poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Mikela CD Maxine

W sytuacji jakiej się znaleźliśmy nie mieliśmy innego wyboru niż wydobycie broni i próba obrony własnego życia jak i obrona towarzyszów. Zaniepokojony Awar syczał z nastroszoną grzywą na potwory zbliżające się coraz bliżej mnie oraz jego. Niestety zostaliśmy oddzieleni od Max. Kątem oka zdołałem tylko zauważyć jej poczynania. Niepokój malował się w moich oczach gdy widziałem jak bez sił próbuje podnieść się z ziemi lecz jej każda próba kończy się tak samo – nie daje rady wstać. Wtem w pewnym momencie wyciąga nóż i wbija go sobie w nogę. Cholera Max, coś ty zrobiła. Wyciągnęła nóż po czym zrobiła prowizoryczny opatrunek. Ku mojemu zdziwieniu podniosła się a jej twarz wyglądała na żywszą. Zrozumiałem, że przez wbicie noża chciała się obudzić i dostarczyć ciału adrenaliny. Dziewczyna sięgnęła po katanę po czym stanęła w delikatnym rozkroku jakby oczekując ataku zakażonego. Wszystkie ruchy, które wykonywała. Każde cięcie, każdy unik zabierał z jej ciała dużą ilość energii. Max była wycieńczona a mimo wszystko wciąż się nie poddawała, a mutanty jeden po drugim padały przy jej stopach pozbawione głów.
Wraz z Awarem staliśmy zwróceni do siebie tyłem gdyż czuliśmy, że wróg zbliża się z każdej strony. W momencie wyskoku zakażonego z ciemności lasu białogrzywy lew już był przygotowany albo na obronę, albo na atak. Ze mną było troszkę gorzej. Nie mam tak doskonałego instynktu zabójcy jak to zwierzę dlatego gdy tylko jakiś mutant ruszał na mnie z chęcią pozbawienia mnie życia, odpierałem jego atak po czym szybkim ruchem próbowałem pozbyć się jego głowy. Awar bez najmniejszych problemów rozszarpywał zakażonych na strzępy pozostawiając po nich jedynie szczątki. Siła zwierzęcia była niesamowita. Dobrze, że rudowłosa dziewczyna ma przy sobie takiego obrońcę. Gdy sytuacja trochę ucichła, a wiele trupów leżało pod naszymi nogami, zorientowałem się, że nigdzie nie widzę Max. Rozejrzałem się dookoła raz jeszcze po czym dostrzegłem. Tą rudą kitę upadającą na kolana pośród nieruchomych, pozbawionych głów ciał.
- Max! - jedynie tyle udało mi się z siebie wydusić, chociaż czułem, że mój głos jest przytłumiony przez wysiłek jaki włożyłem w walkę. Dziewczyna upadła na bark i leżąc pośród martwych mutantów wyglądała jakby... nie żyła. Podbiegając do niej, czułem za sobą ciężki oddech Awara. Dobrze się spisał... Gdyby nie on, moglibyśmy skończyć tak jak te mutanty. A raczej na pewno byśmy tak skończyli. Najpierw dorwaliby mnie. Mimo iż stawiałbym opór i próbował się bronić, oni mieli przewagę. Obecność Awara wywołała u nich lekki niepokój, co można było wyczuć poprzez ich ataki i synchroniczne wyłanianie się z ciemności lasu. Atakowali jeden po drugim, zamiast zaatakować naraz. Ułatwiło nam to sprawę. Część z nich po prostu uciekła gdyż zgaduje, że nie chcieli skończyć jak swoi poprzednicy.
- Max! - poruszyłem za bark dziewczyny, odsłaniając jej twarz z rudych włosów Oddychała. Najwidoczniej nie wytrzymała już tego całego wysiłku i padła z wycieńczenia. Jej prowizoryczny opatrunek zaczynał przeciekać krwią. Odwiązałem swoją niebieską chustę i owinąłem mocnej ranę dziewczyny. Delikatnie poruszyła się gdy zaciskałem węzeł. Na swój sposób ucieszyło mnie to, gdyż wiem, że nie straciła czucia w nodze. Podniosłem Max z ziemi a Awar położył się tuż przede mną jakby doskonale wiedział co chciałem zrobić. Jakby nie patrzeć nie byłem jedyny, który martwi się o zdrowie tej dziewczyny.
Ułożyłem swoją towarzyszkę na jej pupilu tak, aby mieć pewność, że nie spadnie podczas drogi. Zanim opuściłem pole walki rozejrzałem się jeszcze raz, dokładnie... Chciałem się upewnić, że nic nam już nie grozi. Z resztą... Cały ten świat to jedna wielka niewiadoma. W każdej chwili coś mogło znów na nas wyskoczyć i rozszarpać nasze ciała. Otarłem swoją katanę w spodnie, pozostawiając na nich czerwoną barwę zwycięstwa po czym schowałem ją do pochwy. Awar ruszył zaraz za mną po chwili dorównując mi kroku. Rześkie powietrze uświadomiło mi, iż powoli zbliżał się poranek. Niedługo powinniśmy znaleźć się w osadzie.
~*~
Stojąc przy wysokim murzę napotkałem się na spojrzenie strażnika czatującego na jednej z wieżyczek. Chwilę później brama, przed którą stałem wraz z lwem i wciąż nieprzytomną Max, otworzyła się. Strażnicy bez żadnych pytań wpuścili nas do środka. Najwidoczniej musieli poznać ten rudy odcień włosów oraz wielkiego, białego lwa. Bez namysłu, od razu skierowałem się do Carl'a. Było na tyle wcześnie, że osada wciąż spała, a na powierzchni, prócz strażników nie było prawie nikogo. Zapukałem do drzwi budynku. Ściągnąłem Max z jej pupila i trzymając ją na rękach wszedłem do środka. W środku panował półmrok. Woń unosząca się w pomieszczeniu przyprawiała mnie o dreszcze. Pachniało tu najróżniejszymi roślinami, które za pewne nasz doktorek stosował w leczeniu.
- Jest tu ktoś? - zapytałem a mój głos rozniósł się po pokoju
- Co się stało... - głos mężczyzny dobiegł do mnie z drugiego pomieszczenia, najwidoczniej wybudziłem go z objęć morfeusza.
- Jest ranna... - powiedziałem krótko spoglądając na Carl'a wyłaniającego się z ciemności.
- Wbi... - przerwałem swoją wypowiedź gdyż Carl mógłby nie zrozumieć dlaczego dziewczyna mogłaby wbić sobie nóż w nogę. - Potknęła się i nabiła się na ostrze noża. - kontynuowałem.
- Połóż ją tu... - westchnął pokazując mi stolik najwidoczniej służący mu jako stół operacyjny. - Jak głęboko wbiło się ostrze? - zapytał spoglądając na mnie po czym nie dając mi dość do słowa zadał kolejne pytanie. - Było czyste czy zardzewiałe?
- Czyste. - powiedziałem szybko spoglądając jak Carl rozwiązuje opatrunek dziewczyny.
~*~
Po krótkiej chwili dziewczyna miała już założony normalny opatrunek, a Carl powiedział, że teraz musi dużo odpoczywać i najlepiej aby przez jeden dzień nigdzie nie wychodziła. Dodał również, że jeżeli straciła przytomność z wycieńczenia, to niedługo powinna się obudzić. Podziękowałem mu po czym podniosłem dziewczynę.
- Mam nadzieję, że wiesz gdzie jest jej pokój? - spojrzał na mnie zakładając ręce. W geście odpowiedzi pokiwałem jedynie głową. - Ma ślady pazurów na drzwiach... - odparł i machnął ręką w geście pożegnania.
Niosąc rudowłosą na rękach udałem się w stronę Centrum, gdzie schodami w dół skierowałem się do pokoju dziewczyny.
- Ślady pazurów... ślady... pazurów... - szeptałem pod nosem gdy szukałem odpowiedniego pokoju. - Bingo!
Uchyliłem delikatnie drzwi. Nawet się nie zdziwiłem, że były otwarte. Czy ktoś, ktokolwiek zamyka tutaj swój pokój?
Nie zamykając za sobą wszedłem do pomieszczenia, kładąc dziewczynę na łóżku. Dzięki świetle padającym z pochodni wiszących na korytarzu mogłem cokolwiek dostrzec. Zapaliłem świeczki stojące na stoliku obok łóżka i dopiero teraz gdy pokój wypełnił się światłem mogłem zamknąć za sobą drzwi.
Spoglądając na dziewczynę mogłem wyczuć każdy jej oddech. Usiadłem na drugim łóżku, które znajdowało się w pokoju. Nagle dopadło mnie cholerne zmęczenie i zrobiłem się senny. Ta noc... Ta walka była strasznie ciężka. Na szczęście uszliśmy z życiem. To najważniejsze... Cieszę się, że Max jest cała... Co ja bym zrobił gdyby coś się jej stało? Czułbym się winny, że nie dałem rady jej obronić... Tak... dobrze, że nikomu nic nie jest... Z uśmiechem na ustach odpłynąłem do bezpiecznej krainy snów.


<Max?>

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Od Jughead'a CD Jaspera

Gdy tylko drewniana brama otworzyła się, Jas machnięciem ręki zaproponował abym wszedł pierwszy. Kwiaty i inne rośliny, które zostały tam posadzone musiały już dawno zwiędnąć prócz jednych. Śnieżnobiałe kwiatuszki rosły w niewielkiej gromadce. Wyglądały przepięknie a ich zapach można było poczuć nawet bez nachylania się nad nimi. Chłopak stanął tuż obok mnie i przez moment przyglądał się kwiatom, po chwili zrywając jednego z nich. Gdy przyłożył go do swego nosa, przymknął delikatnie oczy i wciągając powietrze mógłbym przysiąc, że jego ciało przeszedł dreszcz. Gdy otworzył oczy i zwrócił się w moją stronę jego źrenice były szersze a same tęczówki jakby nabrały koloru. Chwycił moją dłoń i poczułem wtedy iż jego ręce również nabrały ciepła mimo, że na dworze panował mróz a on nie był zbyt ciepło ubrany. Delikatnie wsunął mi w ręce kwiat, który przed chwilą trzymał po czym jego wzrok znów przykuły rośliny rosnące u naszych stóp. Delikatny uśmiech zawitał na mojej twarzy. Jak dobrze jest znów móc widzieć go pochłoniętego przez myśli a w jego oczach dostrzec iskierki cichego szczęścia.
Uśmiech z mojej twarzy zniknął gdy tylko na dłoni poczułem wilgoć. To dziwne, ponieważ nie zapowiadało się na deszcz. Gdy odchyliłem głowę ku niebu znów poczułem tą wilgoć lecz tym razem na czole. Z początku było to delikatne a następnie wchłonęło się w moją skórę jak gdyby nigdy nic zostawiając po sobie jedynie poczucie chłodu wywołujące ciarki na całym ciele. Więc się zaczęło. Zima nadeszła a my nawet nie byliśmy w stanie się do niej dobrze przygotować.
Biały puch lecący na nas z nieba zatrzymywał się na mojej twarzy od razu wchłaniając się w skórę. Śnieżynki ugrzęzły między moimi czarnymi kosmykami gdzie pozostawały na dłuższą chwilę. Przez moje ciało znów przeszły ciarki, które wbiły mi do głowy to iż Jasper nie powinien się narażać na zimno, gdyż jego stan na to nie pozwalał. Zwróciłem się w stronę mojego towarzysza. W tej chwili to nie kwiaty były w jego centrum uwagi lecz ja. Przyglądał się mi a na jego bladych ustach zawitał skromny uśmiech.
- Wracajmy - odparłem wkładając ręce do kieszeni razem z kwiatem, który trzymałem w dłoni
- Dlaczego? - zapytał podążając za mną wzrokiem gdy zacząłem go wymijać
- Powinieneś siedzieć w ciepłym miejscu i nie wychodzić na mróz - burknąłem i przystanąłem na moment spoglądając za siebie na poczynania blondyna
- Dopiero co wyszedłem na powierzchnię a ty każesz mi już wracać - odpowiedział wyciągając przed siebie prawą dłoń - Spadł pierwszy śnieg.. - w tym momencie jego głos znacząco posmutniał
- Co za dużo to nie zdrowo - rzuciłem pustymi słowami w stronę Jas''a. Co niby takiego jest zdrowe w tych czasach?
Blondyn bez słowa schował ręce w kieszeni bluzy i wzdychając ruszył w moją stronę. Wyszliśmy z ogrodu. Jasper zamknął za nami drewnianą bramę i idąc wolnym krokiem zmierzaliśmy ku Centrum. Białe drobinki stały się naszymi towarzyszami podczas drogi lecz z każdą chwila robiło się ich coraz więcej i więcej. Naciągnąłem na głowę kaptur aby choć trochę osłonić się od puchu lecącego z nieba. Gdy spojrzałem na chłopaka idącego krok w krok obok mnie dostrzegłem po wyrazie jego twarzy, że czymś się przejmował. Stwierdziłem, że to nie czas aby o tym rozmawiać. Zapytam go o to gdy będziemy już w środku Centrum.
- Załóż kaptur - przerwałem zaistniałą ciszę, tym samym wybijając go z toku myślenia - Twoje zdrowie teraz jest najważniejsze - dodałem pod nosem
- Jeden osadnik w tą czy w tą - powiedział a gdy tylko obdarzyłem go złowrogim wzrokiem zaśmiał się
- Po moim trupie - odparłem również delikatnie śmiejąc się
Reszta przechadzki pod drzwi wejściowe do Centrum minęła nam przyjemniej niż mógłbym się spodziewać. Roześmiane fiołkowe oczy przyprawiały me serce o szybsze bicie a krew stawała się od razu cieplejsza gdy tylko z ust blondyna rozbrzmiewał się śmiech. Chyba będę musiał skołować mu więcej jedzenia aby powrócił do dawnej wagi gdyż jego kości policzkowe wciąż nienaturalnie wystawały. Z jednej strony dodawały mu uroku lecz wolę aby wróciły dawne rysy... dawny Jas. Przekraczając progi Centrum bezsprzecznie pokierowaliśmy się do mojego pokoju. Blondyn zamknął za sobą drzwi pozostawiając nas w kompletnej ciemności. Po omacku natrafiłem na stolik gdzie leżało pudełko zapałek i stały jeszcze dobrze trzymające się świeczki. Po kolei zapaliłem wszystkie 4 i rozstawiłem je po różnych kątach pokoju aby go dobrze oświetlić. Mógłbym zapalić ich więcej lecz sądzę, że te 4 wystarczą. Jasper opadł na łóżko, odwracając się twarzą do ściany.
- Przynieść Ci coś? - zapytałem podchodząc do niego i szturchając go ręką w plecy

<Jas?>

niedziela, 3 grudnia 2017

Od Jae CD Hailee

Utrata przytomności to dość niepokojący znak. Logika podpowiadała mi, że powinienem był wezwać lekarza - oczywiście byłby to Calr, bo Julii szczerze nie trawię - ale ostatnie dni mogły być zwyczajnie męczące. Czy ta dziewczyna w ogóle spała? Cały czas tylko widziałem ją biegającą z jego kąta osady w drugi, ćwierkającą na lewo i prawo. Zachowując spokój, jakby to omdlenie było zaplanowaną przeze mną akcją uspokojenia wiecznie rozdartej towarzyski kucnąłem przy niej, sprawdzając jej stan. Miała zimną skórę. Zmęczenie i mroź, który właśnie nadchodzi może z łatwością grać w sztuczki z człowiekiem. Powinna przez jakiś czas poleżeć. Nawet jeśli nie wykonywała w ostatnim czasie zbyt wielu prac, które byłyby dla niej ciężkie i tak zasłużyła na odpoczynek. Niby to tylko opieka nad zwierzętami. Ale niech ktoś nieprzyzwyczajony do takiej roboty spróbuje zapanować nad stadem zwierząt nie znając ich zachowań. Takie konie mogą być niebezpieczne, gdy 'podejdzie się do nich od złej strony'.
Podniosłem Odell z zimnego podłoża i zaniosłem do jej pokoju - co nie było takie łatwe. Musiałem wpierw go znaleźć. Gdy mijałem jakiegoś strażnika rzucałem, że dziewczyna jest po prostu zmęczona. Jakże ja jestem kochany. Normalnie istny materiał na męża.
Położyłem ją na łóżku, przykrywając kocem. Nie mogłem wyjść zanim ta się nie obudzi. Wolałem się upewnić, że wszystko będzie okey. W rogu pokoju stało krzesło, które stało się moją przystanią na ten moment. Usiadłem na nim, moją broń odkładając gdzieś obok ściany. Długotrwałe wpatrywanie się w śpiącą kobietę samego mnie znużyło. Chyba ostatnie miesiące pracy dla tej osady wprawił mnie w stan poczucia bezpieczeństwa. Tak łatwo zasnąłem, zapominając o tym, że miałem wziąć prysznic i zrobić kilka innych, ważnych rzeczy. Gdy się obudziłem Hailee nie było już w łóżku. No widać jak pilnować innych potrafię. Brawo Jae, punkt dla ciebie.
Gdzie mogła się podziać ta niewiasta... Szybko przeczesałem pokój, błądząc w ciemności, starając się dowiedzieć gdzie znów mogła poleźć. Szafka była niedomknięta. Pewnie w niej grzebała... i szukała ubrań. Czyli mogła chcieć wziąć kąpiel. Ciężko wzdychając wyszedłem z pomieszczenia, zapominając o pozostawionej kuszy, błądząc korytarzami muśniętymi zaledwie płomieniem pochodni.
Po kilku minutach dotarłem pod łazienki. Skoro chcę tylko sprawdzić czy tu jest to nie będzie to przecież podglądanie. Pewnie wkroczyłem do pomieszczenia, uważając aby nie wyrżnąć orła ma śliskich kafelkach. Nie słyszałem wody, więc mogłem stwierdzić, że nikt w tej chwili nie jest pod prysznicem. To trochę zmniejszyło moje szanse znalezienia dziewczyny, ale przynajmniej nie natknąłbym się na jakąś obcą kobietę. Gdy w końcu dotarłem do części prysznicowej natknąłem się na moją zgubę. Zgubę owiniętą ręcznikiem z mokrymi włosami i wciąż wilgotną skórą. Nie wiem czy jej wzrok był w tej chwili bardziej wściekły czy zdziwiony. Nawet jeśli się speszyła, dobrze to ukryła.
- To damska toaleta. Co ty tu do cholery robisz?
- Spokojnie, nie rzucaj kostką mydła bo jeszcze mnie zabijesz. Szukałem cię. Zniknęłam z pokoju.
- Jak widzisz poszłam wziąć prysznic. A teraz, czy mógłbyś łaskawie wyjść? - prychnęła zirytowana.
- Przecież cię nie gwałcę wzorkiem, spokojnie. - mruknąłem w odpowiedzi. To, że nie powinienem jej takiej widzieć i mnie to.. trochę zawstydziło to inna rzecz. Nie czekając dłużej, wyszedłem z łazienki, postanawiając poczekać na korytarzu.

<Hailee?>

Od Isliny CD Autumn

- Już się tym zajmuje. Niegdyś przeprowadzano ćwiczenia również na zewnątrz, ale z przyczyn pogodowych zaprzestano tych praktyk. System w osadzie nie jest skomplikowany, chociaż raczej nie będziesz go znała, biorąc pod uwagę fakt, że... Ile masz właściwie lat? - uniosłam delikatnie jedną brew, wpatrując się w moją towarzyszkę.
- Siedemnaście. - odparła bez chwili wahania. Wyglądała mi na taką, która skończyła już osiemnaście lat, a tu proszę.
- Czyli jednak dotyczy to również ciebie. Jak mogłaś zauważyć, mamy tu dzieci. Od dwunastego roku życia muszą nauczyć się walki. Z trzynastym rokiem rozpoczynają naukę ogólną, aby móc pomóc na każdym stanowisku w osadzie. Najpóźniej, mając czternaście lat powinny wybrać sekcję. Przez następne dwa lata uczą się o niej najpotrzebniejszych rzeczy, mają praktyki. Wszystko, aby dokonać ostatecznego wyboru swojej... ścieżki. Oznacza to, że wybierając dajmy na to stanowisko łowcy, owa osoba będzie również potrafiła pomóc w razie potrzeby na stanowisku zbieracza czy polującego. Lekarz będzie mógł pomóc przy wytwarzaniu leków i tak dalej i tak dalej. Kiedy ma się już szesnaście lat można opuścić osadę pod nadzorem kogoś doświadczonego. Przez dwa lata, do osiemnastki uczy się już konkretnego zawodu. Czyli sześć lat pokazania człowiekowi trudów życia i zapoznanie go z sytuacją z innej strony. Kończą się czasy gdy się głównie czytało, pisało i poznawało świat niczym za czasów przed apokalipsą. - do teraz pamiętam jak uczyłam się z tutejszych podręczników. Ta wiedza jest trudna dla dziecka, ale jeśli odpowiednio się do tego podejdzie można wszystko. - Wracając do sprawy Jeremyego.. - westchnęłam. - Jeśli tylko chcesz, możesz pogadać z nim o tym, aby kazał obowiązkowo przychodzić na dodatkowe zajęcia. Prywatne głównie sam z uczniami ustala.
- Nie wykluczam, że tak zrobię. Wydaje mi się to być mimo wszystko potrzebne.
- Mi zależy w tej chwili na ogrodzeniu. To je będą musieli pokonać. Tak więc to co ci powiedziałam. 5 metrów przy płocie. Reszta inżynierów ma plany, możesz do nich zaglądnąć i dowiedzieć się dokładnie tego, co będzie ci potrzebne. - odparłam. Jutro powinny zacząć się prace, a ja muszę jechać z małą grupą sprawdzić przewody i rury. Zwłaszcza teraz, że zima jest potworna i mogła łatwo zniszczyć instalacje

<Autumn?>

Od Hailee CD Jae

Z radością nie odstępowałam mężczyzny na krok. Sądziłam, że jeżeli ktoś upoluje jakieś zwierze musi je oddać do kuchni aby tam wykorzystano je do potraw dla osadników, lecz jak widać tylko zwierzyna złapana przez polujących musi zostać oddana. Jezusie.. co ja mam zrobić z połową tego mięsa? Może.. oddam trochę dla dobra osady? Teraz w zimę potrzebujemy tego najbardziej na świecie. Wyrywając się z toku myślenia przerwałam chwilową ciszę, która zapanowała między mną a Jae.
- Co zamierzasz teraz robić? - zapytałam z zaciekawieniem
- Zapewne spać. A ty? Nie jesteś zmęczona? - odparł
Szczerze to po raz pierwszy byłam tak zmęczona jakąkolwiek pracą. Dlaczego mnie to zmęczyło? Przecież nie zrobiłam nic takiego co wymagałoby ode mnie dużego wysiłku fizycznego. To była tylko przejażdżka i paręnaście minut odpoczynku na łące gdzie nie robiłam zupełnie nic. Poza tym... przed tym pytaniem, które wypłynęło z ust mężczyzny jeszcze czułam jakbym mogła przebiec jakiś maraton a teraz.. Powieki stały się dziwnie uciążliwe a wszystko co widziałam zrobiło się jakby ciemniejsze. Starałam się przyglądać ciemnowłosemu lecz mój wzrok nie potrafił się na nim skupić. Spoglądając na własne nogi, podeszłam do ściany i oparłam się o nią jedną ręką. Stałam ze spuszczoną głową próbując się otrząsnąć. Słyszałam głos Hyung'a lecz nie byłam w stanie skupić się na tym co do mnie mówi. Jego głos.. był taki delikatny..
Oczy zamknęły mi się i wraz z ciemnością jaka zapanowała w mojej głowie me nogi straciły jakiekolwiek czucie i osunęłam się na ziemię po ścianie. Poczułam jedynie delikatny dotyk na mej skórze. To był chyba Jae..
~*~
- Hailee..Hai-leee.. - znajomy mi głos odbijał się echem w mojej głowie - Hailee..
Otworzyłam oczy lecz pomieszczenie, w którym przebywałam było również ciemne i nic nie mogłam dostrzec. Zapach unoszący się w powietrzu przyprawiał mnie o dreszcze i uczucie bezsilności. Kojarzył mi się z zapachem pewnych kwiatów, które kwitną tylko nad oceanem i są wykorzystywane w medycynie.. Mówiono mi o nich w poprzedniej osadzie.
Próbowałam się ruszyć lecz czułam się jakbym przemieszczała się przez jakiś gęsty puch. Poruszanie przychodziło mi z trudem a ciemność panująca w owym miejscu wcale mi tego nie ułatwiała.
- Haileee - wypowiadane przez kogoś moje imię zabrzmiało przede mną, bądź za mną? Przez to echo nie miałam pojęcia..
Nagle przede mną zapaliła się czerwona lampka. Najpierw jedna, potem kolejna a za nią zaraz następne. Zajęło mi to chwilę gdy zrozumiałam co przedstawiają te światła. Przez moment wszystko mi się rozmazywało lecz gdy skupiłam wzrok na światełkach byłam w stanie odczytać napis, który utworzyły.
,,Uwolnij go a sama staniesz się wolna,,
Nagle coś zapiekło mnie w dłoń. Spojrzałam na nią. Na jednym z palców pojawiły mi się trzy dziwne paski, które przez chwilę świeciły się na czerwono.
Gdy znów spojrzałam przed siebie i wymówiłam na głos te słowa, ułożyłam je sobie w głowie.. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Co one oznaczają? Kogo mam uwolnić i niby w jakim sensie będę wolna?
Nagle coś odsunęło się spod moich nóg i zaczęłam spadać.
~*~
Budząc się od razu energicznie poderwałam się do góry. Czułam jak po mojej skroni spływają krople potu. Oddech przez chwilę był nie spokojny lecz po momencie udało mi się nad nim zapanować. Panicznie obejrzałam swoje dłonie. Na szczęście nic na nich nie było. Westchnęłam i rozejrzałam się. Byłam u siebie w pokoju. Po tym jak zemdlałam ktoś musiał mnie tutaj przynieść.
Jae..
To on musiał mnie tu przynieść..
Wzrok powoli przyzwyczaił mi się do ciemności panującej w pokoju i wtedy mogłam dostrzec posturę mężczyzny siedzącego na krześle w rogu pokoju.
Po co on tu siedzi? Przecież wystarczająco przysporzyłam mu problemu tym, że zemdlałam..
Wstałam z łóżka i chwytając jakieś cichy poszłam wziąć prysznic.

<Jae?>