sobota, 25 listopada 2017

Od Jaspera CD Jughead'a

- Że tak teraz? W tej chwili? - odparł. Serce biło mu szybciej niż powinno.
- Wcześniej jeszcze chętnie coś bym zjadł, ale muszę cie zabrać na spacer. - mruknąłem, obejmując go mocniej. To ciepło bijące od niego... Było takie przyjemnie, kojące. Pieczenie skóry natychmiast spadało na drugi plan. Przy nim nie czułem już takiego bólu. Jughead jest niczym najlepszy na świecie lek. Jakże to banalnie brzmi. - Możemy wstawać. - musiałem w końcu przestać go ściskać. Delikatnie odsunąłem ręce, wypuszczając go z moich ramion. Przeszedłem do siadu, ręką przecierając zaspane oczy i odgarniając włosy. Z moich ust wydobył się cichy śmiech.
- Wszystko aby na pewno okey? - chłopak usiadł przy mnie, podwijając kolana pod brodę.
- Tak, po prostu się cieszę. Cieszę, że w końcu nie muszę ukrywać tego, że żyję; że jestem tu z tobą. - nie mogąc pohamować śmiechu, podniosłem się i przeciągnąłem. Wystawiłem rękę w stronę bruneta, który przyjął pomoc. Po wymianie jeszcze kilkanastu zdań wyszliśmy z tej cholernej ciemnicy.
Na stołówce kończyła się pora śniadaniowa. Czyli było około dziesiątej, siedział tu już tylko liczne niedobitki, ale oni wszyscy mnie znali. Ten dziwny wzrok. No przecież, w końcu nie pojawiłem się tu od.. prawie trzech miesięcy. Na pytania co się ze mną działo odpowiadałem zbywająco. Po prostu brałem udział w wyprawie. Musiałem sprawdzić kilka rzeczy, chcąc udoskonalić osadę. Tyle, niech nie wtykają nosa w nie swoje sprawy. Z Juggiem usiedliśmy gdzieś pod ścianą, w ciszy jedząc posiłek. Ciągle sprawy nie dają mi te lampy. Jeśli zrobili wszystko o co prosiłem to może jeszcze jakoś wykrzeszę z nich prąd.
Po skończonym posiłku oczywiste było udanie się w stronę schodów.
- Jest dość zimno. Powinieneś coś jeszcze założyć oprócz tej bluzy. - mruknął mój towarzysz. - Właściwie nawet bym nie przypuszczał, że nosisz coś innego niż koszulę.
- Pożyczona. Od Aidena. - odpowiedziałem zwięźle. - Nie za bardzo mogę teraz dotykać skóry. Ból jakby gryzło cię stado mrówek. - parsknąłem. - To będzie chwila na zewnątrz. Nie zamarznę. Twoja obecność wystarczająco mnie rozgrzewa. - zaśmiałem się, lecz równie szybko zamilkłem, uświadamiając sobie jak to zabrzmiało. Jak an złość nie mogłem iść szybciej, zwłaszcza po schodach. Nosz cholera, zaraz spalę się ze wstydu.
Na szczęście szybko ukazały się nam drzwi. Nie czekając za długo otworzyłem je. Było tu jaśniej niż sądziłem. Zacisnąłem oczy, zakrywając je ręką.
- Świeci jak nigdy wcześniej. - mruknąłem zdenerwowany.
- Przynajmniej nie ma słońca. Tak to się kończy jak się przebywa w jakiejś krypcie tak długi czas. - uśmiechnął się do mnie
- Nie mam zamiaru tego powtarzać. - rzuciłem, starając się w dalszym ciągu przyzwyczaić do światła dnia. - Weź nas poprowadź w stronę sadu. - powiedziałem nie mogąc wygrać z 'blaskiem'.
- Chwycić za rączkę?
- Akurat śledzić cię dam radę. - zaśmiałem się. Jeszcze do bramy musiałem radzić sobie z bólem towarzyszącym otwieraniu oczu.
Człowiek stojący przy przejściu, wpuścił nas do środka. O tej porze już mało kto przebywał w sadzie. Teraz był właściwie pusty.
- Byłeś tu kiedyś?
- Może raz. - odparł, wzruszając ramionami.
- Na końcu jest odgrodzony pewien kwadrat ziemi. Takie pięć na pięć. A ja mam klucz. - powiedziałem, wyjmując z kieszeni wspomnianą rzecz. Dzięki Isy, że mi go przyniosłaś.
- Co tam jest? - uniósł brew, gdy zbliżyliśmy się do postawionych pni.
- Kiedyś ktoś posadził tam kilka kwiatów. Niebawem wszystkie opadną, więc przydałoby się je ostatni raz obejrzeć. - odparłem, otwierając drewnianą bramę. Wpuściłem chłopaka pierwszego, po czym zamknąłem za nami. Po śmierci tamtego staruszka wręcz przywłaszczyłem sobie to miejsce. Zerwałem jeden z białych kwiatów, wąchając go. Po krótkiej chwili wręczyłem go Jugheadowi. Zapach kwitnących roślin wprawić mógł w stan otępienia. Jaką rozkosz czuł teraz mój zmysł węchu. Mogłem wręcz zatonąć w ich woni, myśląc o tym, że biorę w nich kąpiel. Gdy tylko się rozmarzyłem poczułem na skórze zimne łaskotki. Spojrzałem w górę. Z nieba padał pierwszy śnieg. Swój wzrok przeniosłem na Jugheada. Śnieżne płatki, które zostawały na jego czarnych włosach dodawały mu niezwykłe uroku. Ta chwila jest piękna.


<Jughead?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz