Zamykam książkę, niczym uczennica właśnie wzywana do odpowiedzi. Tyle, że na mojej twarzy nie gości strach, czy zaniepokojenie. Prawda jest taka, że niemalże na sto procent znałabym odpowiedzi na zadane pytania. Na moment moje myśli krążą wokół szkoły. Jak to jest być uczniem? Potem być może i studentem? Dzieci tego nienawidziły. Tyle mi wiadomo. Ale przecież edukacja jest niezbędna. Można by popełnić wiele druzgocących błędów i potem nie potrafić ich naprawić. W każdym razie, po paru sekundach książka jest już odłożona na jej pierwotne miejsce.
Droga minęła dość szybko. Podczas niej Islina opowiedziała mi parę ważniejszych szczegółów dotyczących wcześniej poruszonego tematu wojny, a także tych o terenie, do którego zmierzamy. Do bramy. Z tego, co pamiętam, opis przez nią podany odpowiada mniej więcej temu, co zobaczyłam podczas przyjazdu do tego miejsca. Mój wyraz twarzy pozostaje tak jak zwykle spokojny, być może komuś mogłoby się zdać, że jestem znużona tym, co robię.To nie jest do końca prawda. Może i wnioski, które za chwilę mam przedstawić nie są punktem moich zainteresowań, ale jak na razie nic innego do roboty mi nie pozostało. Chyba, że dalsze studiowanie Szekspira. Islina właśnie zostaje przepuszczona przez strażnika, idę za nią. Przedostajemy się za mur, mierzę wzrokiem wszystko wokół. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że tak dawno nie widziałam niczego... naturalnego. W tym przypadku lasu i parunastu metrów pustej ziemi. Kobieta najwyraźniej wyczytuje to ze mnie, gdyż na moment spina mięśnie i bacznie obserwuje moje ruchy.
- Cóż. Można by pomyśleć nad dodatkową ochroną w postaci luster - mówię. Idę w stronę drzew, niemalże bezszelestne ruchy mojej towarzyszki wzbudzają we mnie pewnego rodzaju niepokój. Jakby była moim drugim cieniem, który za nic nie może mnie zostawić chociażby na ułamek sekundy w odległości większej, niż metr. Odwracam się i spoglądam na mur, nie widać, co za nim się znajduje. - Od zawsze to, co wyglądało na bezbronne wydawało się też bardzo łatwe do pokonania. Dlatego sprawiając takie wrażenie, zyskamy większe szanse na zwycięstwo w chwili, gdy wróg będzie myślał, że jesteśmy jakby... bezbronni. Będzie się mniej starał, być może weźmie mniej ludzi ze sobą. W każdym razie można umieścić na gałęziach fragmenty luster. W osadzie byłoby także parę, w takim ułożeniu, by nie było ich widać, a żeby odbijały obraz sprzed murów. Będziemy wtedy wiedzieć o najeździe nieco wcześniej - kończę swoją wypowiedź, zastanawiając się nad następnymi pomysłami. Natomiast Islina uważnie rozgląda się po okolicy. No tak, tutaj może nie być bezpiecznie. Lepiej, żebyśmy już wracały.
- Chodźmy już - oznajmia, ponownie pokrywając się z moimi myślami. Jej głos jest stłumiony, zapewne dlatego, by nie ściągnąć niepożądanej uwagi. - Chyba, że chcesz coś jeszcze zobaczyć? - pyta z lekko uniesioną brwią, jakby jedyna odpowiedź jakiej oczekuje to stanowcze "nie". Już mam zaprzeczyć, gdy zdaję sobie z czegoś sprawę. Tak, właściwie to chcę coś jeszcze zobaczyć. Ciche westchnienie towarzyszy moim krokom w stronę powrotną. No tak, nie odpowiedziałam na jej pytanie. Ale, cóż, czasem tak mam. I już. Dotykam opuszkami palców chłodnej ściany, która dzieli nasz świat od całego niebezpieczeństwa. Mimo wszystko kiedyś ulegnie. Nie ma ku termu wątpliwości. Ale można przedłużyć ten proces.
- Można wyburzyć w paru miejscach cegły, potem wybite złączyć w całość, dodać hak i wstawić całość na miejsce, oczywiście hakiem do środka osady. W razie niebezpieczeństwa będzie można strzelać z tych dziur, po czym je zamykać i unikać... chociażby również ostrzału - myślę na głos zastanawiając się, czy czasem to nie jest zbyt ryzykowny pomysł. Trzeba będzie to dokładnie obmyślić, a jeśli konstrukcja by się zawaliła albo chociaż trochę zburzyła? To mogłoby za sobą ponieść katastrofalne skutki. Śmierć, przelew krwi zupełnie niepotrzebny na te czasy.
- Jeśli uzyskałoby się jakiś zapas łatwopalnej substancji, można by nią pomoczyć cokolwiek, chociażby słomę, nabić na strzałę i zacząć strzelać z drabin przy murze do napastników. Tyle, że to bardzo ryzykowne. Można by wszcząć pożar - kolejny pomysł na istny mord ludzi wypływa z moich ust tak naturalnie, jakbym opowiadała o zbieraniu kwiatów w słoneczny dzień.
- Nie każdy z nas potrafi strzelać, do tego ci ludzie musieliby się odsłonić, a gdyby ogień się rozprzestrzenił... Ponad to ktoś mógłby to wykorzystać przeciwko nas i korzystając z ognia, również nas ostrzelać w podobny sposób - jej głos brzmi surowo, co nieco mnie irytuje, ale nie daje tego po sobie znać i nadal utrzymuje swój "normalny" wyraz twarzy. Wślizguje się za nią przez bramę i obserwuję, jak strażnik ją zamyka, po czym wraca do swojej wyznaczonej pozycji.
- Można by wykorzystać lustra - mówi w końcu.
- A gdyby tak poprosić Jeremy'ego, żeby zrobił jakieś warsztaty lub nawet indywidualne lekcje walki i obrony? Nie każdy tutaj potrafi walczyć, a ostatnio mało się udziela... - proponuję, szukając w głowie innych rozwiązań.
< Islina? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz