wtorek, 26 czerwca 2018

19 stycznia 2038 roku

Camelot z drżącymi dłońmi chwycił tego ranka za broń. Zima nigdy nie przyniosła ze sobą takiego mrozu jak wtedy. Jednak nie tylko pogoda przyczyniła się do chłodu, jaki był wszędzie wyczuwalny. Kilku strażników, którzy trafili na patrol tej feralnej nocy, zaniepokojeni dziwnymi błyskami w lesie obudzili Pierwszą Trójkę. Pomimo później pory nie trzeba było długo czekać, aby korytarzami zaczęły płynąć zaniepokojone szepty. Coraz więcej głów zaczęło wyglądać ze swych pokoi, podążając w ciszy za dowódcami tego całego zgromadzenia. Na Aidenie, Jasperze i Maxine ciążył ogromny obowiązek.
Śnieg padał nieustannie, nie ułatwiając rozpoznania w terenie. Aiden stanął na strażnicy, wpatrując się w migotanie świateł. Gdyby mógł wtedy wyczuć zapach wosku i odkryć co za moment się stanie, może ta sytuacja skończyłaby się inaczej. Losu jednak nie da się odwrócić. Prawda jest taka, że do tego winni się byli przygotować już kilka dni wcześniej. Gdyby wiedzieli... 
Donośny, długi gwizd dobiegł zebranych z otchłani drzew. Nikt nie pokusiłby się na stwierdzenie, że to będzie jedna z gorszych rzeczy, która mogłaby zapaść im w pamięć. W śnieżycy zaczęła kształtować się masywna sylwetka. W umysłach wszystkich chowających się za murem rozbłysnęła czerwona lampka. Nikt nawet nie pomyślał jakim cudem mężczyźnie nie zgasł papieros i jak go zrobił. 
- Aiden, muszę ci przyznać, że potrafisz człowieka niesamowicie wpienić - usłyszeli.
- Christopher - syknął w jego stronę przywódca Camelot. - Nie słyszałeś, że maniery wymagają, aby przychodzić o ludzkich godzinach? Jest ledwo przed świtem! - młody chłopak chciał odruchowo pochwycić za broń zawieszoną przy jego pasie, ale co da mu teraz ta jedna maczeta?
- Maniery również wymagają zwracać pożyczone rzeczy! A twoja siostra jakoś nie chce do nas wracać. 
- I z jej powodu to całe zamieszanie? - zimno mogło w kilka sekund oszronić rzęsy i brwi, jednak gorące fale przechodziły przez ciało Aidena, choć zapewne nie tylko jego. Wszyscy byli zdenerwowani.
- Oczywiście, że nie. Była dobrym pachołkiem, ale nie aż tak ważnym, abym z jej powodu chciał sobie odmrozić dupę! 
To była najgłośniejsza cisza, jakiej kiedykolwiek doznali. 
- Ale mam dla was mały prezent - skręt wylądował w jednej z kupek śniegu. Kolejny gwizd i szyderczy śmiech oficjalnie rozpętały piekło. Płonące pociski poszybowały w stronę Camelot. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło czy były to strzały, czy koktajle mołotowa. Ogień, który miał utrzymać ich przy życiu przez całą zimę, teraz stał się ich wrogiem. Ktoś zaczął krzyczeć, główna brama została wyważona. 
Zapanował chaos. 
Słońce zaczęło pojawiać się na horyzoncie, gdy walka dobiegać miała końca. Niewinny i biały śnieg pochłonął burgundową tajemnicę tego zdarzenia. Zamarznięta ziemia pochwyciła każdy krzyk i lament. Rankiem, 19 stycznia 2038 roku zaatakowano Camelot. Z 43 osób nie przetrwał nikt. Większość zamordowano, nielicznych pochwycono w niewolę. Christopher Hudson z wielkim uśmiechem zostawił spętanego Aidena Waltersa na środku placu, by kiedy się już oddali, móc razem ze swoimi ludźmi pławić się w agonalnych krzykach chłopaka rozrywanego na strzępy przez mutanty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz