sobota, 18 listopada 2017

Od Jughead'a CD Jaspera

Dzisiejszego dnia wstałem dosyć wcześnie. Chciałem jak najszybciej wrócić do swojej dawnej formy i kondycji dlatego trenowałem kiedy tylko mogłem. Usiadłem na brzegu łóżka i spoglądałem w kąt pokoju gdzie leżała ciemna kurtka której kaptur przyozdobiony był na brzegach miękkim futerkiem a na niej leżała biała podkoszulka z jakże gładkiego i przyjemnego w dotyku materiału, na której wyróżniało się tylko jedno. Drobniutki, czarny napis J-A-S-P-E-R, dokładnie wyszyty.
Ile to już minęło? Trzy miesiące? A ja wciąż dokładnie pamiętam wszystkie nasze wspomnienia oraz to jak wyglądał chociaż tak bardzo starałem się o tym wszystkim zapomnieć. Może to źle, że chciałem się tego pozbyć? Wspomnienia to w końcu coś ważnego, ale.. gdy tylko spoglądam na tą białą podkoszulkę mogę przysiąc, że automatycznie czuje jego zapach unoszący się w powietrzu.Tamtego dnia nie byłem przygotowany na to aby się z nim pożegnać no ale cóż.. Najwidoczniej taki już mój los, że tracę bliskie dla mnie osoby tak nagle, niespodziewanie. Strata ojca zmieniła mój charakter a gdy już zaczynałem się zmieniać i wierzyć w to, że mogę w końcu być szczęśliwy u boku z osobą którą kocham wszystko trafił szlag. Teraz tylko gdy staram się uśmiechać do innych czuje jak bardzo jest to wymuszone. Jeszcze te ciągłe pytania "Juggie gdzieś ty się podziewał" "Dawno się nie widzieliśmy, gdzieś ty był?" "Co się z Tobą działo?".
Czasem mam tego dość, ale najwidoczniej nie codziennie ktoś na ponad miesiąc i potem nagle się pojawia.
Podniosłem się i podszedłem do komody wyciągając z niej jakąś bluzkę z dłuższym rękawem i spodnie. Gdy się ubrałem wyszedłem z pokoju jeszcze raz kątem oka spoglądając na kurtkę i podkoszulek. Zamknąłem drzwi, oczywiście nie na klucz. Nie miałem tam nic cennego co ktoś mógłby mi ukraść a poza tym.. raczej nikt tutaj nikogo nie okrada.
Maszerując wolnym krokiem musnąłem zimną ścianę. Była chłodniejsza niż ostatnio co oznaczało, że zimna się zbliża. Na dworze pewnie też jest zimno. Pora śniadaniowa dopiero miała nadejść ale wchodząc na stołówkę ujrzałem brunetkę krzątającą się po pomieszczeniu. Podszedłem do niej i zapytałem czy mógłbym odebrać już swoją porcję śniadaniową na co ona oczywiście udała się do kuchni i podała mi kawałek bułki, mówiąc abym po resztę przyszedł później. Podziękowałem i skierowałem się do wyjścia. Gdy otworzyłem wejściowe drzwi od razu poczułem zapach świeżego powietrza nasączonego wilgocią. Zacząwszy od spaceru do muru i skończeniu spożywania posiłku, skończywszy na biegu i kilku kółkach wokół całej osady znów znalazłem się przy wejściu do Centrum. Zbliżało się powoli południe. Co parę okrążeń robiłem sobie przerwę lecz moje nogi już nie wyrabiały. Zabrałem się za trening moimi ostrzami i ćwiczenie różnych manewrów. Czas leciał mi na tym niemiłosiernie szybko, a było to prawie nieodczuwalne. Miałem wrócić do dawnej wagi, co prawda nie szło mi to jakoś wybornie dobrze, bo byłem przyzwyczajony do siedzenia o pustym żołądku ale jezusie.. ile bym teraz dał za pysznego steka. Zachodzące słońce sprawiło, że poczułem chłód na plecach i postanowiłem wrócić do środka udając się od razu na stołówkę gdzie tym razem siedziało już kilkoro ludzi konsumując swoje posiłki. Zobaczyłem niektóre znajome osoby z sekcji rozpoznawczej. W tym zarządce. Jego promienisty uśmiech goszczący na twarzy gdy tylko mnie zobaczył przyprawił mnie o dreszcze na całym ciele. Zignorowałem to i podszedłem do blatu lecz kątem oka widziałem jak mężczyzna zbliża się w moja stronę.
- Jug! Jak ja dawno Cię nie widziałem! Co się z Tobą stało? Gdzie byłeś? - klepiąc mnie w ramie z jego ust wylała się rzeka pytań, których miałem serdecznie dość - Wyjechałeś gdzieś czy coś? - śmiech mężczyzny wywołał u mnie kolejny napływ dreszczy
- Można tak powiedzieć.. - odparłem biorąc suszone mięso od Juli, skinięciem głowy podziękowałem jej i ignorując mężczyznę wyszedłem ze stołówki
Jedząc mięsko wpadł mi do głowy pomysł, że w sumie mógłbym iść wziąć prysznic a później gdy będę w pokoju od razu pójdę spać. Cudowny pomysł Juggie.
Chłodny prysznic to fantastyczna rzecz. Zwłaszcza po takim treningu.
Wychodząc zauważyłem jedynie, że kilkoro ludzi snuje się korytarzem do stołówki. Dobrze, że nie muszę tam wracać. Pchnąłem drzwi od swojego pokoju i jak zawsze otworzyły się z lekkim skrzypnięciem wpuszczając światło z pochodni do środka lecz nie było to zauważalne jak przedtem bo.. co do cholery robią zapalone świeczki u mnie w pokoju? Drzwi zamknęły się za mną a ja stałem jak głupi rozglądając się po pokoju aż w końcu.. dostrzegłem.. moje oczy zaczepiły się w tym jednym punkcie i nie chciały.. nie mogły wręcz oderwać wzroku od..
Niego.
Jego blond włosów.
Bladej cery.
Patrzył się na mnie a ja na niego.
Czy to możliwe?
- Juggie. - jego zachrypnięty głos odbijał się teraz od szarych ścian
- Co, co ty tu robisz. Czym jesteś? - zrobiłem krok w tył, opierając się o ścianę i wlepiałem w niego wzrok nie mogąc oderwać oczu - Przecież umarłeś.
Zacisnąłem dłonie w pięści, lecz zaraz poczułem jak cała siła ze mnie upływa. Moje ciało nie zaczęło drżeć. Ręce już nie były w stanie pozostać zaciśnięte i swobodnie opadły na ścianę.
O co tu kurwa chodzi?
- Przepraszam. To naprawdę ja. - powoli przemierzał ciemny pokój, z każdym kolejnym krokiem zbliżając się do mnie
- Jesteś pieprzoną zjawą. Widziałem, ja widziałem jak odchodzisz, ty nie żyjesz! - krzyknąłem, nie dopuszczając do swojej głowy myśli, że to jest na prawdę on
- Też tak myślałem. - zbliżył się do mnie, kładąc dłoń na moich polikach
Nie rozumiem.. nic nie rozumiem. Jak to możliwe, że on żyje? Gdzie był przez ten cały czas? Nie dowierzałem chociaż czułem jego dotyk.. czułem jego delikatną dłoń. Cholera to nie może być prawda!
Odtrąciłem jego rękę bez zastanowienia. Odsunął się, lecz na jego twarzy nie ukazało się zdziwienie. Dopiero teraz gdy był tak blisko nie mogłem zobaczyć jego twarz. Oczy, rysy i wszystkie inne detale, za którymi tak bardzo tęskniłem. Byłem roztargniony, nie wiedziałem co mogę powiedzieć, nie chciałem słuchać tego co do mnie mówi, nie chciałem patrzeć w jego oczy..
- To nie był wirus. Podobno doszło do zakażenia krwi.. - odparł ściszonym głosem. - Przepraszam, że cię opuściłem, że zabroniłem cię powiadomić. Nie chciałem robić ci nadziei, że przeżyję, gdy sam tego nie wiedziałem. Cholera, to moja wina, przepraszam, przepraszam, przepraszam. - powiedział wszystko za jednym wdechem. - Jestem nikim, ale wybacz mi. Popełniłem błąd, wiem o tym, ale opowiedz mi o tym co tu przeżywałeś, na co cię skazałem, powiedz coś. Juggie.
Cisza... Przeprosiny? Za cały ten czas który spędziłem, myśląc, że on nie żyje i nagle się pojawia jedyne co jest w stanie to mnie przeprosić?
- Wyjdź... - szepnąłem cicho spuszczając głowę w dół, ponieważ czułem jak coraz więcej łez zbiera się w moich oczach
Jasper bez słowa wyszedł z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Opadłem na ziemie chwilę po tym jak jego nogi przekroczyły próg.
Czy to na prawdę się stało? Ktoś może mi powiedzieć, że to na prawdę był on? Co się z nim działo przez ten cały czas, kiedy ja siedziałem tu, w tej norze i płakałem tęskniąc za nim. Gdzie był kiedy ja, nie potrafiłem się pozbierać po tym jak sądziłem, że już nigdy więcej go nie zobaczę? Pytam do cholery gdzie i dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!
Zakryłem twarz dłońmi opierając się o kolana. Siedziałem tak dobre parę minut. Ciepłe łzy ściekały mi po polikach. Co ja najlepszego zrobiłem? Tak bardzo chciałem go zobaczyć raz jeszcze a teraz gdy miałem okazję odtrąciłem go i kazałem wyjść?
Kurwa mać.
Podniosłem się szybko z ziemi i wybiegłem z pokoju.
Mam nadzieję, że gdzieś tu jesteś..
Pobiegłem prosto do jego pokoju. Wparowałem tam bez pukania i mocnym pchnięciem za klamkę otworzyłem drzwi które odbiły się od ściany. Stanąłem w progu i patrzyłem się w głąb ciemnego pokoju.
Jas podniósł się z łóżka. Na szczęście nie było tam nikogo więcej. Ani Aidena, ani Is. Blondyn stał zapatrzony we mnie. Ruszyłem na niego biegiem. Wyciągnąłem ręce i przytuliłem się do niego z całych sił jakie w sobie miałem. Łzy spływały mi po poliku lecz druga część mojej twarzy przywierała do ciała Jaspera. Nie mogąc się uspokoić byłem jedynie w stanie wyszeptać
- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj..

<Jasper?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz