- Zaraz wracam. - machnąłem niedbale ręką w jej kierunku.
- Co? Gdzie ty..
- Zostań z końmi, tylko coś zobaczę. - mruknąłem, schodząc z obranej ścieżki.
Kroki stawiałem najcichsze jak tylko się dało. Przecież mi się nie przewidziało. Wyraźnie widziałem tę karmelową barwę między drzewami. Gdzie mogła zniknąć? Poruszała się na wschód, przemykała między drzewami. Gdzieś tutaj. Przykucnąłem, badając ziemię. Wyraźny odcisk w błocie powiedział mi, że nie miałem zwid. Była tu dosłownie przed chwilą. Uważnie się rozglądałem, dłońmi stanowczo chwyciłem kuszę, będąc gotowym na zadanie ciosu. Liście leżały na ziemi, zdobiąc ją niczym drogi dywan, tyle, że mi ten dywan przeszkadzał. Był piękny, ale szeleścił. Nie mogłem popełnić błędu, zwłaszcza teraz. Przykucnąłem, chowając się za obalonym drzewem. Było na tyle wielkie, że spokojnie mogło mnie zasłonić. Spojrzałem na mój cel, ustawiając kuszę. Długie nogi przystosowane do uciekania, brązowe oczy, w których zamknięta jest dusza. Widziałem, że była młoda. Dlaczego podróżuje sama? Czyżby mutanty załatwiły resztę gromady? Zastrzygła uszami, dopatrując się niebezpieczeństwa. W tej samej chwili coś pojawiło się obok mnie. Już właściwie odruchowo sięgnąłem po nóż i wykonałem zamach. Lśniące ostrze zatrzymało się tuż przy oku Odell.
- Jesteś szalona? - rzuciłem szeptem. - Mogłem ci coś zrobić - schowałem ostrze z powrotem do pochwy, tam gdzie jego miejsce.
- Zniknąłeś prawie dziesięć minut temu. Co miałam robić?
- Pilnować koni.
- Oj, chwilę dadzą radę. Widzę, że ty masz ciekawe zajęcie.
- Owszem. - odparłem, przykładając palec do jej ust. Zaraz wszystko się posypie, jeśli ta nie zamilknie. Mój wzrok znów powędrował w stronę, gdzie wymierzyłem swoją broń. Jeszcze tylko ostatnia poprawka. Zawsze gdy mogę skupić się na wystrzale, zanim bełt opuści swe miejsce zamieram w bezruchu, zatrzymując na chwilę oddech. Kiedy strzelam, radość jest o wiele większa. Jeden z moich dziwnych nawyków.
Jedna sekunda.
Jedno cięcie powietrza.
Cel trafiony.
Łania zachwiała się, bez wątpienia była zaskoczona. Ktoś na nią polował, ktoś zranił ją w szyję, tam bowiem najszybciej mogłem ją zabić. Stała w złej pozycji, więc płuca czy serce odpadały. mogłem celować w głowę, ale już zdążyłem rozkochać się w jej tęczówkach. Jak radzą sobie takie zwierzęta w dzisiejszym świecie. Wolne, ale wciąż zagrożone.
- Mam ją. - mruknąłem, wyskakując z mojej kryjówki. Sarna jeszcze wiła się na ziemi, próbując wstać i uciec. Przepraszam, że nie zabiło cię od razu. Nóż, którym przed momentem zaatakowałem Hailee teraz poderżnął gardło bezbronnej istocie. - Następnym razem mi nie przeszkadzaj, bo sama tak skończysz. - prychnąłem w stronę towarzyszki. - Zarzućmy ją na jednego z koni i wracajmy.
- Niech będzie. Korzystasz z każdej okazji, żeby zdobyć pożywienie czy chciałeś się wyżyć. - na jej komentarz mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Następnym razem mogę wyżyć się na tobie. Chętna? - uniosłem brew, lecz zapewne nie było to widoczne przez czapkę.
Hailee?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz