poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Mikela CD Maxine

W sytuacji jakiej się znaleźliśmy nie mieliśmy innego wyboru niż wydobycie broni i próba obrony własnego życia jak i obrona towarzyszów. Zaniepokojony Awar syczał z nastroszoną grzywą na potwory zbliżające się coraz bliżej mnie oraz jego. Niestety zostaliśmy oddzieleni od Max. Kątem oka zdołałem tylko zauważyć jej poczynania. Niepokój malował się w moich oczach gdy widziałem jak bez sił próbuje podnieść się z ziemi lecz jej każda próba kończy się tak samo – nie daje rady wstać. Wtem w pewnym momencie wyciąga nóż i wbija go sobie w nogę. Cholera Max, coś ty zrobiła. Wyciągnęła nóż po czym zrobiła prowizoryczny opatrunek. Ku mojemu zdziwieniu podniosła się a jej twarz wyglądała na żywszą. Zrozumiałem, że przez wbicie noża chciała się obudzić i dostarczyć ciału adrenaliny. Dziewczyna sięgnęła po katanę po czym stanęła w delikatnym rozkroku jakby oczekując ataku zakażonego. Wszystkie ruchy, które wykonywała. Każde cięcie, każdy unik zabierał z jej ciała dużą ilość energii. Max była wycieńczona a mimo wszystko wciąż się nie poddawała, a mutanty jeden po drugim padały przy jej stopach pozbawione głów.
Wraz z Awarem staliśmy zwróceni do siebie tyłem gdyż czuliśmy, że wróg zbliża się z każdej strony. W momencie wyskoku zakażonego z ciemności lasu białogrzywy lew już był przygotowany albo na obronę, albo na atak. Ze mną było troszkę gorzej. Nie mam tak doskonałego instynktu zabójcy jak to zwierzę dlatego gdy tylko jakiś mutant ruszał na mnie z chęcią pozbawienia mnie życia, odpierałem jego atak po czym szybkim ruchem próbowałem pozbyć się jego głowy. Awar bez najmniejszych problemów rozszarpywał zakażonych na strzępy pozostawiając po nich jedynie szczątki. Siła zwierzęcia była niesamowita. Dobrze, że rudowłosa dziewczyna ma przy sobie takiego obrońcę. Gdy sytuacja trochę ucichła, a wiele trupów leżało pod naszymi nogami, zorientowałem się, że nigdzie nie widzę Max. Rozejrzałem się dookoła raz jeszcze po czym dostrzegłem. Tą rudą kitę upadającą na kolana pośród nieruchomych, pozbawionych głów ciał.
- Max! - jedynie tyle udało mi się z siebie wydusić, chociaż czułem, że mój głos jest przytłumiony przez wysiłek jaki włożyłem w walkę. Dziewczyna upadła na bark i leżąc pośród martwych mutantów wyglądała jakby... nie żyła. Podbiegając do niej, czułem za sobą ciężki oddech Awara. Dobrze się spisał... Gdyby nie on, moglibyśmy skończyć tak jak te mutanty. A raczej na pewno byśmy tak skończyli. Najpierw dorwaliby mnie. Mimo iż stawiałbym opór i próbował się bronić, oni mieli przewagę. Obecność Awara wywołała u nich lekki niepokój, co można było wyczuć poprzez ich ataki i synchroniczne wyłanianie się z ciemności lasu. Atakowali jeden po drugim, zamiast zaatakować naraz. Ułatwiło nam to sprawę. Część z nich po prostu uciekła gdyż zgaduje, że nie chcieli skończyć jak swoi poprzednicy.
- Max! - poruszyłem za bark dziewczyny, odsłaniając jej twarz z rudych włosów Oddychała. Najwidoczniej nie wytrzymała już tego całego wysiłku i padła z wycieńczenia. Jej prowizoryczny opatrunek zaczynał przeciekać krwią. Odwiązałem swoją niebieską chustę i owinąłem mocnej ranę dziewczyny. Delikatnie poruszyła się gdy zaciskałem węzeł. Na swój sposób ucieszyło mnie to, gdyż wiem, że nie straciła czucia w nodze. Podniosłem Max z ziemi a Awar położył się tuż przede mną jakby doskonale wiedział co chciałem zrobić. Jakby nie patrzeć nie byłem jedyny, który martwi się o zdrowie tej dziewczyny.
Ułożyłem swoją towarzyszkę na jej pupilu tak, aby mieć pewność, że nie spadnie podczas drogi. Zanim opuściłem pole walki rozejrzałem się jeszcze raz, dokładnie... Chciałem się upewnić, że nic nam już nie grozi. Z resztą... Cały ten świat to jedna wielka niewiadoma. W każdej chwili coś mogło znów na nas wyskoczyć i rozszarpać nasze ciała. Otarłem swoją katanę w spodnie, pozostawiając na nich czerwoną barwę zwycięstwa po czym schowałem ją do pochwy. Awar ruszył zaraz za mną po chwili dorównując mi kroku. Rześkie powietrze uświadomiło mi, iż powoli zbliżał się poranek. Niedługo powinniśmy znaleźć się w osadzie.
~*~
Stojąc przy wysokim murzę napotkałem się na spojrzenie strażnika czatującego na jednej z wieżyczek. Chwilę później brama, przed którą stałem wraz z lwem i wciąż nieprzytomną Max, otworzyła się. Strażnicy bez żadnych pytań wpuścili nas do środka. Najwidoczniej musieli poznać ten rudy odcień włosów oraz wielkiego, białego lwa. Bez namysłu, od razu skierowałem się do Carl'a. Było na tyle wcześnie, że osada wciąż spała, a na powierzchni, prócz strażników nie było prawie nikogo. Zapukałem do drzwi budynku. Ściągnąłem Max z jej pupila i trzymając ją na rękach wszedłem do środka. W środku panował półmrok. Woń unosząca się w pomieszczeniu przyprawiała mnie o dreszcze. Pachniało tu najróżniejszymi roślinami, które za pewne nasz doktorek stosował w leczeniu.
- Jest tu ktoś? - zapytałem a mój głos rozniósł się po pokoju
- Co się stało... - głos mężczyzny dobiegł do mnie z drugiego pomieszczenia, najwidoczniej wybudziłem go z objęć morfeusza.
- Jest ranna... - powiedziałem krótko spoglądając na Carl'a wyłaniającego się z ciemności.
- Wbi... - przerwałem swoją wypowiedź gdyż Carl mógłby nie zrozumieć dlaczego dziewczyna mogłaby wbić sobie nóż w nogę. - Potknęła się i nabiła się na ostrze noża. - kontynuowałem.
- Połóż ją tu... - westchnął pokazując mi stolik najwidoczniej służący mu jako stół operacyjny. - Jak głęboko wbiło się ostrze? - zapytał spoglądając na mnie po czym nie dając mi dość do słowa zadał kolejne pytanie. - Było czyste czy zardzewiałe?
- Czyste. - powiedziałem szybko spoglądając jak Carl rozwiązuje opatrunek dziewczyny.
~*~
Po krótkiej chwili dziewczyna miała już założony normalny opatrunek, a Carl powiedział, że teraz musi dużo odpoczywać i najlepiej aby przez jeden dzień nigdzie nie wychodziła. Dodał również, że jeżeli straciła przytomność z wycieńczenia, to niedługo powinna się obudzić. Podziękowałem mu po czym podniosłem dziewczynę.
- Mam nadzieję, że wiesz gdzie jest jej pokój? - spojrzał na mnie zakładając ręce. W geście odpowiedzi pokiwałem jedynie głową. - Ma ślady pazurów na drzwiach... - odparł i machnął ręką w geście pożegnania.
Niosąc rudowłosą na rękach udałem się w stronę Centrum, gdzie schodami w dół skierowałem się do pokoju dziewczyny.
- Ślady pazurów... ślady... pazurów... - szeptałem pod nosem gdy szukałem odpowiedniego pokoju. - Bingo!
Uchyliłem delikatnie drzwi. Nawet się nie zdziwiłem, że były otwarte. Czy ktoś, ktokolwiek zamyka tutaj swój pokój?
Nie zamykając za sobą wszedłem do pomieszczenia, kładąc dziewczynę na łóżku. Dzięki świetle padającym z pochodni wiszących na korytarzu mogłem cokolwiek dostrzec. Zapaliłem świeczki stojące na stoliku obok łóżka i dopiero teraz gdy pokój wypełnił się światłem mogłem zamknąć za sobą drzwi.
Spoglądając na dziewczynę mogłem wyczuć każdy jej oddech. Usiadłem na drugim łóżku, które znajdowało się w pokoju. Nagle dopadło mnie cholerne zmęczenie i zrobiłem się senny. Ta noc... Ta walka była strasznie ciężka. Na szczęście uszliśmy z życiem. To najważniejsze... Cieszę się, że Max jest cała... Co ja bym zrobił gdyby coś się jej stało? Czułbym się winny, że nie dałem rady jej obronić... Tak... dobrze, że nikomu nic nie jest... Z uśmiechem na ustach odpłynąłem do bezpiecznej krainy snów.


<Max?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz