a o stan psychiczny jaki akurat miałem. Wtedy nawet w mojej grocie nie czułem się bezpiecznie. Wtedy myśli o skończeniu ze sobą zatruły mnie od środka i zalały całe moje wnętrze. Czułem jakbym tonął zbyt szybko, bez nadziei na ponowny powrót. Czemu po prostu nie możemy spadać wiecznie? Nawet krople deszczu spadające z nieba w końcu czeka ziemia.
Od teraz będę starał się trzymać wszystko na swoich barkach jak do tej pory i iść przez życie nie patrząc na przeszkody. Chociaż to przypomina mi moje słowa, które krążyły po mojej głowie po stracie ojca lecz teraz to coś innego.
Jasper był kimś więcej niż tylko ,,niespełnioną miłością".
Mimo iż ani ja nie wyjawiłem mu swoich uczuć co do niego, ani on co do mnie to jestem święcie przekonany, że byłby one takie same.
Głęboko w serduszku wiem, że wciąż go kocham.
Przemieszczając się po osadzie nie ujrzałem żadnej żywej duszyczki. Najwidoczniej wszystkich wystraszył deszcz. Snułem się przez nacierające na mnie krople deszczu aż dotarłem do miejsca gdzie mogłem odetchnąć w spokoju.
Przede mną stał w całej okazałości biały, potężny ogier. Zwierzę podziwiało świat zza niewielkiego płotka odgradzającego mnie, od niego. Okrążyłem drewniana zagrodę i wszedłem do środka, przez stajnie. Od razu usłyszałem jak w jednym z przedziałów na łapy podrywa się mój kocur, lecz to nie on był teraz w moim centrum zainteresowania. Podszedłem do czterokopytnego przyjaciela i położyłem dłoń na jego pysku.
 Podszedłem do czterokopytnego przyjaciela i położyłem dłoń na jego pysku. 
- Co powiesz na małą wyprawę przyjacielu?


Jas.. poczekam na ciebie na dnie głębokiego, błękitnego oceanu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz